Kilkanaście lat temu chcąc nie chcąc przyłożyłem rękę do niskiego poziomu kształcenia na pewnej prywatnej uczelni.
Nie wchodząc w szczegóły - będąc doktorantem dostałem od swojego profesora "propozycję nie do odrzucenia", aby poprowadzić zajęcia na prywatnej uczelni.
Jedyne co dostałem z prywatnej uczelni to rozpiskę dni i godzin kiedy mają odbywać się zajęcia oraz kopię bardzo ogólnikowego opisu zajęć z gabloty dla studentów.
Przedmiot, który miałem prowadzić, na uczelniach państwowych realizuje się w laboratoriach, wymaga odpowiedniej aparatury oraz materiałów i odczynników. Na prywatnej uczelni miałem "klasę" nadającą się do pokazowych eksperymentów na poziomie liceum ogólnokształcącego.
Na moje pytania panie w dziekanacie reagowały wzruszeniem ramion albo tekstem klasy: "nie było, nie ma, nie będzie".
Miałem wrażenie, że oczekiwano ode mnie, że skoro robię doktorat na państwowej uczelni, to przyniosę ze sobą pełny, szczegółowych plan zajęć laboratoryjnych, oraz materiały i odczynniki do ich realizacji.
Przyjrzałem się uważnie treści mojej umowy (zlecenie) oraz otrzymanemu planowi i wszystkie zajęcia przeprowadziłem jako "pogadanki". Klasa nie miała nawet rzutnika więc jakość tych zajęć była tragiczna a studenci znudzeni. Dla formalności zrobiłem kilka kolokwiów, ale nie robiłem nikomu problemów z ich zaliczeniem.
Zajęcia trwały tylko jeden semestr. Dalszej współpracy mi nie zaproponowano.
Nie wchodząc w szczegóły - będąc doktorantem dostałem od swojego profesora "propozycję nie do odrzucenia", aby poprowadzić zajęcia na prywatnej uczelni.
Jedyne co dostałem z prywatnej uczelni to rozpiskę dni i godzin kiedy mają odbywać się zajęcia oraz kopię bardzo ogólnikowego opisu zajęć z gabloty dla studentów.
Przedmiot, który miałem prowadzić, na uczelniach państwowych realizuje się w laboratoriach, wymaga odpowiedniej aparatury oraz materiałów i odczynników. Na prywatnej uczelni miałem "klasę" nadającą się do pokazowych eksperymentów na poziomie liceum ogólnokształcącego.
Na moje pytania panie w dziekanacie reagowały wzruszeniem ramion albo tekstem klasy: "nie było, nie ma, nie będzie".
Miałem wrażenie, że oczekiwano ode mnie, że skoro robię doktorat na państwowej uczelni, to przyniosę ze sobą pełny, szczegółowych plan zajęć laboratoryjnych, oraz materiały i odczynniki do ich realizacji.
Przyjrzałem się uważnie treści mojej umowy (zlecenie) oraz otrzymanemu planowi i wszystkie zajęcia przeprowadziłem jako "pogadanki". Klasa nie miała nawet rzutnika więc jakość tych zajęć była tragiczna a studenci znudzeni. Dla formalności zrobiłem kilka kolokwiów, ale nie robiłem nikomu problemów z ich zaliczeniem.
Zajęcia trwały tylko jeden semestr. Dalszej współpracy mi nie zaproponowano.
prywatna uczelnia
Ocena:
125
(133)
Komentarze