Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90245

przez ~LudzieNieMajaSerca ·
| Do ulubionych
Pracuję w prywatnej przychodni.

W związku z zapotrzebowaniem ze strony pacjentów nadal realizujemy teleporady medyczne - większość osób leczących się na choroby przewlekłe woli tą formę, bo nie muszą biec do przychodni pełnej chorych ludzi po receptę i ma to sens, skoro w miarę regularnie przechodzą badania kontrolne i okresowe (które też można zlecić zdalnie).

Niemniej wymaga to minimum mobilizacji ze strony pacjentów - jeśli bowiem dostają receptę na miesiąc/dwa miesiące/trzy... itd., to powinni pi razy oko orientować się, kiedy leki im się skończą.

Niestety, mamy pulę pacjentów, którzy za pięć ósma wieczór przypomnieli sobie, że rano zażyli ostatnią tabletkę i wymagają, bym umówiła teleporadę jeszcze dziś "bo pani doktor mnie zna".

No cóż, mnie też zna, ale to nie upoważnia mnie do tego, żebym wydłużała jej grafik poza godziny otwarcia przychodni...

I to już samo w sobie jest piekielne, ale dzisiejsza sytuacja mnie rozłożyła na łopatki całkowicie.

Pani doktor się rozchorowała, wobec czego przekazała, że nie będzie przychodzić do pracy osobiście, ale żeby nie zostawiać umówionych pacjentów "na lodzie", może zdalnie połączyć się z systemem (w czasie pandemii zespół informatyków stworzył kilkuetapowe łączenie się przez hasła, numery itd.) i już umówione osoby obsłużyć telefonicznie (jeśli oczywiście takie rozwiązanie im odpowiada). Praktycznie wszyscy pacjenci się zgodzili, więc dr dzwoniła pół dnia do chorych, chociaż sama powinna odpoczywać i wracać do zdrowia. Dwie osoby, którym zależało na wizycie osobistej, przyjął inny lekarz (ale też był dostępny tylko do południa).

I tego dnia właśnie zadzwoniła piekielna, że ona chce teleporadę jeszcze dziś (chociaż było już po 18). Usłyszała informację o tym, że dr jest chora i nie mogę ani jej, ani nikogo innego zapisać.
Piekielna żądała w dalszym ciągu teleporady i zdawała się nie rozumieć, że dr nie powinna pracować WCALE - ani osobiście, ani przez telefon, tylko jak każdy inny chory człowiek położyć się do łóżka, wziąć leki i zadbać o siebie i swoje zdrowie.
Nie, piekielna była przekonana, że jej leki na uspokojenie (bo dobrowolnie i bez pytania z mojej strony podała mi przez telefon nazwę leku, który jej się skończył) są ważniejsze, niż zdrowie drugiego człowieka.
Piekielna usłyszała ode mnie, że nie zamierzam dzwonić do dr "zapytać czy się zgodzi", bo nie wyobrażam sobie namawiać na pracę chorego i zmęczonego człowieka, tym bardziej że jest prawie w wieku emerytalnym!

Ja rozumiem wiele sytuacji w życiu: urazy, zagrożenie zdrowia w ciąży lub pojawienie się nagłych objawów przy istniejącej innej chorobie przewlekłej (np. cukrzyca), ale nie rozumiem, że człowiek, który nie potrafi się zmobilizować, żeby zrobić zlecone badania lekarskie (widziałam "wiszące" zlecenia w systemie, które ta konkretna pacjentka od pół roku olewa), wymaga ode mnie, żebym mobilizowała chorego człowieka, bo... no właśnie? Bo ona tak chce?

Nie rozumiem dlaczego pacjentka jest przekonana, że może lekceważyć swojego lekarza, pomimo tego, że on chce jej pomóc i poszerzyć diagnostykę, ale z jakiegoś powodu lekarz nie ma prawa "zlekceważyć" pacjenta, który nie stosuje się do jego zaleceń. Przy czym owo "lekceważenie" nie wynika z podłego charakteru, tylko niedyspozycji powodowanej chorobą.

Nie rozumiem dlaczego w Polsce pokutuje przekonanie, że lekarz jest jak niewolnik, któremu nie wolno być na zwolnieniu L4 albo - nie daj Boże!!! - na urlopie, bo powinien "służyć zdrowiu", bo ta praca "to powołanie" i wiele innych, absurdalnych argumentów.

Przecież to też jest CZŁOWIEK. Miejcież serce i dajcie żyć, dajcie chorować i dajcie odpocząć, bo jak zajeździcie swojego lekarza, to za chwilę nie będzie miał kto was leczyć - nawet przez telefon.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (129)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…