Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90249

przez ~SerduszkoTyMoje ·
| Do ulubionych
Znacie takich ludzi, którzy mają tak negatywną aurę, że samo przebywanie z nimi jest męczące? No właśnie.

Przypomniało mi się, jak kiedyś kopnął mnie zaszczyt szkolenia nowej pracownicy. Nie pierwszy i nie ostatni raz zresztą, bo nawet to lubię.

Przyszła taka sobie powiedzmy Marysia. Dziewczę młode - tak pomyślałam na początku, ale okazało się, że Marysia po prostu młodo wygląda, a w zasadzie młodo się nosi, w rzeczywistości miała 30 lat, czyli wtedy prawie moja równolatka. Marysia zdawała się być powiewem świeżego powietrza w firmie, zabawna, entuzjastyczna, uśmiechnięta. Tak mi się wydawało przez pierwsze kilka godzin pracy z nią. Bo już po kilku godzinach zaczął z niej wychodzić jej nieco podły charakterek.

Marysia dobrze wiedziała, że jestem w firmie już dłuższy czas, a nasz oddział jest niewielki. Siłą rzeczy wszyscy znali się dość dobrze. Po kolei w ciągu dnia przedstawiałam ją kolejnym kolegom - nie wiem, dlaczego Marysia uznała, że każdą z tych osób na osobności musi odpowiednio skomentować. Ale ten ma pryszcze, a tej chyba na ciuchy nie stać, bo w za małych spodniach chodzi, a ta co taka przestraszona, pewnie ją stary bije. Powiedziałam jej, że takie uwagi są nie na miejscu, choć do dziś zastanawiam się, co chciała osiągnąć tym, że obgadywała z osobą, którą zna od kilku godzin, osoby, z którymi ta osoba pracuje od kilku lat?

Drugiego dnia mój entuzjazm co do Marysi był nieco mniejszy, ale cóż, podjęłam się zadania to i je wykonam. Marysia chyba zresztą próbowała zatrzeć złe wrażenie z dnia poprzedniego, bo już nic nie komentowała i była nad wyraz uprzejma. Cały dzień skupiałyśmy tylko na kwestiach zawodowych, a Marysia zaproponowała mi wspólny obiad. Zgodziłam się, przecież nie będę przed nią uciekać.

W trakcie obiadu Marysia nawet przeprosiła za komentarze pod adresem współpracowników, powiedziała, że ma złe doświadczenia z poprzedniej pracy, gdzie koledzy ją źle traktowali i musiała się zwolnić. Poczułam nawet współczucie wobec niej, toć każdego z nas może to kiedyś spotkać. Ale po prawdzie - nie zachęcałam szczególnie do opisywania szczegółów, żeby nie wprowadzać znowu przykrej atmosfery.

Zachęcać nie musiałam - Marysia zaczęła gadać i tak przegadała cały obiad, a konkluzja była jedna - cały świat uwziął się na Marysię i wszyscy jej nienawidzą z niewiadomych powodów.
"Ja naprawdę chciałam mieć tam z wszystkimi dobre kontakty, ja nie jestem osobą konfliktową. No, ale wyobraź sobie, że z dziewczynami umówiłyśmy się, że w toalecie będziemy stawiać krem do rąk, bo zawsze po myciu rąk się przydaje. Bo szef nam nie kupował, mimo próśb. To też jest paranoja, nie? No i ja zawsze stawiałam taki porządny, z wyższej półki. A dziewczyny to zawsze jakiś byle jaki, taki zwykły rumiankowy albo nawet z Lidla. Ja je prosiłam, żeby przynosiły coś lepszego, bo ja przynoszę drogi krem, a potem muszę się tymi gorszymi smarować. To powiedziały, że jak mi nie pasuje to żebym używała swojego kremu, a one sobie będą swoje stawiać. I wyobraź sobie, że od tej pory ja musiałam nosić swój w torebce, a w łazience ciągle stał ten tani.

A potem to już było coraz gorzej, prosiłam na przykład koleżanki, żeby radio włączyć, a one, że nie, bo im przeszkadza w pracy, a wiem, że to nieprawda, bo kiedyś słuchałyśmy, a potem się zepsuło, ja przyniosłam nowe, to było po tej akcji z kremem i nagle się okazało, że wszystkim przeszkadza! A kiedyś na przerwie musiałam podejść do galerii kupić prezent dla mojej przyjaciółki i trochę się spóźniłam, to zaraz ta Anka, ta niby przełożona, powiedziała, że ją moje prywatne sprawy nie interesują i będę te pół godziny musiała odrobić! Ale jak inna koleżanka była chora i wyszła w środku dnia to jakoś nie musiała odrabiać".

Zmęczyliście się? Ja też. Ale wtedy Marysia dopiero się rozkręcała.

"I wiesz, ja to nie mam na co dzień w nikim oparcia już teraz, pracy potrzebuje, bo niedawno rozstałam się z facetem i muszę sama za mieszkanie płacić. Ja uważam, że on mimo, że się wyprowadził to powinien płacić połowę czynszu, bo mieszkanie braliśmy razem. A on, że nie i powiedział właścicielce, że on się wyprowadza i ta kazała mi nową umowę podpisać. Ja mu powiedziałam, że co? Ja mam teraz płacić za dwoje? A on do mnie, żebym sobie mniejszego mieszkania poszukała. No, ale to już jest mój dom, jemu to łatwo mówić, bo faceci się tak nie przyzwyczajają. Ale on to był w ogóle niewyrozumiały, wiesz, ja mu mówię, że no sorry, ale nie będę zrywać kontaktu z przyjaciółmi przez niego. A on mi kazał przestać gadać z moim przyjacielem. No fakt, że ja z tym przyjacielem kiedyś byłam i czasem sobie tak żartowaliśmy, no wiesz, erotycznie, ale ja mu mówiłam, że to takie nasze inside jokes. A poza tym też on miał takich głupich znajomych, taki Marcin, kloc z siłowni co nic nie miał do powiedzenia na żaden temat, a ten mój były, że to jego najlepszy kumpel, a ja się pytam, na co komu takie znajomości? No i tak zostałam z tym mieszkaniem, ale na szczęście nie sama, bo przygarnęłam pieska i teraz wiesz, znowu wydatek, bo muszę płacić sąsiadce, żeby go trzy razy dziennie na dwór brała, bo rano mi się tak spieszy, a wieczorem to już siły nie mam na nic.

Myślałam, że moja matka mi pomoże, a ona mówi, że ma swoje zajęcia i nie będzie do mnie jeździć, żeby psa wyprowadzać. Ale moi rodzice to zawsze tacy byli, zero pomocy, zero wsparcia, jak studiowałam to już musiałam w knajpie dorabiać, żeby gdzieś wyjść ze znajomymi, bo rodzice to tylko mi na ciuchy i jedzenie dawali. Dobrze, że jeszcze nie kazali płacić za mieszkanie u siebie! Jak chciałam jakiś lepszy telefon, no bo tamten to już szczerze trzeci rok miałam, to nieeee, bo to zbytek, a potem mojemu bratu za prawo jazdy zapłacili. Że to niby nie zbytek. No, ale oni zawsze moja brata faworyzowali. I tak jest do teraz! Widzisz, matka mi psa nie wyprowadzi, ale jak brat potrzebuje, żeby mu dzieci niańczyła to nie ma problemu. Ja wiem, matka to mnie nienawidzi, bo dzieci nie chce mieć. Niby nie powie, ale widzę jak mnie traktuje. Zobacz, na urodziny daje się prezenty, nie? No rodzice mi też dają. Ale mojemu bratu dają na jego urodziny i na urodziny żony i na urodziny dzieciaków. Czyli on dostaje cztery razy w roku, a ja tylko raz. I oni mają takie podejście, a potem się dziwią, że ja im na urodziny tylko kartkę kupuję.

Ostatnio jeszcze matce powiedziałam, że skoro dzieci mojego brata prezenty na urodziny dostają, to chyba mój pies też dostanie, a ona do mnie, że na głowę upadłam. No, na szczęście nie muszę ich za często odwiedzać, ale najgorzej jak jest jakaś impreza rodzina to przychodzi ta ciotka od strony matki. Taka stara i irytująca stara panna, widać, że bolca jej brak, hehe, wszystkich się czepia, najbardziej mnie, że niby rodzicom nie pomagam. Ja mam rodzicom pomagać? To chyba rodzice dzieciom powinni pomagać. No i jest jeszcze ten kuzyn ojca..."

Dobra, tyle wystarczy. Dowiedziałam się w każdym razie bardzo wiele o jej koneksjach rodzinnych, o jej znajomych, sąsiadach. W skrócie - Marysia kontra świat. Po zjedzeniu posiłku czułam się jakbym pracowała od 24h bez przerwy. Dostałam migreny. Najgorzej jednak, że Marysia usiłowała dalej gadać w trakcie pracy, ale powiedziałam jej, że był czas na pogaduszki, a teraz praca. Z kolejnych obiadków z nią się wykręcałam. Łzy radości wywołała u mnie wiadomość, że Marysia jednak będzie pracować w innym oddziale, bo tam mają większe braki personalne.

praca

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (187)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…