Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90288

przez ~lileczka ·
| Do ulubionych
Historia 3w1 z dnia dzisiejszego, która sprawiła, że właśnie pożegnałam się z ulubionym lumpeksem.

Lumpeksik znajduje się w moim rodzinnym mieście i zawsze przy okazji odwiedzin u rodziców lubię tam wpadać. Raz w tygodniu, we wtorek, w sklepie jest wyprzedaż, kiedy wszystko kosztuje 10zł/kg. Kto w lumpeksowych klimatach siedzi, wie, że takie promocje często przyciągają tłumy i tu nie jest inaczej. Dzień wyprzedaży to Armagedon. Kolejka przed wejściem na kilkanaście metrów, zrzucanie wieszaków, wyszarpywanie sobie z rąk i ścisk, niewyobrażalny ścisk.

Dziś było nie inaczej. Przezornie rozejrzałam się po sklepie czy nie ma info o zmienionej cenie dnia, bo z cyklu tygodniowego wypadły dwa dni (sobota i poniedziałek) i w takich sytuacjach, sklepy często zmieniają sobie ceny. Ale nigdzie nic nie widać, no to lecę wygrzebywać te perełki za kilka groszy.
Grzebię, grzebię i słyszę rozmowę kasjerek.

- Wiesz, może trzeba było wywiesić te kartki.
- No można było.
- Wieszamy?
- Teraz to już nie ma jak, nic nie mów, może nikt się nie zorientuje.

Nie zaprzątałam tym sobie głowy. Parę minut później kolejny dialog przy kasie między klientką, a kasjerką.

- 45zł proszę
- 45? Przecież tu nie ma 4kg odzieży, co pani
- Ale dzisiaj jest 30zł/kg
- 30? Nie 10?
- Nie
- Jak to nie? Przecież jest napisane, że wtorek 10zł/kg
- Pani, przecież święta były, to nam towar nie zszedł, żeby wyprzedaż robić, no bez przesady
- No wie pani?! - już krzycząc - To żarty jakieś, oszustwo! Pani, idź mi pani z tym, dziękuję bardzo.

Pani zostawiła ciuchy i wyszła. Jedna kasjerka do drugiej:

- Nie no, chyba trzeba coś powiedzieć czy te kartki wywiesić.
- No może trzeba - i krzyczy:
- Haaaalo, proszę państwa! Dzisiaj cena 30zł/kg!

Pomruki niezadowolenia, zdumienia, oburzenia. Potem co niektórzy zwyczajnie rzucili to co mieli w rękach na podłogę i wyszli. Inni kontynuowali zakupy - nadal niesamowity ścisk.
Nagle do sklepu wparowuje pani z psem. Dużym psem. Nawet bardzo dużym. Pies raczej nieagresywny, ale rzucał się na smyczy, chyba ze stresu. Właścicielka tylko co chwilę pokrzykiwała:
- Do nogi! Noga!

Sytuacja zrobiła napięta i inni klienci zaczęli zwracać kobiecie uwagę, że pies nie ma kagańca, co chwilę ktoś na niego wpada i ogólnie sytuacja taka nie bardzo przyjemna. Kobieta prychała tylko, że pies przecież nie gryzie. W końcu ktoś zwrócił się do obsługi, że w sklepie jest duży i wyraźnie zdenerwowany pies i ludzie się boją. Kasjerka tylko wzruszyła ramiona, pytając, co ona do tego ma.

A gwoździem programu było, gdy z moimi zakupami udałam się do kasy. Kasjerka wrzuciła wszystko na wagę, następnie nerwowym gestem wysypała z wagowego kosza na ladę - część wpadła na podłogę za ladą, na co zwróciłam jej uwagę. Na to kasjerka rzuciła rzeczy ponownie na wagę. Powiedziałam jej, że przecież już te rzeczy ważyła i zapisała kwotę. Ona odparła, że widzi przecież, że tych rzeczy nie było na wadze i na pewno spadły przez ważeniem - różnica co prawda tylko 20zł, no ale jednak 50% rachunku. Tu już moja cierpliwość się skończyła i gdy kasjerka uparcie usiłowała policzyć mi za te rzeczy dwukrotnie podziękowałam za zakupy i wyszłam.

Szkoda, sklep bardzo lubiłam - nie spodziewałam się po nich takiej akcji.

lumpeks

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (157)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…