Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90299

przez ~corkakowala ·
| Do ulubionych
Dziś historia o piekielnej hipokryzji niejakiej pani Jadzi.

Pani Jadzia była kiedyś sąsiadką moich rodziców i z mamą przyjaźni się do dziś. Idealny przykład osoby przedwcześnie stetryczałej - z dzieciństwa pamiętam ją jako osobę miłą i do dziś mam nawyk nazywania jej ciocią.

No więc ciocia Jadzia w wieku 50 lat straciła pracę i postanowiła, że na stare lata nowej nie opłaca się szukać. Od tej pory powoli, acz systematycznie stawała się coraz bardziej złośliwa i zgorzkniała. Mama, choć się z nią przyjaźni, coraz częściej mówi, że Jadzia stała się męcząca przede wszystkim przez swoje złośliwości i negatywne nastawienie do świata.

Sama mam ciocię Jadzię w znajomych na Facebooku i widzę, że jej konikiem jest ciągłe komentowanie postów na portalach parentingowych i kobiecych, najczęściej narzekając na to, że dzisiejsze dzieci są hodowane, a nie wychowywane i za jej czasów coś takiego było nie do pomyślenia. Podobnie zresztą komentuje rzeczywistość w rozmowach z moją mamą, ale oczywiście wyjątkiem są jej wnuki wychowane na cudowne, grzeczne aniołki przez jej równie cudownie wychowane dzieci.

Czy dzieci cioci Jadzi są dobrze wychowane - nie wiem. Mimo, że jako dzieci mieszkaliśmy obok siebie i chodziliśmy przez pewien czas do tej samej szkoły, nie było nam ze sobą po drodze. Zarówno syn jak i córka trochę łobuzowali, ale które dzieci nie mają co jakiś czas głupich pomysłów i wybryków.

Jadzia bywa złośliwa wobec mojej mamy, wypominając jej, że chyba dzieci o niej zapomniały, bo coś rzadko wnuki podrzucają, a ona wnusie ma co weekend. Zapomina przy tym, że jedyne póki co wnuki mojej mamy mieszkają 100km dalej, a mama nadal pracuje zawodowo na cały etat. Brat odwiedza rodziców co jakiś czas, ale nie drałuje 100km w tę i nazad, aby zostawić rodzicom dzieci, gdy z żoną idą na kolację, szczególnie, że na miejscu mają drugich dziadków. Tymczasem dzieci pani Jadzi mieszkają oboje w promieniu kilku kilometrów od niej, a jej córka sama wychowuje dziecko i nie ma nikogo poza Jadzią do pomocy.

W każdym razie, ostatnio brat i bratowa zostali zaproszeni na wesele i dzieciaki zostawili tym razem u naszych rodziców na weekend. Mama skorzystała z okazji i zaproponowała Jadzi wspólny wypad z dzieciakami do parku - pogoda sprzyjała, a i wnuki w podobnym wieku w końcu by się poznały. No i tak miały spotkać się w lokalnym parku wczesnym popołudniem - mama z 3-letnią bratanicą i 5-letnim bratankiem, Jadzia z dwójką wnuków od syna, 4 i 8 lat i wnusią od córki, 2 lata.

Mama czeka już w parku, gdy dzwoni Jadzia i pyta czy nie mogą jednak iść na pobliską salę zabaw, bo dzieci by chciały
(w tle "babcia!!! Sala zabaw! Nie chcę do parku!!! Babcia!!!). Mama mówi, że szkoda, bo pogoda piękna, ale dzieciaki się pewnie ucieszą.

Już na sali zabaw - starsze wnuki Jadzi próbują wejść w pełnym rynsztunku na salę, szturmując bramkę. Pracownica zwraca uwagę, że trzeba zdjąć buty i kurtki. Jadzia odburkuje:
- Wiem przecież! Pani myśli, że pierwszy raz tu jesteśmy?
Przepychanka słowna z dziećmi trwała dobre kilka minut, bo młody zaczął płakać, że się nie rozbierze, a starszy zrzucił byle jak buty i kurtkę i zaczął Jadzię poganiać:
- Babcia, dawaj kasę!
W tym wszystkim najmłodsza wnuczka zaczęła płakać i za cholerę nie chciała tam wejść. W końcu wszystkie dzieciaki się ogarnęły i udało się wejść.

Już na sali - starszy biega, szaleje, krzyczy - niby nic, gdyby nie to, że co chwilę trącał małe dzieci, przepychał się w kolejkach, a nawet wyzywał dzieciaki. Młodszy usiłował dorównać bratu. Co kilka minut mieli nowe zachcianki typu soczek, chipsy, żetony do automatów. Jadzia co jakiś czas usiłowała odmówić, na co słyszała:
- Głupia jesteś! Powiem tacie!

Gdy mama zwróciła Jadzi uwagę, że może warto chłopcom zwrócić uwagę, żeby starali się w zabawie nie szturchać innych dzieci, a tym bardziej nie wyzywać, Jadzia odpowiadała, że dzieciaki przecież muszą się wyszaleć. Gdy jednak mniej więcej 3-letni chłopiec przypadkiem najechał jakimś jeździkiem na jej wnuczkę, Jadzia zaczęła się na niego wydzierać i pytać, gdzie jego rodzice. Przestraszony chłopiec pobiegł do matki, a Jadzia zrobiła jej awanturę, że jej syn pobił jej wnuczkę, a ona gruba krowa, siedzi sobie z telefonem i ma to gdzieś. Kobieta przeprosiła, zapytała syna czemu to zrobił, a ten tylko płakał. Gdy jednak Jadzia dalej się darła na dzieciaka, że jest mazgajem, jego matka nie wytrzymała i dość ostro kazała Jadzi się oddalić.

Jadzia wróciła do mojej mamy pomstując, że tacy to właśnie są teraz rodzice, gnojów małych rozpuszczają, nic ich nie obchodzi i litują się nad mazgajami. Mama trochę z Jadzią podyskutowała, że może za ostro jednak zareagowała, przecież widać, że mały nie zrobił tego specjalnie, a matka przeprosiła. Na co Jadzia odparła:
- A wcale mnie nie dziwi, że tak mówisz, swoje dzieci też tak wychowywałaś, to będziesz teraz bronić, ja pamiętam jak A. (ja) moją córkę uderzyła, to też mówiłaś, że to tylko dziecko, a A. nigdy nie przeprosiła. Jadzia mówiła o sytuacji, w której mając niecałe dwa lata podobno uderzyłam córkę Jadzi łopatką w głowę w piaskownicy, czego oczywiście nie pamiętam, a mama dość mgliście.

Prawdziwy dramat nastąpił jednak, gdy po dwóch godzinach mama i Jadzia z pacholęciami chciały opuścić przybytek. Starszy za nic nie chciał wyjść, kazał babci wyskoczyć z kasy i dopłacić za kolejną godzinę. Jadzia prosiła, błagała, a młody nie i koniec. A chłopak 8 lat - to i na ręce nie weźmiesz i wyniesiesz. Dopiero, gdy obiecała mu pójście do McDonaldsa młody łaskawie wyszedł - i tak, Jadzia faktycznie nie miała już pieniędzy, więc pożyczyła od mojej mamy. Jaka z tego puenta? Jak to było z tą drzazgą i belką w oku?

pani jadzia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (174)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…