Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90334

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu losowej historii o DKMSie przypomniało mi się, jak z koleżanką rejestrowałyśmy nowych dawców.
Było to lata temu, może z 10, byłam nastolatką, a koleżanka, powiedzmy Kasia, o kilka lat starsza ode mnie.

Celem wstępu i może zrozumienia postawy koleżanki: Kasia prowadziła życie szpitalne, już w wieku przedszkolnym zachorowała na nowotwór, którego skutkiem był trwały, poważny aczkolwiek niewidoczny uszczerbek na zdrowiu. Później przez kilka lat pozostawała we względnie dobrym stanie zdrowotnym (czyli bez nowotworów), a następnie zachorowała po raz kolejny na nowotwór innego typu, który przechodził tylko na krótko w stan remisji i "uaktywniał się" na nowo, do tego, jeśli dobrze kojarzę, pod koniec jej życia doszedł kolejny nowotwór, który nie był wiązany z tym, na którego już chorowała. Kasia zmarła jeszcze przed trzydziestką. Zawsze w rozmowie poruszała tematy takie jak jej choroby czy niepełnosprawność - ciężko tu mieć pretensje, tak wyglądało jej życie. Jedna jej cecha niestety sprawiała, że ciężko się z nią funkcjonowało - Kasia miała zawsze rację, bardzo często się wykłócała lub próbowała nawrócić innych na jej, jedyny słuszny, tok myślenia.

Pewnego razu Kasia namówiła mnie na akcję rejestrowania potencjalnych dawców w bazie DKMS. Jak to często bywa - akcja ta miała miejsce w centrum handlowym. Już po przyjściu Kasia zaczęła dyskutować z koordynatorką akcji na temat umiejscowienia naszego stanowiska, a po wyjściu koordynatorki postanowiła je przenieść. To w gruncie rzeczy okazało się być nieszkodliwe.

Przejdźmy zatem do samej akcji. Wiadomo, jak to powinno wyglądać. Wolontariusze zaczepiają zakupowiczów, a ci zgadzają się i siadają przy stanowisku albo nie i oddalają się w im znanym kierunku.
Jeśli ktoś się nie zgodził, to Kasia wyciągała asa z rękawa i opowiadała historię w stylu jak to sama potrzebowała pomocy i otrzymała szpik od kogoś - dobra historia, ale nieprawdziwa, gdyż akurat z nowotworami krwi nigdy się nie zmagała. Po takim kasinym monologu zgadzało się zarejestrować w bazie około 20% "niechętnych".

Co z pozostałymi 80% osób? Kolejne 20% "niechętnych" zgadzało się po dalszych, bardziej natarczywych naciskach Kasi. Żelaznymi argumentami były między innymi:
- Nic to Pana/Pani nie kosztuje.
- Jak można nie chcieć pomóc?
- Co jeśli Pana/Pani dziecko zachoruje?
- Zawsze można zrezygnować.
Pomijając fakt, że było to niesamowicie niegrzeczne i namolne, było to w moim odczuciu też szkodliwe. Dlaczego nie zareagowałam? Na początku próbowałam, ale byłam zbywana i z racji wieku ustępowałam. Tak jak ustępowali ci ludzie i rejestrowali się prawdopodobnie dla świętego spokoju.

Mam nadzieję, że jej postępowanie nie przyniosło więcej szkody niż pożytku i, że ktoś nie musiał czekać dłużej na szpik - przecież każdy z potencjalnych dawców ma święte prawo zrezygnować.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (113)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…