Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90352

przez ~Mieszkaniepodnajem ·
| Do ulubionych
Wczoraj wpadła do mnie na kawę koleżanka, która pożaliła się, że właściciel wypowiedział jej umowę mieszkania i ma miesiąc na znalezienie nowego lokum. Jak się okazało, termin który miała za w miarę długi, jest niemożliwy do osiągnięcia, bo teraz na rynku jest posucha i zostały albo absurdalnie drogie mieszkanie (tu pokazała mi kawalerkę w dzielnicy sypialnianej o pow. 30 M2 w standardzie PRL za jedyne 2500+opłaty) albo takie, gdzie diabeł mówi dobranoc, mimo że w ogłoszeniu stoi "15 minut do centrum" (może w środku nocy i helikopterem, bo od centrum dzieli je 12 km).

Przypomniało mi to moje poszukiwania mieszkania i kilka mieszkań, w których miałam okazję pomieszkiwać, dopóki nie kupiłam własnego M.

1. Mieszkanie zwierzolubne ale jednak nie
W ogłoszeniu mieszkanie zwierzolubne, co dla mnie było szczególnie ważne - mieliśmy wtedy 13letniego kota, który był częściowo niewidomy (zgarnięto go z ulicy po wypadku). Na miejscu okazuje się, że żadnych dużych zwierząt. Właściciel akceptował tylko zwierzęta klatkowe i wakwarium. Gdyby napisał to w ogłoszeniu, zaoszczędzilibyśmy czas.

2. Mieszkanie z ukrytymi opłatami
W ogłoszeniu 1400 zł+350 zł czynszu. Na miejscu okazało się, że musimy też obowiązkowo wynająć dwa miejsca postojowe, przynależne do mieszkania, za które właścicielka chciała 200 zł. Do tego internet 80 zł, bo właścicielka nie będzie likwidowała umowy i średnio nią interesowało, że my mamy swój internet za 39 zł. Wspomniała jeszcze o wynajęciu komórki lokatorskiej, ale to była skłonna nam oddać w gratisie o ile żaden z sąsiadów się nie skusi. Czyli z 1750 zł robiło się nagle ponad 2k.

3. Mieszkanie od pośrednika
Tu jako temat zbiorczy. Wiele ogłoszeń pisanych jako od osoby prywatnej okazywało się na miejscu od pośrednika, który doliczał swoją prowizje, za to że otworzył nam mieszkanie, bo często i tak formalności mielibyśmy załatwiać sami z właścicielem. Za otwarcie drzwi równowartość miesięcznego czynszu. Oczywiście po naszej stronie. Co gorsze, mieszkania te były w raczej średnim standardzie tzw. Babciny atandar

4. Nasz drugi najem
Z pierwszego najmu zrezygnowaliśmy, bo zaczął się nam remont drogi, który miał się kończyć za 2 lata. Mieszkanie na placu budowy nas średnio urządzało, bo zlikwidowano miejsca parkingowe, chodnik rozryto, a dojście do domu często zajmowało nam więcej czasu, bo trzeba było iść do niego na okrętkę. Właścicielka nie chciała obniżyć ceny najmu (dość wysokiej z resztą i podbitej przez dobrze skomunikowana okolice) za te niedogodności, więc wyprowadziliśmy się do kolejnego mieszkania. Mieszkałam tam przez 1,5 roku. Właścicielkę widzieliśmy przy podpisaniu umowy i na odbiorze mieszkania. Nie miała uwag co do stanu mieszkania, bo dbaliśmy jak o swoje. Na koniec najmu nawet umyliśmy kanapy odkurzaczem piorącym, żeby pozbyć się plam. Kaucja miała nam wpłynąć na konto 14 dni od zakończenia najmu.
Mija 15 dzień, na koncie nic. Ale daje szansę, może gdzieś utknęło na księgowaniu. Gdy po 20 dniach nie mailami kaucji na koncie, zadzwoniłam do właścicielki, na co dowiedziałam się, że ona kaucję zatrzymuje za zniszczenia szafek, bo zawiasy są wyrwane! A kot zasikał dywany (były one nasze-zostawilismy bo ciężko było je zabrać ze sobą na nowe mieszkanie i nie były zasikane, a w stylu marmurka z "plamami"). Powiedziałam, że nie miała żadnych uwag, a zawiasy we wszystkich szafkach są w takim stanie w jakim je zastaliśmy, a że meble były z lat 2000, to po prostu już się rozwalają ze starości. Dywaniki były nasze i nie ma ich w protokole, więc do nich nie może mieć żadnych uwag. Nie chciała przyjąć tego do wiadomości i chciała zatrzymać 2500 zł kaucji za tę wyimaginowaną wadę. Wysłałam jej przedsądowe wezwanie do zapłaty zwiększone o odsetki. Dostałam kaucję w wysokości 2000. Poszło więc kolejne pismo, na które mi odpisała, że my wpłaciliśmy tylko 2000, nie 2500. Wysłałam jej potwierdzenie wpłacenia kaucji z groźba, że jeśli nie odda tej kwoty, pozwę ją o próbę oszustwa i kradzież 500 zł. Nie odpisała, więc poszłam do radcy prawnego, który wysłał do niej pismo. I nagle na koncie znalazły się pieniądze.

5. 1 z 3 najmów (ostatni)
Mieszkało nam się nawet w porządku. Mogliśmy mieć naszego kota, sąsiedzi byli okej. Meble to był standard po babci i kilka nowych mebli z ikeii. Okazało się, że nasze mieszkanie będzie oddane szybciej, więc wypowiedzieliśmy umowę, na co właściciel powiedział, że tylko jemu przysługuje wypowiedzenie, a nie nam. A więc mamy płacić jeszcze przez 3 miesiące. Powiedziałam, że zgodnie z umową "Strony ustalają miesięczny okres wypowiedzenia liczony od następnego miesiąca po złożeniu wypowiedzenia". Powiedział że musi sprawdzić i po sprawdzeniu przyznał nam rację. Nie wiem czy liczył na to, że jednak nas skasuje za kolejne miesiące i chciał być cwaniakiem, bo widział że Młodzi ludzie, czy rzeczywiście nie ogarnął tego zapisu.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (136)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…