Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
poczekalnia

#90374

przez ~Katsuni ·
| było | Do ulubionych
Miałam bardzo dobrą koleżankę - dajmy na to Anię. Z Anią poznaliśmy się na studiach i trzymałyśmy się razem przez licencjat i magisterkę. Trzymały się z nami również 4 inne dziewczyny, ale po studiach każda poszła w swoją stronę i kontakt się poluźnił. Ja utrzymywałam bardzo luźny kontakt z Kasią oraz Basia, bo akurat do Basi miałam w miarę blisko z rodzinnej okolicy i zdarzyło nam się spotkać na kawę, gdy byłam w okolicy. Kasia wyjechała do Norwegii ale raz na ileś napiszę coś w odpowiedzi na jej relacje na Instagramie, czy życzenia urodzinowe/z innych okazji i z wzajemnością. Pogadalismy chwilę i tyle.

Ania pożaliła mi się, że nie ma kontaktu z nikim z naszej paczki. Przeżyła to bardzo, bo w jej ocenie, skoro kolegowałyśmy się we 4 na studiach, to nadal powinnyśmy mieć super kontakt po nich. Powiedziałam jej, że każdy ma teraz swoje życie, pracę i nikt nie przyjedzie specjalnie do naszego miasta, żeby posiedzieć z nami na piwku jak kiedyś.

Potem wyszło, że Basia bierze ślub. Ania oczekiwała, że dostanie na ten ślub zaproszenie, mimo że realnie nie rozmawiała z Basia od dłuższego czasu. Mi Basia tylko rzuciła, że będzie wychodziła za mąż więc pogratulowałam jej i życzyłam szczęścia.
Basia wrzuciła na Instagrama zdjęcia z wesela akurat w dzień, gdy widziałam się z Anią. Uznała to za bezczelne, że nie była zaproszona, a nasza inna koleżanka ze studiów tak. Zauważyłam,że one we dwie się przyjaźniły i nadal gdzieś wyjeżdżały razem, więc to chyba oczywiste, że była zaproszona. Ania uważała, że nie, bo nas Basia nie zaprosiła. Nie umiałam jej przetłumaczyć, że to że znamy się z jednego miejsca i kiedyś miałyśmy relacje, nie oznacza to, że będą one do końca życia.

Potem podobna historia wystąpiła z Kasią, z którą akurat przed ślubem udało mi się spotkać na kawę, gdyż sam ślub organizowała pod studencką miejscowością. Ania nie była wtedy zaknteresowana, bo musiałaby dojechać. Ja wsiadłam w pociąg i z Kasią pogadałam, dostałam zaproszenie do kościoła, gdybym chciała przyjść, bo wesele planowano jedynkę w gronie najbliższych. Z zaproszenia do kościoła nie skorzystałam ze względów religijnych ale wysłałam jej kartkę ślubną.
Ania miała pretensje, że jej nie powiedziałam o zaproszeniu, bo gdyby ona wiedziała, że ja nie przyjdę, to ona by poszła i czuła się oszukana, że ja sama pojechałam na to spotkanie.

Poza tymi dziwnymi jazdami z Anią spędzi się czas całkiem miło, ale w ostatnim czasie zaczęła robić się coraz bardziej irytująca. Gdy opowiadałam jej, że zaczynam przechodzić na własną działaność i mega się z tego cieszę, odpowiadała, że ona nie ma tyle szczęścia co ja i musi pracować za najniższą krajową. Już kilka razy poruszaliśmy temat jej pracy, gdzie stwierdzała, że jest słabo wynagradzana, a szef jej nie szanuje, ale jednocześnie nie chciała pracy zmienić. Gdy powiedziałam jej, że się zaręczyłam, ucięła temat i nawet mi nie pogratulowała. W końcu zwyczajnie odechciało mi się z nią spotykać, tym bardziej że cały czas ja musiałam do niej pisać czy się widzimy, a zamiast normalnej rozmowy, dostawałam jej żale z życia i to już o wszystko (o pracę, o mieszkanie, o rodziców, o znajomych, o kolejne randki i że umrze w samotności, o to że kupiła buty za 400 zł i o to ~wstaw dowolny powód ~). Ze spotkań z nią zamiast z czystą głową, wychodziłam zmęczona.

Podjęłam decyzję, że już więcej sam do niej nie napiszę. Złożyłam jej tylko życzenia urodzinowe i czekałam czy coś zaproponuje. Nic takiego nie nastąpiło. Jej jedyną interakcja ze mną były serduszka pod relacjami na insta (których to relacji nie wrzucam tak dużo). I tak czekałam miesiąc, dwa, trzy. Aż minęło jakieś 8 miesięcy.

W międzyczasie padła decyzja o ślubie. Stwierdziliśmy, że nie potrzebujemy wesela na 300 osób, a zadowoli nas mała skromna uroczystość, która przyspieszyliśmy że względu na wiek dziadka (l. 84) oraz jego problemy zdrowotne, a chcieliśmy aby był z nami w tym dniu. Także ostatecznie mieliśmy zaplanowaną uroczystość w urzędzie stanu cywilnego oraz kolację z mini imprezka na 35 osób. Raz wrzuciłam zdjęcie na relacje, że jestem w trakcie wybierania sukni ślubnej z mamą i kuzynką. No i o moim istnieniu przypomniała sobie Ania. Dostałam wiadomość: "Już czekam na moje zaproszenie, daj znać to się umówimy na jego wręczenie i winko ;) "

Odpisałam jej, że nie zapraszamy znajomych, a jedynie rodzinę i przyjaciół, więc przykro mi, ale nie dostanie zaproszenia. Kto miał dostać zaproszenie już je dostał.

Następna wiadomość to było suche "OK." i uznałam temat za zakończony. Jednak Ania dopiero zbierała siły. Wieczorem dostam serię wiadomości, gdzie według niej:
- jestem winna temu, że nasza przyjaźń się rozpadła (nigdy nie odczuwałam tej relacji jako przyjaźni, bo przyjaciółki mam dwie i skoczymy za sobą w ogień i to sprawdziliśmy w praktyce),
- nie interesowałam się jej życiem, tylko sama jestem karierowiczka nastawioną na sukces i pouczałam ją odnośnie jej życia i pracy, z której jest zadowolona (nie wiem co innego miałam odpowiedzieć na jej żale o słabą pensje, duży zakres obowiązków i komentarze z podtekstem seksualnym jej szefa, niż porada aby uciekała z tej firmy)
-celowo przestałam z nią rozmawiać, żeby zaoszczędzić na ślubie,
-nigdy nie zrozumiałam jej problemów,
Oraz wisienka na torcie: uważam się za lepsza od innych, bo jeżdżę drogim samochodem i odkąd go mam nie zadaje się z plebsem. Dla ciekawych ten drogi samochód do kia ceed w leasingu, więc nie moja ;)

Odpisałam, że przykro mi, że tak uważa i ma takie spojrzenie na naszą relację, bo ja dawałam z siebie wszystko aby nasz kontakt utrzymać. Podziękowałam jej za te lata i na kolejne oskarżycielskie wiadomości już nie odpisałam.

Jest mi trochę smutno, bo mam wrażenie, że ona strasznie się pogubiła i z mega pozytywnej osoby, zaczęła robić się zgorzkniała i z pretensja do świata. A pomocy nie chce.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (25)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…