Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90490

przez ~Nfzpocoskladki ·
| Do ulubionych
Nie wiem po co płacę składki na NFZ skoro według lekarzy mam 27 lat i nie powinno nic mi być.

Od maja zaczęły się u mnie zawroty głowy. W totalnie losowych momentach. W jednej chwili wszystko ok, w drugiej musiałam rozkładać ręce aby utrzymać równowagę, go w głowie kręciło mi się tak, jakbym sama wypiła flaszkę wódki.

Gdy zdarzyło się to pierwszy raz, stwierdziłam, że wypiłam kieliszek wina na spotkaniu z koleżanką i byłam zmęczona po pracy, to zbyt łatwo mi wszedł i mam banię. Chociaż normalnie mam mocną głowę, no ale cóż. Nie młodnieję, mniej piję, to wychodzi brak praktyki jak za studenta.

Dwa dni później powtórzyło się to samo, gdy byłam kompletnie trzeźwa i wypoczęta na spacerze z psem koleżanki.

Trzeci raz w ciągu tygodnia był tak mocny że trzymałam się ściany niczym pijany. Obraz latał mi przed oczami. A pogoda była dobra i nastrój też.

Stwierdziłam, że to przestaje być śmieszne i jak wyrżnę moimi dużymi zębami o krawężnik, to stracę mój znak rozpoznawczy i jak mnie ludzie poznają? Zapisałam się do lekarza z mojej przychodni. No chciałam do mojego lekarza, ale okazało się, że babina w słusznym wieku poszła sobie na emeryturę od stycznia. Z jednej strony rozumiem, bo ile można, z drugiej było mi szkoda, bo nie olewała żadnego, choćby bzdurnego objawu i kierowała na wszystkie badania. Zapewniono mnie że nowa dohtór jest równie solidna i poszłam na moją pierwszą wizytę.

Mówię Pani dohtór o moich dziwnych objawach. Ta patrzy na mnie z niedowierzeniem. "No taka młoda, a witaminy je?". No nie je, bo je warzywa i owoce. "To za mało, suplementować żelazo i witaminę D". Pytanie o choćby badanie krwi, gdyż wcześniej dopadła mnie anemia i czułam, że mogła nawrócić w nowej formie z upgradem o kręcenie w głowie zamiast zmęczenia. "To tanie badania, zrobić prywatnie".

Stwierdziłam, że jakoś takoś ta porada średnio mi się podoba i zapisałam się do drugiego lekarza, tym razem płci męskiej, w naszej przychodni. Termin dłuższy i w czasie oczekiwania znowu parę razy zawirował mi świat.

"W ciąży nie jest? Test robiła?". Nawet okres miała. "To wina okresu, on osłabia organizm. Oszczędzić się i nie stresować". A może jakieś badania? "Z kartoteki nie wynikają żadne choroby przewlekłe, jak się będzie powtarzać, to napisać okoliczności i wrócić i to co jadła też, bo może cukier świruje."

To pacjentka zapisała okoliczności, to co jadła też. Cukru w kostce to nie jadam, bo nie lubię, ale bułka z piekarni obok na śniadanie wchodzi najlepiej. I jogurt z miodem i muesli też, to może serio cukier. Tak żyłam sobie przez prawie miesiąc z losowymi zawrotami głowy, zapisując dietę i to co robiłam.

Siedzenie przy komputerze- czyli praca. Gotowanie. Spacer. Oglądanie "Zepsutej krwi". Wyjście do znajomych na planszówki. Gra w tenisa na Nintendo. Diagnoza? Wysiłkowe, proszę się nie przemęczać. Jak miną upały przyjść po skierowanie na holter, bo może tętno.

Ustawiłam alert wysokiego tętna na zegarku i nigdy się nic nie pokazało poza jazda na rowerze pod górkę płaczu (w połowie żałujesz, że nie masz tego super roweru z akumulatorem). Wracam dziś do doktora z moją diagnozą. No ni cholery nie zgadza mi się wysiłkowe. To on nie wie. Zrobić badanie krwi i wrócić. Prywatnie, bo w przychodni laboratorium zamknięte, bo urlop. Podstawowe badania w laboratorium prywatnie 35 zł. Powinnam mieć jeszcze próbę glutową o dłuższym uwalnianiu (cokolwiek doktor miał na myśli wpisując to na kartkę) oraz badanie moczu.

No trudno, pójdę i zapłacę, bo może moja diagnoza anemii lub glikemii się potwierdzi.

Po kilku latach opieki prywatnej w podmiocie na L zderzyłam się ze ścianą NFZ. Tam bez problemu mogłam sobie zrobić większość badań, bo tak, a że skierowaniem prawie wszystkie. Zadzwoniłam do przyjaciółki czy nie da mnie się dopisać do ubezpieczenia, bo kiedyś ją do siebie dopisałam. Da się. Od lipca mam abonament w moim L. Robię więc sobie pełną konserwację, żeby jeszcze trochę pociągnąć na tym świecie i nie wpakować się pod żadne auto, gdy zakręci mi się w głowie.

Dręczy mnie tylko pytanie z początku tej historii. Po co więc kasują mi mnóstwo składek? Chyba po to, aby lekarze w przychodni się nie nudzili, bo ja diagnozy chyba się nie doczekam.

nfz

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (158)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…