Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90508

przez ~thedes ·
| Do ulubionych
Powiem szczerze, że dziś mi się po prostu ulało i pokłóciłam się z do tej pory dość dobrą koleżanką. Powód niby błahy, ale jednak.

Uwaga, dla lepszego zrozumienia, czemu tak się wściekłam, będzie długi wstęp.

Mam 36 lat, męża, dwójkę dzieci. Nie mam dobrze sytuowanych, za to kochanych rodziców, a od kiedy byłam w liceum byłam dość jednoznacznie ukierunkowana zawodowo. Poszłam na trudne studia. Poświęcałam dużo czasu na naukę, aby mieć stypendium naukowe, pracowałam też dorywczo, w wakacje jeździłam do pracy za granicę. Jeszcze na studiach złapałam pracę w zawodzie za psi pieniądz, ale dla wpisu w CV. Odwdzięczyło się to po studiach, bo załapałam nieźle płatną pracę, ale nadal, aby zarobić i odłożyć jak najwięcej przed założeniem rodziny, brałam jeszcze dodatkowe zlecenia.

Mój mąż - podobna historia, z tym, że on nie studiował, a pracował od 16 roku życia i mając 25 lat miał już dobrą pracę jako fachowiec, pracował po 12 godzin dziennie. Po ślubie wzięliśmy stosunkowo nieduży kredyt na zakup mieszkania i dzięki nadpłatom rat, zostały nam już grosze do spłacenia. Pracowałam prawie do końca pierwszej ciąży, a na macierzyńskim nadal brałam dodatkowe zlecenia. W ciągu dnia ogarniałam dom, dziecko, trochę pracowałam, a gdy mąż wracał do domu, przejmował dziecko, a ja siadałam na dobre do pracy, często do późnej nocy. Zdecydowałam się nie wracać na etat, bo z pracy freenlancera wpadała lepsza kasa.

Potem drugie dziecko, my cały czas zarobieni i dopiero stosunkowo niedawno, gdy starszy poszedł do szkoły nadszedł taki moment, że postanowiliśmy trochę zwolnić, ciesząc się, że sytuacja finansowa jest na tyle dobra, że nie musimy już robić po 12h dziennie z wywalonym jęzorem, a możemy cieszyć się owocami naszej pracy. Stać nas na egzotyczne wakacje, dobre ciuchy, wycieczki weekendowe, ale największym luksusem jest czas i odprężenie psychiczne.

Mam koleżankę, moją rówieśniczkę. Kumpela z liceum. Przez te wszystkie lata miałyśmy kontakt. Koleżanka wybrała inne studia, nie oceniam poziomu trudności, ale mało perspektywiczne. Na studiach głównie się bawiła, imprezowała, podróżowała. Czy jej zazdrościłam? Jak jasny pierun. Ale moje priorytety były inne, a każdy ma własne.

Po studiach koleżanka zderzyła się z rzeczywistością - pustka w CV, niewiele warty dyplom, możliwości zarobkowe mocno ją rozczarowały. Została u rodziców i dalej sobie żyła swoim studenckim życiem. Co zarobiła to na imprezy, podróże, ciuchy, kosmetyki - jedzenie i dołożenie się do rachunków tylko jak coś zostało na koniec miesiąca. Z roku na rok sytuacja była dla jej rodziców coraz mniej wygodna, bo gdy przeszli na emeryturę utrzymanie trzech osób i czteropokojowego mieszkania stało się problematyczne, więc zasugerowali córce wyprowadzkę, chcieli sprzedać mieszkanie i kupić mniejsze.

Koleżanka się obraziła, wyprowadziła się do chłopaka. Związek nie przetrwał tej próby i koleżanka została na lodzie i zmuszona była wynająć pokój. Doradzałam jej podniesienie kwalifikacji, zmianę pracy - ale ona nie miała czasu na takie rzeczy. Efektem jest to, że 10 lat później nadal pracuje na podobnym stanowisku, w innej firmie, za nieco lepszą kasę, mieszka w wynajmowanej kawalerce i żyje sobie życiem jak na studiach.

Wszystko ok, gdyby nie to, że koleżanka jęczy, jojczy i narzeka, że jest w takiej okropnej sytuacji. A bo ona nic nie może zaoszczędzić, bo musi wynajmować mieszkanie, auto ma stare, ciągle się psuje. Faceta ciężko znaleźć, bo żaden nie chce wspierać finansowo. Jednocześnie - koleżanka dwa razy w roku jeździ na zagraniczne wakacje. 2-3 razy w miesiącu wizyta u kosmetyczki. Często jedzenie na wynos albo w knajpie. Ciuchy tylko z górnej półki. Jednocześnie pod koniec miesiąca płacz i zgrzytanie zębami, że jej 50zł zostało w portfelu do wypłaty.
Dzisiaj umówiłyśmy się na kawę. Znowu mi jęczy, że już ostatnia kawka na mieście w tym miesiącu, bo w portfelu znowu pustka.

Mówię jej w końcu:
- Anka, ogarnij swoje wydatki. Jak zapłacisz czynsz to Ci na czysto tyle i tyle zostaje, a 3/4 z tego wydajesz na ciuchy, imprezy i kosmetyczkę. Nie lepiej odłożyć jakąś kwotę, żebyś potem się o jedzenie nie martwiła?
- Tobie to łatwo mówić, bo takich dylematów nie masz
- Ale ja tyle nie wydaję na takie rzeczy
- No, ale ty masz więcej kasy
- Może mam, ale też najpierw myślimy o najważniejszych rzeczach, a nie pierdołach. Nie wiem, rób jak chcesz, ale tak znowu najgorzej to nie zarabiasz, aż szkoda mi słuchać, że na jedzenie nie masz.
- No, a ty nawet nie zaproponujesz, żeby mi pożyczyć
- A zapytałaś? To ja mam ci proponować?
- No mogłabyś. W ogóle nie rozumiesz mojej sytuacji. Ty masz męża, to ci kosmetyczka niepotrzebna, tak samo ciuchy. A poza tym żyjesz sobie dobrze, 500+ bierzesz, a czy mi ktoś coś da? Nie, ty sobie z socjalu jeździsz na wakacje, a mi żałujesz?
- Ja ci żałuje? Jeździj sobie, tylko nie marudź potem, że znowu się z czynszem spóźniłaś albo po jedzenie do rodziców musisz jeździć.
- Jasne, ty sobie żyjesz super życiem z kasy na dzieciaki, to się możesz wymądrzać. Mieszkanie masz prawie spłacone, co ty możesz wiedzieć o życiu. Weź, wkurzasz mnie.
- No, ty mnie też. Dobrze wiesz, że ciężko pracowałam, żeby zarabiać tyle ile zarabiam i Marek tak samo, żebyśmy nie mieli kredytu na 30 lat, a ty mi teraz mówisz, że z socjalu to mam? Z 1000zł dodatku miesięcznie? Ty się dobrze czujesz?
- Ja nie wiem skąd masz, chyba to trochę dziwne, że do tej samej szkoły chodziłyśmy, a poza tym ja zawsze miałam większe powodzenie i moi rodzice są wykształceni, więc jakoś dziwne, ty masz męża, mieszkanie i kasę, a ja nawet na drobne przyjemności nie mam, więc w sumie nie wiem, co mam sądzić, skąd ty tą kasę masz!
- Od mafii, k*rwa, bo godzinach dragi sprzedaje. Odbiło ci, Anka, nie wyładowuj się na mnie. W ramach wsparcia ci za tą kawę zapłacę.

Może przesadziłam, ale serio? Ona się bawiła, ja tyrałam i ona się teraz pyta, czemu ja mam kasę, a ona nie?

przyjaciółka

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 257 (283)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…