Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90582

przez ~Rozwodnikbrat ·
| Do ulubionych
Mój brat się rozwodzi. Ze swoją (jeszcze) żoną mają dwójkę dzieci- córkę 7 lat i czteroletniego syna. Starają się przeprowadzić rozwód tak, aby dzieci nie ucierpiały. Byli z nimi u psychologa, sami nie wciągają ich w żadne gierki, jak to czasem przy tych sprawach bywa. Pojawił się jednak problem nad opieką, która częściej sprawuje mój brat, niż jego żona, która oprócz pracy na etacie, jest szkoleniowcem BHP (lub ktoś w tym rodzaju) i jeździ dużo po kraju. Przez to dzieci czasem są podrzucane do mojego brata, który obecnie mieszka z naszymi rodzicami. W naszym rodzinnym domu jest na tyle miejsca, aby w spokoju mieszkał on i dzieci. Jednak zachowanie żony brata nie podoba się moim rodzicom i zaczynają się oni wtrącać, mimo że wyraźnie mówię im, że to nie ich życie i mają nie psuć wypracowanych przez brata i żonę układów. Brat średnio chce zabierać głos, bo na razie musi u nich mieszkać - w naszym regionie znalezienie mieszkania do wynajęcia to cud, a i tak preferowani są bezdzietni lokatorzy, więc już parę razy odpadł, gdy powiedział, że będą z nim mieszkać również dzieci przynajmniej przez część tygodnia.


Dlaczego moi rodzice się wtrącają? Według nich ich wnuki mają mieszkać z matką, bo tak małe dzieci muszą być pod jej stała opieką, a praca jako szkoleniowiec BHP, to fanaberia żony i powinna z niej zrezygnować. Obrzucające jest to, że brat musiał się wyprowadzić z domu, mimo że dom w całości jest bratowej (odziedziczyła go po cioci), bo on też tam mieszkał i według nich, powinien dostać przy rozwodzie jego połowę. Próbowałam im przetłumaczyć, że to, że bratowa dostała ten dom gdy byli już małżeństwem i tak nie uprawnia mojego brata do niczego, bo spadek wszedł do majątku osobistego jego żony.

Nie podoba im się to, że dzieci chodzą do psychologa, bo to też fanaberia. Kiedyś psychologa nie było, a dzieci sobie jakoś prowadzą. Jednocześnie sami uważają, że skoro brat i bratowa mają normalne stosunki, to żadnego rozwodu nie powinno być, bo przecież ze sobą rozmawiają. A że według relacji brata żyli już jak współlokatorzy i spali w osobnych łóżkach, to według rodziców jest nie ważne, bo dopóki nie ma awantur, to dla dobra dzieci mają być razem.

Ostatnio wydarłam się na nich, bo zaczęli Młodemu nadawać na matkę, że go nie kocha, bo miała odebrać go 3h temu. Młody się rozpłakał i ja musiałam go uspokajać i przekonywać, że mama nadal go bardzo kocha, ale po drodze może zdarzyć się korek albo zepsuć auto (brat w tym czasie był z córką na zakupach). Dlatego się spóźni, a nie dlatego, że "szuka już nowej rodziny", jak to powiedzieli mu moi rodzice. Serio już nie wiem jak do nich przemawiać. Są starej daty, mają ponad 60 lat na karku, a zachowują się jak małe dzieci, które chcą doprowadzić do większego konfliktu między bratem, a bratową. Wiem, że od początku jej nie lubili, ale to co teraz robią, strasznie mnie wkurza. Próbowałam z nimi pogadać i dopiero jak (chyba drugi raz w życiu) krzyknęłam na nich, że mają się nad sobą zastanowić, bo zniszczą wnukom życie tymi swoimi gierkami, to lekko się opanowali. Nie wiem czy mam załatwić to wszystko krzykiem, skoro zwykła rozmowa nic nie daje, czy w końcu zmusić brata to konfrontacji, że mu też to nie pasuje.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (162)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…