Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90587

przez ~Winnirozwodudwiwsteony ·
| Do ulubionych
Historia #90582 o teściach wytrącających się w rozwód, przypomniała mi o tym jak rozstałam się ze swoim byłym narzeczonym, dajmy na to Sebastianem. Powodem tego byli właśnie teściowie.

Relacje pomiędzy mną, a moimi niedoszłymi teściami, od samego początku były trudne. Mamy zupełnie inne charaktery, inne podejście do życia, skrajnie inne opcje polityczne, a przede wszystkim, wizję związku i małżeństwa. Mimo, że starałam się unormalizować nasze relacje, nie udało mi się to nigdy i zawsze czułam się tam jak niechciany dodatek do ich syna. Czy to na proszonych obiadach, gdzie zapominano o mojej alergii pokarmowej na jajka i przygotowywano sałatki z jajkiem, jajka w majonezie, czy każde mięso w nim obtaczano przed smażeniem, czy to na imprezach rodzinnych, gdzie pozostali członkowie rodziny ze mną rozmawiali i się śmiali, a teściowie uciekali jak najdalej.

Z początku związku nie był to aż taki problem, bo mieszkaliśmy w studenckim mieście, którym był dla nas Wrocław. Wtedy łatwo było rodziców, zarówno jednych jak i drugich, odciąć, bo do Wrocławia mieli daleko, a i w studenckim mieszkaniu nie było warunków na odwiedziny. Potem jednak, przez to że pracowaliśmy zdalnie, przeprowadziliśmy się do miejscowości idealnie pomiędzy naszymi rodzinami. Tańsze mieszkania, mniejsze miasto od Wrocławia. Do moich rodziców było 1,5h autem i do teściów godzinka. I niestety tu zaczęły robić się problemy z wizytami pod tytułem "przejeżdżałam obok, to wpadłam zobaczyć co robicie".

Wizytę teściowej mieliśmy przynajmniej raz w tygodniu. Wcześniej się nie zapowiadała, bo po co. Zwróciłam uwagę Sebastianowi, że nie czuję się komfortowo z tymi wizytami, to zbagatelizował mnie i stwierdził, że jestem zazdrosna, bo moi rodzice tak do mnie nie przyjeżdżają. A teściowe powolutku niszczyli nasz związek.

Tu powiedzieli, że jestem niegościnna, bo w lodówce miałam pusto i kawy też brak, albo że siedzę w pokoju, zamiast do nich wyjść, gdy zaplanowałam sobie dodatkową pracę. Potem zaadoptowałam znalezionego w tragicznym stanie kota, gdzie jak się okazało miał jeszcze cukrzycę, który jeszcze bardziej pogłębił kość niezgody mniejszy nami, bo po co karmię go jakimiś karmami bezzbożowymi, jak kiedyś koty dostawały trochę mięsa, rosół i dawały radę. W końcu i mój były zaczął mówić, że w sumie ta specjalistyczna karma jest droga, więc on chce kupować tę tańszą, a kot to w sumie nie był jego pomysł tylko mój. A że zaprotestował, gdy po leczeniu chciałam go oddać kuzynce, której odszedł właśnie kot i była chętna go zaadoptować- to już nieważne. Sama więc płaciłam za jego karmę, żwirek i się nim opiekowałam.

Teściowie potem wyszli z propozycją, że czemu mamy gnieździć się w naszym mieszkaniu - oni oddadzą nam połowę domu i tam zrobimy sobie mieszkanie. Stanowczo powiedziałam nie. Potem pokłóciłam się z Sebastianem i powiedziałam, że jeśli się tam przeprowadzimy, to ja odpadam z takiego związku. Wtedy on miałby rodzinę piętro niżej, a ja do swoich rodziców 2,5h drogi. Nie zniosłabym tego, że mamy wspólne podwórko z teściami, a wszystko o czym mówimy, byłoby słuchać na dole, bo taka akustykę mieli w domu. Stwierdził, że przesadzam i wiecznie na wynajmie on siedział nie będzie, więc on się zgadza.

Kazałam mu więc spakować walizki i już wprowadzić plan w życie. I rzeczywiście tak zrobił. Powinnam już w tym momencie uciąć tę relację, ale wrócił i przeprosił, obiecał poprawę. Więc ja naiwna zaproponowałam, że pójdziemy na terapię, aby on przepracował relacje ze swoimi rodzicami i też zrozumiał mój punkt widzenia, bo na razie miał pogląd taki, że jego rodzice są kochani, a ja szukam problemów.

Jak można się domyślić, na terapię nie dotarliśmy, bo albo "kolidowała z pracą" albo gabinet był za daleko. Nasz powrót do związku trwał 3 miesiące i w ciągu tych 3 miesięcy, częściej bywał on u rodziców niż ze mną. Bo tutaj ojcu trzeba pomóc z czyszczeniem rynien, tutaj z ogródkiem, tu matkę do lekarza zawieźć, tu ugotowali za dużo obiadu (a ja zostawałam ze swoim), tu kurnik trzeba przerobić, a tu w stodole trzeba porządek zrobić. W końcu zdecydowałam się to zakończyć, nim zmarnuję sobie życie - miałam 26 lat, a nie chciałam zmarnować sobie życia na związek w czworokącie.

Powiedziałam Sebastianowi, że niestety jestem na drugim planie, a na pierwszym są cały czas jego rodzice. Odparł, że to oczywiste, bo to jego rodzina. Zapytałam czy w takim razie ja jego rodziną nigdy nie byłam? I czy małżeństwo by to zmieniło? Czy dziecko? Powiedział, że oczywiście dziecko byłoby dla niego najważniejsze, ale na pytanie o rodzinę i tego czy uważa mnie za jej ważna część, nie odpowiedział. Powiedziałam mu, że uważam, że jego uzależnienie od rodziców jest czymś, z czym ja sobie nie poradzę, a jemu to najwidoczniej pasuje, więc nie będę stała mu na przeszkodzie. Oddałam pierścionek i tak zakończyłam naszą znajomość.

Z perspektywy czasu, gdy mam teraz partnera z przyjemnymi, niewtrącającymi się w nasze sprawy teściami, cieszę się, że wszystko to wyszło jeszcze przed ślubem. Nie wiem co u Sebastiana obecnie słychać - kiedyś gdy spotkaliśmy się na mieście, powiedział, że wrócił do rodzinnej miejscowości, bo jest tam mu wygodniej. Szanuję jego decyzję, ale jednak cieszę się, że już nie jesteśmy razem. Teściowie pewnie też.

teściowie

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (187)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…