Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90622

przez ~polowiczny ·
| Do ulubionych
Dzisiaj z rana byłem świadkiem sytuacji, która przypomniała mi o wszystkich widzianych na Piekielnych komentarzach pt. "no ale jak to jest, że nikt nie reaguje na sąsiadów z piekła rodem?".

Otóż dlatego, że kiedy się zareaguje, to nic to nie daje, a można też zostać persona non grata. Tak więc relacja z punktu widzenia kolejnego człowieka normalnie olewającego hałasowiczów, który teraz trochę żałuje tego podejścia.

Dla kontekstu: jestem człowiekiem spokojnym. Do życia w bloku mam podejście filozoficzne: nikt nie każe się skradać, kneblować dzieci, nie robić nigdy imprez, nie brać do ręki wiertarki - ale też żyj i daj żyć innym. Poza tym jestem inwalidą, więc staram się trzymać z daleka od konfliktów. Tak bezpieczniej.

W moim bloku jest para z dwójką dzieci. Dzieci są rozwydrzonymi potworami. Brzmi to śmiesznie, jeśli nie ma się z tym do czynienia, ale poważnie: 99% dzieci (i rodziców) się tak nie zachowuje. Dzieci są zaniedbywane + codziennie produkują takie wrzaski i dosłowne demolki, w mieszkaniu i na korytarzu, że jeszcze kilka lat temu nie uwierzyłbym, że dzieci mogą być w 1/10 tak koszmarne (od zawsze mieszkam w blokach, przez sporo lat obok przedszkola+szkoły, a w rodzinie trafiło się stadko małych dzieci, w tym parę z dużymi zaburzeniami, więc mam jakieś doświadczenie i nic nie mam do dzieci i rodziców).

Przez parę lat było, jak zwykle, milczące udawanie, że nikomu nic nie przeszkadza. Nie lubiłem ich, ale w sumie też mi to latało, bo patrz wyżej: jestem spokojny człowiek, nie lubię się mieszać, nawet na totalne burdy rzadko reaguję (np. jak paru zalanych lokalesów przesadnie leje trzeciego). Jednak ostatnio ta rodzinka przegina bardziej niż zwykle, więc zaczęły się jakieś tam reakcje.

Dostali parę kartek. Zrobili teatralny obchód całego bloku z obnoszeniem dzieciaka pod pachą i wciskaniem innym numeru telefonu, żeby "w razie czego dzwonić" (sorka, ale trzeba by codziennie, a ja nie rozdaję swoich danych). Powiedziałem parę słów, ale uciekli, nie chcieli rozmawiać. No dobra, i tak bardziej mnie śmieszył absurd tego niż przeszkadzało wrzeszczenie. Potem była wojna: w odpowiedzi na kartki wieszali wypracowania w całym bloku, że są prześladowani, że przecież jest normalnie i cicho, a w ogóle to nikomu nic nie przeszkadza, tylko jednej osobie, która powinna się wyprowadzić.

Niedawno zaczęli chodzić do nich ludzie (wciąż uważam, że to ewenement jak na przeszkadzajów w bloku). Z tego, co wiem, było parę wymian i każda podobna: przychodzi ktoś z grzeczną prośbą, pytaniem, co się dzieje, albo, jak dzisiaj, z wkurzeniem (TL;DR "bo codziennie jest kaszana i nawet w niedzielę nie da się wyspać ani odpocząć") i każdy słyszy to samo: "ale o co chodzi, nic się nie dzieje, przecież nikomu nie przeszkadza".

Dzisiaj rano tak się żarli na korytarzu, że obudziła się we mnie babcia blokowa, więc przykleiłem ucho do drzwi i usłyszałem np. "jak się nie podoba, to wzywaj policję, wszystkie dzieci tak mają, jesteśmy idealną rodziną, psycholog nam tak powiedział" (dzieci są ignorowane i zostawiane same na długo, wyją i rzucają rzeczami i jak są same, i jak nie są same, raczej nie chodzą do przedszkola czy żłobka, prawie nie wychodzą na dwór; no dziwne to wszystko), "nikomu nic nie przeszkadza, a jednocześnie jesteśmy prześladowani przez osoby, które piszą kartki, że im przeszkadza, nawet zgłosiliśmy to na policję, bo było brzydkie słowo na jednej kartce" (niestety nie usłyszałem, jakie), "nikt do nas nie przychodził", a jednocześnie wzmianki o osobach, które przyszły.

Najlepsze, że kłócili się z tą babką i wmawiali jej, że przecież cały czas uspokajają dzieci, a w tym czasie te dzieci wrzeszczały i waliły w podłogę (czy może ściany) tak, że trzeba było je przekrzykiwać albo przeczekać, bo nie dało się nic usłyszeć. A jedno wypierniczyło się na baniak, bo rodzice skupiali się na krzyczeniu do tej babki, a nie na tym, co robi dzieciak bawiący się na progu drzwi. xD

Nawet mogłem zareagować, bo w końcu zaczęło mnie to wkurzać, ale włączyli się w to ludzie z mieszkania obok tych od dzieci, którzy sami miewają takie odpały, że wolę nie mieć z nimi na pieńku, bo kto wie, co zrobią (do nich faktycznie wzywano policję - oni uważają, że "przez pomyłkę", ale jak ktoś okazyjnie drze się jak mordowany/mordujący, rzuca w siebie nawzajem rzeczami i wywala meble przez okno, to chyba ciężko o pomyłkę; inna sprawa, że policja nic nie zrobiła). Według nich też jest wszystko OK (ręka rękę myje?), więc we czwórkę (nie licząc dzieci) zakrzyczeli tę babkę tak, że w końcu poszła, chyba z płaczem.

Podsumowując tę przydługą historię... Otóż ludzie nie reagują dlatego, że:

a) jeśli wezwą policję, to jest duża szansa, że policja oleje (myślę też, że w przypadku sąsiadów z potworzastymi dziećmi nikt nie chce wyjść na ciula wzywającego policję do dzieci);

b) jeśli napiszą kartkę, to co najwyżej będzie wojowanie na kartki (i zgłoszenie kartek na policję???), a w ogóle to nikt nie będzie miał odwagi przyznać się do tej kartki i do tego, że coś im przeszkadza, więc nawet nie byłoby jak zebrać innych ludzi, skoro każdy się wypiera;

c) jeśli pójdą osobiście, to zostaną zakrzyczani i oskarżeni, że to oni prześladują;

d) nie ma odruchu pójścia najpierw do okolicznych normalnych sąsiadów i spytania ich, czy im też coś nie przeszkadza - pójście zbiorowe pewnie ciężej byłoby zakrzyczeć, nie mówiąc o zaklinaniu rzeczywistości;

e) no i oczywiście boją się, że po konfrontacji będzie jeszcze robione dodatkowo na złość, albo że nawet dostanie się w papę. Albo że samochód na osiedlowym parkingu dostanie kosę w oponę. Tutaj jeszcze dodatkowo sąsiedzi od dzieci są w jakiejś radzie czy czymś takim, więc ludzie pewnie nie chcą podpaść.

Nie wiem, co można tu poradzić. Nie wiem, jaki z tego morał. Chyba taki, że fajnie, jakbyśmy byli bardziej solidarnym narodem i jakbyśmy częściej reagowali na ludzi, którym się wydaje, że świat kręci się dookoła nich i że nikt nie ma racji poza nimi samymi.

Myślę, że w najbliższej przyszłości sam postaram się wziąć do siebie ten "morał" i upatrzyć tę babkę, pogadać z nią i zareagować mocniej niż czatowanie przy drzwiach i śmianie się z debili.

Sorka za ścianę tekstu, ale kurde, jakoś mam niesmak po tym wszystkim i w sumie nie mam z kim tego przegadać.

sąsiedzi

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 96 (114)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…