Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90631

przez ~gatanegra ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu #90599 pomyślałam, że też podzielę się pewną historią.

Jestem kobietą i uważam się za feministkę, ale jak dla mnie - nie oznacza to, że mam się zawsze z każdą kobietą zgadzać i popierać ją w jej przekonaniach. Innego zdania jest moja koleżanka.

Koleżanka Kamila ma męża i dziecko, historia ich małżeństwa to historia jak z bajki, a jak w bajkach bywa wie każdy, kto miał okazję wysłuchać kilku.

Kamila ma dość dobrze sytuowanych rodziców, jest jedynaczką. Męża, Roberta poznała w czasie studiów i było to jak zderzenie dwóch światów - ona, jedyna córka wykształconych i dobrze sytuowanych rodziców, on, kurier z rodziny robotniczej, dorastający w dwupokojowym mieszkaniu z rodzicami i dwójką rodzeństwa. Poznali się i zakochali, rodzice Kamili sprzeciwiali się tej znajomości i dopóki sądzili, że to tylko przelotny romans, nie odzywali się. Gdy jednak para się zaręczyła zaczęli paskudnie okazywać Robertowi niechęć i pogardę, co Kamila bardzo przeżywała i walczyła jak lwica o akceptację związku. Dopięła swego, wyszła za Roberta, a rodzice choć teoretycznie związek zaakceptowali, nadal wbijali ciągle zięciowi szpile, na przykład podarowali im na start kilkadziesiąt tysięcy złotych, ze słowami:
- No macie tu na dobry start, na mieszkanie, bo przy tych twoich (Roberta) zarobkach to do końca życia w wynajmowanej kawalerce.

Młodzi owszem, wzięli kredyt i kupili spore M3.
Kamila pracowała, ale również nie zarabiała za dużo. Wiązali koniec z końcem bez luksusów, potem Kamila zaszła w ciążę. Robert zaczął szukać lepszej pracy, Kamila ostatnie kilka tygodni nie pracowała i chyba z nudów przesiadywała całe dnie u rodziców i coraz częściej narzekała na swojego męża. Uważam, że była prosta zależność - im więcej Kamila siedziała u rodziców, tym częściej potem wyżalała się na swojego męża, wynajdując coraz to nowe powody. Przyznała mi się, że bierze od rodziców pieniądze na bardziej luksusowe zachcianki, bo z dochodów swoich i Roberta nie może sobie na nie pozwolić. Również w końcówce jej ciąży rodzice zaczęli ją namawiać, aby po porodzie wraz z noworodkiem zamieszkała u nich na jakiś czas. Robert niechętnie na to przystał, gdyż Kamila argumentowała, że będzie potrzebować pomocy matki, a ta przecież nie przyjdzie mieszkać w ich klitce.

Po porodzie szybko okazało się, że Kamila niezwykle szybko przyzwyczaiła się do mieszkania z rodzicami, gdyż ci nie szczędzili na zachcianki dla niej i dziecka, ojciec dziecka jednak okazał się być w domu teściów persona non grata - często go nie wpuszczali, mówiąc, że Kamila jest zmęczona i śpi, a dziecka nie wolno budzić. Po paru tygodniach Robert zaczął domagać się powrotu żony i dziecka do domu, co ostatecznie wydarzyło się dopiero po paskudnej awanturze przed domem rodziców Kamili.

Na chwilę wszystko się ułożyło, dopóki dziecko nie poszło do żłobka. Kamila postanowiła iść na urlop wychowawczy i zrobić studia podyplomowe. Nie wiem do końca, czy było to z góry ustalone z rodzicami Kamili, czy Kamila sama podjęła decyzję - Robert w każdym razie nie miał nic do powiedzenia, choć wyliczyli, że jakby nie liczyć, kasy z jednej pensji po prostu nie starczy. Kamila wtedy poinformowała Roberta, że nie szkodzi, bo rodzice postanowili wypłacać jej co miesiąc pensję aż wróci do pracy. Niby fajnie, gdyby nie fakt, że teściowie wypominali Robertowi co miesiąc, że muszą im dokładać, bo on nie umie zarobić na rodzinę. Po roku takiego cyrku, Robert zażądał od Kamili powrotu do pracy i zaprzestania brania kasy od rodziców, grożąc rozwodem. Kamila jednak chciała skupić się na studiach i odmówiła powrotu do pracy, więc postanowili w końcu, że po prostu Robert będzie brać nadgodziny i będą musieli zacisnąć pasa.

Kamila nie wytrzymała długo i w tajemnicy przed mężem znów zaczęła brać kasę od rodziców, jednocześnie ciągle psiocząc na męża "ofermę", który za mało zarabia. Zaczęła mu nawet w towarzystwie brzydko docinać, że mąż tej czy innej koleżanki sam zarabia na dom albo, że jej ojciec nigdy matce pieniędzy nie szczędził.

Ostatnio u nas w domu doszło do awantury między nimi. Była to straszna kłótnia, gdzie naprawdę oboje mówili sobie okropne rzeczy.

Kilka dni później umówiłam się z Kamilą, aby ją jakoś wesprzeć. Kamila oczywiście wypłakiwała się, że Robert okropny, nienawidzi jej rodziców, żałuje jej kasy, nigdy go nie ma w domu itd. Po wysłuchaniu tego musiałam jej zwrócić uwagę na kilka faktów, takich jak to, że jej rodzice traktują Roberta jak menela, że postawiła go niespodziewanie przed faktem, że musi sam zarabiać na rodzinę, że nie zachowuje się lojalnie ciągle i wszędzie na niego psiocząc. Myślałam, że otworzy jej to oczy, że nikt, włącznie z jej rodzicami, nie jest tu bez winy. Poza ich biednym dzieckiem, które choć małe, powoli rozumie co się wokół niego dzieje. Miałam nadzieję, że jakoś razem wymyślimy rozsądną strategię, ale gdzieżby. Kamila powiedziała, że po pierwsze nie życzy sobie abym źle mówiła o jej rodzicach, a po drugie nie spodziewała się, że po tylu latach przyjaźni stanę po stronie Roberta.

Zszokowana powiedziałam, że nie stoję po niczyjej stronie, tylko chcę im pomóc rozwiązać ich problemy, bo wydawało mi się, że potrzebuje mojej rady.
Kamila odparła:
- No tak, ale co Ty mi radzisz? Że mam go może teraz przepraszać? Albo studia rzucić? My kobiety powinnyśmy się wspierać, prawda?
- Ale zwrócenie uwagi na to, że czasem możesz nie mieć racji to też wsparcie, a nie atak...
- Tak, tak, jeszcze idź go po główce pogłaskaj, o nie, biedny Robercik, nie dość, że moi rodzice nam kasą sypią to jeszcze ma żonę w domu, co ugotuje i posprząta, no faktycznie biedak
- Chyba trochę upraszczasz...
- No, nieważne, ja już twoich rad nie chcę!

Bardzo mi przykro, że niektórzy nie potrafią zaakceptować, że ktoś może mieć inne zdanie.

przyjaciółka rada

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (208)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…