Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90663

przez ~sfrustrowana12 ·
| Do ulubionych
Nie cierpię ginekologów, a bardziej precyzyjnie badań ginekologicznych. Od kiedy pamiętam wszystko, co nie było badaniem USG sprawiało mi duży ból i dyskomfort, dlatego unikałam gabinetów jak ognia. Natomiast 8 miesięcy temu zamieszkał mi w brzuchu nowy lokator, toteż oczywiście strach i niechęć trzeba było odstawić na boczny tor i do owych gabinetów rozpocząć regularne wizyty.

Znalazłam cudowną panią, która prowadzi mnie praktycznie od samego początku, i mimo, że ból nadal czuję, nadal robi się gula w gardle, gdy przychodzi czas wizyty, to jestem w stanie przejść przez nią bez płaczu, wyklinania na wszystko co możliwe i ogromnego stresu.

Pani doktor, jak to w okresie letnim, zdecydowała się jakieś 3 tygodnie temu na urlop. Z małym i mną wszystko w porządku, urlop również nie jakoś super długi, dlatego byłam maksymalnie spokojna. Do czasu.

Tydzień po wyjeździe mojej pani doktor zaczęły się bóle, bardzo silne, uczucie spazmów i gwałtowne tracenie oddechu z powodu bólu wysłały mnie do szpitala. Nie będę poruszać, co działo się na sorze, w wielkim skrócie po 2 godzinach, 2 kroplówkach i prawie wymiotując ze stresu w końcu wylądowałam na ginekologii. I tutaj spotkało mnie coś takiego, że patrząc z perspektywy czasu jestem zdziwiona, że ze swoim temperamentem nie wydrapałam babie oczu.

Przewieźli mnie na wózku na oddział, po czym sanitariusz dał papier w łapę i odszedł. Po jakichś 5 minutach podeszła lekarka.

L: No i co tak pani tu siedzi? Przecież się podchodzi do gabinetu, ja mam pacjentki na oddziale a pani na co czeka?
J: *wmurowana* Przepraszam, ciężko mi wstać, nadal dość mocno boli mnie brzuch.
L: *przewracając oczami* Dostała pani przecież kroplówki, no przecież umie się pani podnieść, tak? Zapraszam.

I tu skierowała się do gabinetu po drugiej stronie korytarza, nie czekając na mnie. Wstałam, chociaż z trudem, i poczłapałam do gabinetu. USG poszło szybko, w kompletnej ciszy, nie licząc komentarzy lekarki na temat tego, co widać na ekranie.
Po chwili:

L: Okej, może się pani wytrzeć, na USG wszystko w porządku.
Już chciałam odetchnąć z ulgą, jednak nie było mi to dane.
L: Przejdziemy jeszcze na *tu nazwa jakiegoś badania, którego nazwy ze stresu nie pamiętam*
J: Ale to jest dopochwowe, tak?
L: No oczywiście, a myśli pani że USG to jest wszystko?
J: Rozumiem, od razu tylko mówię że zazwyczaj mam duży ból i dyskomfort podczas takich badań, dlatego wolę zapytać.

Lekarka bez słowa otworzyła drzwi i przeszłyśmy do drugiego gabinetu.
Zaczęła badanie, bez jakiegoś większego szoku, boli jak skurczysyn, nogi mi się automatycznie zaciskają, a łzy na policzki same cisną.

L: *szarpiąc mi nogą na bok* Niech pani przestanie ściskać, przecież jakoś to badanie muszę wykonać!
J: *przez łzy* Naprawdę przepraszam, bardzo mnie to boli.
L: Proszę pani ja też jestem kobietą, niech pani przestanie przesadzać, to standardowe badanie a nie tortury. Proszę rozsunąć nogi bo ja się nie będę z panią męczyć.

Po paru minutach, które dla mnie były chyba najbardziej bolesnym doświadczeniem w życiu, badanie zakończone. Ja, nadal roztrzęsiona, leżę jeszcze na krześle i próbuje się uspokoić.

L: Jezu, myślałby kto że panią tu kroję żywcem. Jakoś jak dziecko było robione, to panią nie bolało.

Reszta interakcji przebiegła w kompletnej ciszy, ja w szoku, cała dolna część ciała w bólu i zasmarkana, byłam tylko szczęśliwa, kiedy wręczyła mi papier i powiedziała że 'Wszystko jest w porządku'.

ginekolog

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (134)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…