Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90780

przez ~Weselehejwesele ·
| Do ulubionych
Historia Niani Frani o weselu, przypomniała mi co ja przeżywałam z moim ślubnym rok temu.

Zrobiliśmy wstępną listę gości, zapoznaliśmy się z ofertą lokali, DJ, kwiatów (bez robocizny) i stwierdziliśmy, że przy założeniu 60 gości (a tyle maksymalnie planowaliśmy- bez dzieci i dalszej rodziny), koszt wynosiłby około 70 tysięcy. Gdybyśmy mieli zaszaleć i nie zakładać, że winietki, czy ozdoby sali zrobimy sami, pewnie wzrosłoby to do 90 tysięcy.

Rozważyliśmy za i przeciw, potem porównaliśmy ceny ślubu za granicą z przejazdem. Wizja ślubu na plaży bardzo nam się spodobała i w ten sposób, zdecydowaliśmy, że wesele w Polsce będzie nas tylko stresować, a wszystkich gości i tak się nie zadowoli, więc wybierzemy się za granicę.

Poinformowaliśmy o tym pomyśle rodziców oraz dziadków męża (moi niestety już nie żyją od nastu lat). Teściowa wręcz się wściekła, że nie będzie jechała przez pół Europy busem, żebyśmy mogli sobie powiedzieć tak na plaży, bo potem i tak trzeba będzie robić wesele.

Powiedzieliśmy, że w żadnym stopniu. Chcemy w tym dniu mieć rodziców, dziadków i świadków z osobami towarzyszącymi. Czyli łącznie 8 osób. I się zaczęło wyliczanie, że mój mąż:
- był jako dziecko na weselu Grażynki i musi ją odprosić (Grażynki w ogóle nie poznałam mimo 10 lat związku -taka głęboka relacja)
- brat i siostra teściowej nie mogą doczekać się naszego wesela i dobrej zabawy, a siostra już sukienkę kupiła
- teść ma 4 rodzeństwa i był proszony na każde wesele i my też razem na jednym byliśmy (zostaliśmy do niego przymuszeni, bo teściowie chcieli kierowców, a wesele na drugim końcu Polski).

Stanowczo powiedzieliśmy, że nie chcemy tracić nerwów, pieniędzy na duże wesele i chcemy mieć małą, skromną uroczystość z najbliższymi. Teściowie zadzwonili do moich rodziców, którym akurat pomysł się podobał i jakoś słowo do słowa, dali się w końcu przekonać, że to jednak nie tak zły pomysł.

Pojechaliśmy, związaliśmy się węzłem małżeńskim, pobawiliśmy się i pozwiedzaliśmy i po 7 dniach wróciliśmy. Wrzuciliśmy jedno zdjęcie z uroczystości na prywatne Instagramy.

Nie zmieniałam nazwiska, więc w rodzinie nikt nie podejrzewał, że jakikolwiek ślub się wydarzył i pojawiły się o niego pytania. Jedynie najbliższą, mająca z nami kontakt rodzina, wiedziała, że zmieniłam status na żona.

I gdy mówiłam tej dalszej rodzinie, że już jesteśmy po, dziwili się i oburzali, że ich nie zaprosiliśmy. Bo jak to tak ciotki, która widzę raz w roku na wszystkich świętych, nie zaproszę? Oczywiście kuzynkę z dziećmi też powinnam, mimo że nie wiem nawet jak dzieci mają na imię.

Serio, oczekiwali zaproszenia, mimo że nie rozmawiają ze mną przez cały rok, a jedyne co nas łączy, to więzi krwi, bez żadnych relacji. Nigdy nie byli na żadnej liście potencjalnych gości. Ba, wiedza na temat ich życia, jest u mnie żadna. Nie czuję z nimi żadnych więzi i na pewno nie zaprosiłabym ich na wesele. Zrobiłam opcję, która nie krzywdziła nikogo i która nasi najbliżsi i przyjaciele pochwalili, a tylko dalsza rodzina krytykowała.

Nie muszę dodawać, że część rodziny z obu stron ma na nas za to fochy? W końcu rodzinę trzeba zaprosić, a nie wesela zagranicą sobie wybierać jak Amerykańce.

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (132)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…