Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90797

przez ~buuum ·
| Do ulubionych
Zadbaj o swoje zdrowie psychiczne, mówili. Nie bój się specjalistów, w razie czego terapia to nie przegrana, mówili. Będzie ci od tego lepiej. Chyba jednak nie zawsze.

Klasyczna sytuacja: konflikt z matką trwający odkąd pamiętam. Skracając możliwie jak się da, to osoba, która ze wszystkich sił pragnie mojego szczęścia ale według swojego zamysłu. I ma głęboko w tyłku to, że moja wizja mojego szczęścia jest inna od niej. Potrafi egzekwować to na różne sposoby, od krzyku, obrażania mnie, przez zakazywanie czy nakazywanie różnych rzeczy, na fochu i cichych dniach kończąc. Przyzwyczajona do bezwzględnego posłuszeństwa (nauczycielka w liceum, ojca owinęła sobie wokół palca, własnymi rodzicami gardzi) - ja byłam tą czarną owcą, która śmie mieć własne zdanie. Trochę pół biedy, gdy byłam dzieckiem - gorzej, gdy osiągnęłam pełnoletność, wyprowadziłam się, wzięłam ślub, a zmiany jej podejścia ani widu, ani słychu.

Przez lata próbowałam sobie z tym poradzić, testowałam różne opcje. Dało to efekt niewielki. Gdy zauważyłam, że każdy telefon od niej to tętno skaczące pod sufit i włączający się agresor, bo przewidywałam że znów będzie mnie atakować (co skutkowało ostrymi, ale w granicach kultury słowami) - stwierdziłam, że to najwyższy czas udać się do specjalisty. Zrobiłam dyskretny risercz, napisałam do ośrodka i już kolejnego dnia miałam umówioną wizytę. Pierwsze wrażenie więc bardzo pozytywne.

Potem jednak było gorzej. Na początek miałam powiedzieć, z czym przychodzę i czy mam jakieś cele odnośnie tego, co chcę osiągnąć. Powiedziałam, że chciałabym umieć zaakceptować wady matki, naprawić swoje, dostrzec w niej dobre strony których mimo wszystko miała dużo (nie znam lepszej pani domu ani organizatorki życia rodzinnego czy sąsiedzkiego). Psycholog pokiwała głową, po czym przez trzy kolejne spotkania wypytywała mnie o to, jak moja matka jest zła. Podsuwała mi pytania, które z jednej strony pomagały mi lepiej zrozumieć moje reakcje, z drugiej strony były bardzo jednostronne. Miałam wręcz wrażenie, że znielubiła ją bardziej niż ja. Gdy zahaczałam o dobre strony, o moje błędy w tej relacji, ona zupełnie to ignorowała.

Po pierwszym spotkaniu czułam się zrozumiana. Po drugim czułam dyskomfort - kurczę, przecież ona słucha tylko tego, co jakby chce słuchać. Po trzecim, gdy miałam zdecydować czy zaczynam pełną terapię czy nie, byłam zdecydowana, że tego nie chcę.

Wiem, że jest obecnie moda na wybielanie pacjenta i oczernianie tego, kto sprawia mu problemy. Co jednak, jeśli to druga osoba też zdaje sobie sprawę ze swojej problematyczności i dąży nie do zerwania kontaktów, a możliwej normalizacji ich? Ktoś mniej samoświadomy skończyłby nienawidząc tego kogoś. Ja po pewnym czasie wypracowałam mechanizmy, które pozwalają na w miarę pokojową koegzystencję. Wiem, że nie każdy psycholog jest taki, ale skąd mam wiedzieć, na kogo trafię, i czy ktoś mi pomoże czy raczej zrobi krzywdę? Zwłaszcza, że nie jest to tania zabawa.

psycholog

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (130)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…