Na fali historii o dzieciach w komunikacji publicznej.
Dlaczego niektórzy ludzie nie myślą?
Trafiłam dzisiaj na fejsie na filmik jakiegoś aktora, który pokazuje świetny sposób na uciszenie cudzego dziecka w restauracji poprzez podobne do dziecka pokrzykiwania. Przypomniała mi się sytuacja sprzed ok.5 lat.
Gdy pierwszy raz jechałam z moim najstarszym synem pociągiem, miał on 3 lata. Przygotowałam go na tę podróż, niezbyt długa trasa, raptem godzina. Tłumaczyłam, że w pociągu nie wolno krzyczeć i biegać, trzeba próbować mówić w miarę cicho itd.
Syn, no cóż, zaaferowany całą sytuacją, co jakiś czas mówił coś głośno podekscytowany, a ja konsekwentnie przypominałam, że trzeba zachowywać się w miarę cicho. Po drugiej stronie przejścia siedziało dwóch facetów w średnim wieku. Gdy syn zawołał w pewnym momencie coś w stylu "ojej, mama, paaaatrz" (zobaczył coś za oknem), faceci zaczęli z wesołością go przedrzeźniać. Syn oczywiście uznał, że to zabawa i mimo moich upomnień zaczął pokrzykiwać ku ogólnej wesołości i panów i reszty pasażerów.
Nie podobało mi się to, ale dorosłych facetów mam wychowywać? Jedyne co mogłam to przypominać synowi, że nie wolno krzyczeć, teraz już z gorszym skutkiem. Cała zabawa trwała kilka minut, aż panowie stracili zainteresowanie.
A ja kolejne kilka minut usiłowałam dziecko uspokoić i nakłonić do ściszenia tonu. A jeden z facetów, który jeszcze kilka minut wcześniej wymyślił sobie świetną zabawę na przekrzykiwanie się z dzieckiem i nakręcał go tym, nagle zaczął mnie opieprzać, że mam dziecko zamknąć.
Zanim wpadniecie więc na tak genialne pomysły jak ten celebryta albo pan z pociągu, pamiętajcie, że wtedy skutek może być odwrotny do zamierzonego, a wtedy już pretensje możecie mieć sami do siebie.
Dlaczego niektórzy ludzie nie myślą?
Trafiłam dzisiaj na fejsie na filmik jakiegoś aktora, który pokazuje świetny sposób na uciszenie cudzego dziecka w restauracji poprzez podobne do dziecka pokrzykiwania. Przypomniała mi się sytuacja sprzed ok.5 lat.
Gdy pierwszy raz jechałam z moim najstarszym synem pociągiem, miał on 3 lata. Przygotowałam go na tę podróż, niezbyt długa trasa, raptem godzina. Tłumaczyłam, że w pociągu nie wolno krzyczeć i biegać, trzeba próbować mówić w miarę cicho itd.
Syn, no cóż, zaaferowany całą sytuacją, co jakiś czas mówił coś głośno podekscytowany, a ja konsekwentnie przypominałam, że trzeba zachowywać się w miarę cicho. Po drugiej stronie przejścia siedziało dwóch facetów w średnim wieku. Gdy syn zawołał w pewnym momencie coś w stylu "ojej, mama, paaaatrz" (zobaczył coś za oknem), faceci zaczęli z wesołością go przedrzeźniać. Syn oczywiście uznał, że to zabawa i mimo moich upomnień zaczął pokrzykiwać ku ogólnej wesołości i panów i reszty pasażerów.
Nie podobało mi się to, ale dorosłych facetów mam wychowywać? Jedyne co mogłam to przypominać synowi, że nie wolno krzyczeć, teraz już z gorszym skutkiem. Cała zabawa trwała kilka minut, aż panowie stracili zainteresowanie.
A ja kolejne kilka minut usiłowałam dziecko uspokoić i nakłonić do ściszenia tonu. A jeden z facetów, który jeszcze kilka minut wcześniej wymyślił sobie świetną zabawę na przekrzykiwanie się z dzieckiem i nakręcał go tym, nagle zaczął mnie opieprzać, że mam dziecko zamknąć.
Zanim wpadniecie więc na tak genialne pomysły jak ten celebryta albo pan z pociągu, pamiętajcie, że wtedy skutek może być odwrotny do zamierzonego, a wtedy już pretensje możecie mieć sami do siebie.
pociag
Ocena:
127
(139)
Komentarze