Jestem nauczycielem w przedszkolu.
W tamtym tygodniu do przedszkola przychodziło dziecko, po którym było widać, że jest chore. Dziecko było blade, miało obniżoną temperaturę. Rodzice wmawiali, że jest po prostu niewyspane. W końcu jednak uwierzyli, że to nie jest niewyspanie, a choroba.
Dwa dni później odesłałam kolejne dziecko. Stan podgorączkowy, ból gardła.
Odesłałam też inne dziecko - stan podgorączkowy, ból głowy. Dziecko chodziło do przedszkola kilka dni w podobnym stanie.
Od piątku ja jestem chora. I mam nadzieję, że kiedyś wprowadzą ustawę, w której będzie zapis, że rodzic przyprowadzając umyślnie chore dziecko pokrywa leki osób, których zarazi. Czemu? Bo już wydałam 100 zł na leki, a jest tylko gorzej, więc będą potrzebne inne. Przy okazji w przedszkolu rozchorowała się trójka innych dzieci.
Posypią się komentarze, że rodzice nie mają co zrobić z dziećmi i muszą chodzić do pracy. Ja też muszę, a dzięki takim rodzicom jestem chora średnio co dwa lub trzy tygodnie.
W tamtym tygodniu do przedszkola przychodziło dziecko, po którym było widać, że jest chore. Dziecko było blade, miało obniżoną temperaturę. Rodzice wmawiali, że jest po prostu niewyspane. W końcu jednak uwierzyli, że to nie jest niewyspanie, a choroba.
Dwa dni później odesłałam kolejne dziecko. Stan podgorączkowy, ból gardła.
Odesłałam też inne dziecko - stan podgorączkowy, ból głowy. Dziecko chodziło do przedszkola kilka dni w podobnym stanie.
Od piątku ja jestem chora. I mam nadzieję, że kiedyś wprowadzą ustawę, w której będzie zapis, że rodzic przyprowadzając umyślnie chore dziecko pokrywa leki osób, których zarazi. Czemu? Bo już wydałam 100 zł na leki, a jest tylko gorzej, więc będą potrzebne inne. Przy okazji w przedszkolu rozchorowała się trójka innych dzieci.
Posypią się komentarze, że rodzice nie mają co zrobić z dziećmi i muszą chodzić do pracy. Ja też muszę, a dzięki takim rodzicom jestem chora średnio co dwa lub trzy tygodnie.
Ocena:
118
(146)
Komentarze