Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90862

przez ~Goran95 ·
| Do ulubionych
Nigdy więcej pracy w państwowym/miejskim podmiocie.

Udało mi się w nim przepracować rok, a to tylko dlatego, że zaparłem się w sobie, aby dobrze wyglądało to w CV.

Już sama rekrutacja powinna dać mi znać, że jest coś nie tak, bo aż trzy razy musiałem przychodzić na rozmowę. Raz-jako kwalifikacyjna, dwa-przedstawienie warunków, a trzy finalne podpisanie umowy.

Na moim stanowisku wymagany jest specjalistyczny program do projektowania, którego nie doprosiłem się przez cały rok, bo jest za drogi. Jednocześnie w wymaganiach była jego znajomość. Miałem pracować na darmowej wersji, która nie zawierała połowy funkcji, w tym wizualizacji.

Kierownictwo nic sobie z tego nie robiło, a ja świeciłem oczami, gdy ktoś pytał się o wizualizację.

Początkowo miałem dostawać 4700 zł oraz bonusy za wykonane prace powyżej 5 w miesiącu. Dostałem jednak takie projekty, które były duże i skomplikowane, a samo ustalenie potrzeb klienta zajmowało prawie miesiąc. Nigdy nie udało mi się skończyć 5 projektów w miesiącu.

Koledzy odchodzili w takim tempie, że wkrótce ja z 4 miesiącami pracy byłem osobą, najdłużej zatrudnioną w naszym dziale.

Z innych paradoksów- dostałem pisemne upomnienie, że zużywam za dużo kartek i mam ograniczyć drukowanie. Drukowanie uruchamiało się po przystawieniu karty. Dowiedziałem się wtedy, że na osobę limit druku to 200 stron A4/msc. Moje projekty były w dużych formatach, a i tak liczone były jako wielokrotność A4. Limit wyczerpywałem w połowie miesiąca.

Zimą, pod pretekstem rozpoczynającej się wtedy wojny na Ukrainie, ustalono, że maksymalna temperatura grzejnika to 20*C. I o ile Paniom w biurowcu to pasowało, tak nasz dział projektowy mieścił się w starym budynku, bez ocieplenia i z oknami starego typu (takiego, gdzie najpierw otwierało się jedno, a potem drugie). Na pracę z domu oczywiście zgody nie było, bo covida już nie ma. A i tak podobno w jego czasie ludzie przychodzili do biura, bo nie dostali zgody na zabranie sprzętu do domu.

Na cały budynek, 4 pietra i piwnice, mieliśmy jedną Panią sprzątająca, która nie dawała rady posprzątać takiej powierzchni. Co więcej, w naszym budynku nie było windy, więc musiała sama dźwigać wiadra z wodą do mycia. Nie ufundowano jej nawet wózka do sprzątania, bo według firmy miała schowek na każdym piętrze. Jak miałem okazję, to jej pomagałem przenosić te wiadra między piętrami.

Kierownictwo było nieobecne. Kawkowało z zarządem, integrowało się i jechało upić (znaczy rozwijać swoje umiejętności zarządzania na szkoleniu wyjazdowym). Gdy przychodziło do negocjacji z klientem, zostawaliśmy sami. Jak wszystko szło dobrze, to zgłaszali się po laury. Jak źle - to nasza wina, bo nie jesteśmy wystarczająco staranni.

Decyzja o rzuceniu tego w cholerę przyszła, gdy zobaczyłem, że na gigantyczne wypłaty dla zarządu były pieniądze, a na mój program nie, co tłumaczono trudną sytuacją spółki, która rzeczywiście była grubo na minusie. Cóż, my plebs-pracownicy, mieliśmy oszczędzać, a znajomi królika dostali gigantyczne premie za wyniki.

Nigdy więcej państwowych, miejskich spółek.

spółka państwowa

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (205)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…