Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90869

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem małym pracusiem, muszę się przyznać. Pracuję w biurze i w domu, ponieważ kocham swoją pracę i żyję nią również w czasie wolnym. Czy oznacza to, że nie mam życia poza pracą? Nie. Spędzam czas z moimi znajomymi i rodziną, co prawda nigdy się nie ożeniłem, ale nie cierpię jakoś szczególnie z tego powodu.

W pracy mamy taką zasadę, że gdy już zamkniemy biuro pod koniec tygodnia, idziemy gdzieś razem na piwko i ploty. Ostatnimi czasy często działo się to u mnie, bo mam "wolną chatę" 24/7.

Mój kolega, nazwijmy go Filip, nie rozumie zbytnio mojej sytuacji życiowej. Filip jest ojcem czwórki dzieci, nie za bardzo rozróżniając które jest które, ma też żonę, którą niespecjalnie dostrzega jako osobę, za to nie posiada prawa jazdy, mając nadzieję, że po wieczorku przy piwie i pogadankach znajdzie osiołka, który zawiezie go do domu. Filip ma też obrzydliwy zwyczaj komentowania w dość niewybredny sposób wszystkiego, co nie jest filipowe.

Tego dnia zagaił pod koniec pracy:
- Cakey, jesteś samochodem?
Nie, kurde, jestem człowiekiem.
- Tak, Filipie, w przeciwieństwie do ciebie. Małżonka w końcu przejrzała na oczy?
No nie powiedziałem tego.

Ta biedna kobieta, będąca w oczach Filipka tylko dodatkiem do jego egzystencji, nie potrafiła chyba powiedzieć "stop". A Filipek chętnie z braku zakazów korzystał.

Tym razem jednak umęczona małżonka nie pojawiła się, by odebrać trzystasześćdziesiątsiedmiomiesięcznego Filipka z pracy. A chcieliśmy z kolegami piwo wypić w spokoju. Filip wywęszył szansę i zabrał się z nami. Do mnie.
Będąc w moim domu, pijąc moje piwo i pogryzając przekąski, które osobiście przygotowałem, Filip zaczął swoje obserwacje.

- Poważnie, Cake? Mapy na ścianie? U mnie wiszą zdjęcia rodzinne, ale komu jak komu...
- Mój syn to gwiazda piłki nożnej jest, medal dostał, tak się wykazał... a sorry Cakey i tak nie zrozumiesz.
- Żona mówiła, że jej się nie chce, hehe, ale jej pokazałem, gdzie jej miejsce! Nie ze mną takie zabawy, jestem... no kobieta nie zrozumie póki się jej jasno do rozumu nie da.
- Cake, co ty tak sam w domu robisz? Nic tu nie ma u ciebie serdecznego.

Przełknąłem to, popite Lagerem, bez komentarza. Ale Filip ma swoje naje... eee... naskładane w główce. Kilka butelek później zfilipował kompletnie.

Kolega Krzysiu podziwiał mój model górskiego domu, zbudowanego co do najmniejszego detalu w miniaturze. Filipek dziabnął saunę (trzymającą się w miejscu na długim drucie) i machał nią nad budowlą jakby szukając miejsca (którego nie było).
- Cake, ja bym to inaczej zrobił. Patrz, kto by chciał saunę z tyłu domu. To musi być tutaj - i wetknął drut w dach domu, przebijając się przez dach i salon.
Ugryzłem go mentalnie i, będąc o wiele bardziej cywilizowanym niż moja wyobraźnia, wyrwałem mu saunę z ręki.
- Jezu, Cake, nie umiesz przyjąć konstruktywnej krytyki - wyfafloczył machając dla odmiany butelką.
- Filip, ale to nie jest wspólny projekt. Weź łapy przy sobie trzymaj.
- Przecież nic nie robię.
- Popsułeś salon.
- Weź nie bądź dzieckiem. To tylko makieta.

No tak. To tylko makieta. Pracowałem nad nią co prawda 30 godzin, ale w końcu nikt tam nie mieszka. To tylko karton i krepa. Tylko drewienka i farba. Tylko klej i rysunki. Tylko składana geometria.

- Filip, weź wyp*****laj.
Filip nie zrozumiał. Pił piwo gapiąc się na mnie, walczącego z myślami i odruchem zakłucia Filipka sauną w 1/64 na śmierć.
- Mówię poważnie. Filip, co do cholery wyprawiasz?!
- No weź, chyba sobie jaja robisz...

Prowadzony do drzwi stawiał minimalny opór; kolega Andrzej proponował ostrzejsze metody, ale szczerze mówiąc chciałem trzymać chwasta z daleka od wartościowych dla mnie rzeczy. Filipek krążył wokół domu do pierwszej w nocy. Żaden z kolegów go nie wziął ze sobą, a żona była w odwiedzinach u mamy i nie odbierała telefonu. W końcu zamówił taksówkę. Patrzyłem, jak odjeżdża lżejszy o stówkę, patrzyłem za nim dźgając powietrze między mną a oknem szpicem sauny.

Następnego weekendu Filipek nie zaprosił się znowu. Po skończonym dniu pracy poszedł do domu, by w spokoju nie rozróżniać swojego potomstwa i eksploatować dobroć żony. Ja poszedłem na piwko, jak zwykle, tym razem do baru. Umówiliśmy się z chłopakami, że będziemy spotykać się na neutralnym gruncie. Tak na wszelki wypadek.

praca koledzy

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (192)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…