Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90878

przez ~diamentova ·
| Do ulubionych
Dopiero mając prawie 30 lat zdałam sobie sprawę, że będąc nastolatką, stałam się ofiarą tak zwanego groomingu i to nie raz.

Piszę tę historię, aby pokazać jak to działa - może komuś oszczędzi to doświadczeń takich jak moje.

Mając 12-13 lat zaczęłam fascynować się subkulturą metalową. Podczas gdy moi rówieśnicy ze szkoły w ogóle się subkulturami nie interesowali lub ewentualnie fascynowali się hip-hopem, ja zaczęłam odkrywać dla siebie świat ciężkich brzmień, nie tylko muzykę, ale i całą tę otoczkę, bycie outsiderem nie zrozumianym przez otoczenie, powieści grozy, tematy około okultystyczne. Wtedy oczywiście traktowałam to śmiertelnie poważnie i z odpowiednim do wieku uporem twierdziłam, że metal to jedyna prawdziwa muzyka (no, może jeszcze klasyczna czy jazz), zaczęłam robić sobie ciemny makijaż, ubierać się w skórzane, czarna ciuchy. Takie klimaty.

Zaczęło mi doskwierać to, że z nikim nie mogę się tymi upodobaniami dzielić. Oczywiście, czułam się dojrzalsza niż rówieśnicy, a fakt, że większość "metali" była starsza ode mnie tylko utwierdzała mnie w tym przekonaniu.

W dobie GG i czatów internetowych, zaczęłam szukać sobie znajomych w internecie. Wirtualny poziom znajomości w pewnym momencie przestał mnie satysfakcjonować, więc na lokalnych czatach szukałam osób, z którymi mogłabym zapoznać się w realu.
Zaczęło się niewinne, poznałam o rok starszą koleżankę. Ja miałam wtedy chyba niecałe 14 lat, ona 15.

Pochodzę z rodziny powiedzmy, że tradycyjnej. Mama tata, dwóch starszych braci. Rodzice dużo pracowali i to nie było tak, że całkiem się mną nie interesowali, ale też niespecjalnie mnie kontrolowali. Owa koleżanka, powiedzmy Karina, pochodziła z rodziny artystycznej. Mama malarka, tata aktor teatralny. Miała więc nieco inne spojrzenie na życie. Rodzice na sporo jej pozwalali, zachęcali do poznawania świata. Karina miała już na przykład w wieku 15 lat tatuaż i chłopaka starszego o 7 lat.
Mniejsza o to. W każdym razie Karina też siedziała w subkulturze metalowej i poprzez swojego chłopaka miała wielu sporo starszych znajomych. To było dla mnie niezwykle ekscytujące i z radością się do niej i do tej całej ekipy przykleiłam.

No więc ja, lat 14, Karina lat 15 i masa 19-25 latków. Ja na pewno wyglądałam na starszą niż byłam, ale wieku nigdy nie ukrywałam, może dlatego, że schlebiało mi słuchanie o tym, jaka jestem mądra i dojrzała, jak na swój wiek.

Zaczęło się od tego, że zainteresował się mną kolega chłopaka Kariny, 20-letni Artur. Tu mnie odprowadził na przystanek, tu napisał smska, aż zaczęliśmy spotykać się sam na sam. Szybko pierwszy pocałunek, potem równie szybko wkładanie rąk pod bluzkę. Dodam, że niemal zawsze zapewniał mi alkohol, a nawet trochę przymuszał do picia. Nigdy nie piłam więcej niż 1 piwo, ale już po takiej dawce byłam odpowiednio rozluźniona. Potem zaczęło się na randkach wsadzanie ręki w spodnie, wpychanie mi przyrodzenia do ręki, a po miesiącu już ostre naciski na pójście na całość. Nie doszło do tego, bo mimo wszystko nie potrafiłam sobie TEGO wyobrazić, a już nawet macanki w okolicach rozrodczych były dla mnie krępujące i obrzydliwe, nawet bolesne.

Po miesiącu Artur ze mną zerwał, argumentując, że jestem niedojrzała, widział we mnie kobietę, ale jednak jestem tylko głupią gówniarą.
Bolało mocno, szczególnie, że nadal widywaliśmy się w towarzystwie, a moja pruderyjność była przez jakiś czas tematem nr 1.

Niebawem jednak i Karina rozstała się ze swoim chłopakiem, więc jakoś kontakt z tą częścią znajomych się urwał. Niemniej jednak nadal z Kariną kumplowałyśmy się ze starszym towarzystwem, a mnie adoratorów nie brakowało. Wiecie, z perspektywy czasu tak sobie myślę, co kierowało studentami, którzy zalecali się w agresywny i natarczywy sposób do 14-latki? To nie było jeden facet, nawet nie dwóch... na pewno 5 czy 6. Na ogół nic z tego nie wychodziło, albo nie byłam zainteresowana albo natychmiast po odmowie bzykania, tracili podobnie jak Artur zainteresowanie.

Ale kolejnym facetem jakiego poznałam, mając już 15 lat, był Marcel. Znów z perspektywy czasu - dlaczego 34-letni facet zadawał się z ludźmi w okolicach 15-25 lat?
Wtedy oczywiście cały czas żyłam otoczona narracją, że metale to jedna wielka rodzina, tolerancja, nie liczy się wiek, bo łączą nas wspólne zainteresowania itd. Imponowało mi bycie częścią grupy wybranych? Innych niż cała reszta? Mądrzejszych? Podążających własną ścieżką, a nie trendami?

W każdym razie, Marcel nie od razu zaczął wykazywać mną zainteresowanie. Wręcz przeciwnie, na początku nieco mnie ignorował, niespecjalnie uznawał moją obecność w towarzystwie - podejrzewam, że było to już częścią gry. No więc Marcel automatycznie stał się dla mnie interesujący - różnica wieku była mocno niekomfortowa, nawet jak na zwykłe koleżeństwo. Z racji tego, że jak wspomniałam, Marcel raczej mnie ignorował, każda oznaka, że mnie zauważa była dla mnie pochlebstwem. Gdy już przyznał mi w czymś rację lub zamienił ze mną parę słów, czułam się wyróżniona. Nie chcę przynudzać, więc schemat wyglądał tak: akceptacja, przejawy zainteresowania, coraz częstsze ucinanie pogawędek sam na sam, prawienie komplementów, udawanie niedostępnego, rzucanie aluzjami typu "gdybym był trochę młodszy, szkoda że 10 lat temu nie spotkałem takiej dziewczyny", dyskretne wyznania zauroczenia, spotkania sam na sam, zaproszenie do mieszkania. Krok po kroczku przez ponad pół roku.

Na pójście do jego mieszkania zdecydowałam się po kilku randkach na mieście. Miało być "na kawkę". W mieszkaniu, owszem, wymieniliśmy kilka czułości, ale nie spodziewałam się niczego więcej. Nagle Marcel dosłownie przygwoździł mnie do kanapy i zaczął agresywnie usiłować rozebrać. Protestowałam coraz bardziej zdecydowanie i usiłowałam odepchnąć go, bałam się. Nie chciałam tego, nie potrafiłam jednak krzyczeć. Marcel jednak gdy zauważył, że cicho płaczę, przestał, zasępił się, zapytał czy go nie kocham, czy nie chcę z nim przeżyć czegoś wspaniałego. Był naprawdę odpychający siedząc rozebrany do połowy, żebrząc i jojcząc, widząc, że ja jestem niemal w histerii. Byłam jak pijana. Wyszłam i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nie było więcej randek. Zaczęłam unikać tego towarzystwa. Na początku tylko dlatego, aby nie spotkać Marcela. Potem Karina doniosła mi, że dostałam już łatkę cnotki niewydymki i w ogóle wszyscy mają ze mnie ubaw. Nie miałam zamiaru się więcej spotykać, ale bynajmniej nie dlatego, że przejrzałam na oczy, tylko dlatego, że było mi wstyd. Wstyd, że jestem cnotką niewydymką. Jeszcze gorsze było to, że Karina zamawiała mnie gorąco na zaprzestanie zgrywania niedostępnej, bo seks jest super, a mając 15 lat to już w sumie czas najwyższy tego doświadczyć.

I właśnie tu przechodzimy do kolejnego nieprzyjemnego aspektu całej sprawy. Karina właśnie zaczęła LO i poznała nowych znajomych z naszych klimatów. Wreszcie normalni znajomi rówieśnicy. Może tak by było, ale Karina zaprzyjaźniła się z niejaką Ewą. Ewa oczywiście też była "mroczna" i takich miała znajomych. Tym razem nie byli to już ludzie aż tak wiele starsi, maksymalnie 1-2 rok studiów. Już od pierwszego spotkania z nowym towarzystwem, Karina rozpowiadała wszystkim, że jestem bojaźliwą dziewicą i szukam delikatnego faceta, który mi wszystko pokaże. Oprócz standardowych żarcików w towarzystwie, Karina aranżowała dziwne akcje typu zostawianie mnie w zamkniętym pokoju z jakimś napalonym typem albo opowiadanie przypadkowym facetom z towarzystwa, że na nich lecę i jestem napalona. Dopiero gdy sama poszłam liceum, oderwałam się trochę od tej ekipy, poznałam nowych ludzi i nagle odkryłam, że nawet "nie-metale" są spoko.

Z Kariną niby utrzymywałam jakiś tam kontakt, ale gdy opowiadała mi o tych wszystkich ludziach czułam po prostu obrzydzenie. Z czasem jej styl bycia przestał być dla mnie imponujący, stał się irytujący i śmieszny. W końcu całkiem o niej zapomniałam, choć ona miała jakieś odpały, że nawet po 5 latach potrafiła pisać do mnie nagle, że byłam jej najlepszą przyjaciółką i mogłybyśmy odnowić znajomość itd. Rzadko odpisywałam cokolwiek.

Nie ma tu żadnego wielkiego finału. Na koniec jednak słowo o moich rodzicach - nie wiedzieli i nie wiedzą, co mnie wtedy spotkało. Zawsze wracałam do domu o normalnej godzinie albo mówiłam, że śpię u koleżanki. Nie sprawdzali tego, ufali mi. Może dlatego bałam się im powiedzieć - żeby nie stracili do mnie zaufania? Nie wiem, wiem, że potrafiłam naprawdę dobrze udawać, że w moim życiu nie dzieje się nic niestandardowego dla dziewczynki z gimnazjum. Chciałabym przy własnych dzieciach być bardziej czujna, ale nie wiem, czy mi się to uda, jednocześnie nie kontrolując ich ciągle.

grooming

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (172)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…