Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90909

przez ~ula ·
| Do ulubionych
Przeczytałam historię #90905 i wróciły wspomnienia...

Od razu napiszę, że nie odnoszę się bezpośrednio do sytuacji z historii, ot, jest pewne podobieństwo.

Otóż moja mateczka ma trójkę dzieci, z czego ja mam zezowate szczęście cieszyć się jej najmniejszą sympatią. Czemu? Nie wiem, ale mam pewne podejrzenia.
Moja matka jest kobietą piękną i zadbaną i zawsze taka była. Szczupła, ładnie umalowana, ubrana bardzo kobieco, wręcz seksownie, ale z klasą.
Ja... No cóż. Nie jestem taka. Ok, nie jestem też typową chłopczycą, ale wolę ciuchy wygodne, nie za dobrze czuję się na wysokich obcasach i obcisłych sukienkach. Preferuję raczej sportowe buty, a jeśli już sukienki to raczej luźniejsze, dłuższe.

Gdy miałam 12 lat dość nagle nabrałam kobiecych kształtów. Dodam, że jako pierwsza w klasie, tak, że dość mocno odstawałam wyglądem od rówieśniczek. One w większości drobne, niższe o głowę, o wyglądzie dziecka. Ja, wysoka, z dużym biustem, wcięciem w talii. Spokojnie można było mi dać 16 lat. Czułam, że moje ciało nie pasuje do psychiki, bo kompletnie nie interesowała mnie moda, chłopaki, malowanie się. Lubiłam bawić się w berka, jeździć na rowerze, wymieniać się z koleżankami karteczkami.

Moja mama widziała to inaczej. Jej zdaniem powinnam już ubierać "dorosłe" ciuchy, zaczęła mi kupować kosmetyki do makijażu, zabrała do fryzjera i kazała ściąć moje długie, nieco bezkształtne włosy i zrobić "fryzurę". Dla mnie to był koszmar - musiałam się wysilać rano, aby upiąć włosy, bo związane gumką, jak to miałam w zwyczaju, wyglądały idiotycznie. Mama niemalże siłą malowała mi paznokcie, a codziennie rano przypominała o tym, że mam nałożyć chociażby błyszczyk na usta. Czułam się jak idiotka, a fakt, że zaczęłam słyszeć w szkole za sobą szepty, że się stroję i jestem stara maleńka, jeszcze to pogarszały. Inne dziewczyny po wyjściu z domu w tajemnicy malowały rzęsy czy usta, ja w tajemnicy zmywałam to z siebie w szkolnej toalecie.

Wyrosłam z moich galowych ciuchów. Prosiłam mamę o podobne, co wcześniej, ciemną spódniczkę do kolan i zwykłą białą koszulę. Mama wiedziała lepiej, kupiła mi bluzkę z dekoltem i obcisłą spódnicę. Na wszelkich galach czułam się jak idiotka i dopiero po interwencji nauczycielki dostałam normalne ciuchy.
Oczywiście, matka nagadała się w domu, że nauczycielka jest zazdrosna, bo sama jest stara i brzydka i nie zna się na modzie.

Jednak był w tym wszystkim jeszcze gorszy aspekt, czyli udawana świętojebliwość przed krewnymi. Przykładowo, zostaliśmy całą rodziną zaproszeni na wesele, miałam wtedy 13 lat. Chciałam ubrać prostą sukienkę w kwiatki, krótki rękaw, do kolan, bez żadnych udziwnień. Ale nie, mama kupiła mi oczywiście obcisłą sukienkę z dekoltem. Oczywiście, na weselu mój strój zrobił furorę w tym negatywnym sensie. Jak ciotki zaczęły zwracać uwagę, czy to aby nie zbyt wyzywająca kreacja jak na 13-latkę, to matka zaczęła lamentować, że tak, ona mi mówiła to sama, ale ja się uparłam, bo chciałam być ładna jak mamusia.

No cóż, gdy trochę podrosłam zaczęłam stawiać na swoim i przestałam dać się matce stroić. Dopiero gdy miałam jakieś 15 lat (przełom gimnazjum i liceum) ojciec też zaczął interweniować i stawać po mojej stronie. Do niego też mam pretensje, bo zdobył się na to dopiero, gdy sama zaczęłam wyrażać głośno swoje zdanie. Wcześniej nic nie mówił, choć niby też mu się nie podobało, żeby dziewczynka z gimnazjum świeciła cycem i dupą. To mógł się odezwać, nie?

Niestety, ale w jakimś stopniu mamie zawdzięczam to, że w bardziej seksownych ciuchach cały czas czuję się jak idiotka. Zawsze wydaje mi się, że wyglądam jak klaun, jak karykatura samej siebie. Nie jestem w stanie przełamać się do założenia czegoś dopasowanego, bluzki z dekoltem czy krótkiej spódniczki, choć figurę mam chyba odpowiednią i czasem podziwiam z zazdrością tak ubrane kobiety.

Dodam też, że moja mama wywierała na mnie nacisk na zainteresowanie się chłopakami. Gdy miałam 14-15 lat zaczęłam dużo czasu spędzać z kolegą z klasy. Nie wiem, chyba się sobie podobaliśmy, ale ciągłe gadanie matki i wypytywanie czy ze sobą chodzimy, jak bardzo go lubię i czy się całowaliśmy, sprawiły, że przeszła mi ochota na nasze "randki". Zresztą, nawet gdy kończyłam liceum i nie zaliczyłam jeszcze żadnej romantycznej znajomości, matka traktowała mnie tekstami typu "koledzy ze studiów będą się z ciebie śmiać" albo "ty to robisz specjalnie, na przekór?"

Dzisiaj mama już nie ośmiela się komentować któregokolwiek z tych aspektów, chyba dlatego, że raz przestałam się do niej odzywać na pół roku, gdy skomentowała mój "niekobiecy" ubiór.

mama

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (183)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…