Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90912

przez ~corkaalkoholika ·
| Do ulubionych
Gdy poszłam do liceum mój ojciec zaczął pić, a siostra chorować. W efekcie mama często była z siostrą w szpitalu, a ja musiałam pilnować młodszego brata z zadaniem domowym, pilnować, aby chodził do szkoły, gotować obiady, pilnować zakupów oraz zadbać, aby ojciec nie zrobił sobie sam krzywdy podczas picia (nie raz groził samobójstwem, poza tym potrafił być tak pijany, że się przewracał, a i tak chciał wychodzić do sklepu po flaszkę. Czasem brał wszystkie pieniądze, jakie mieliśmy i wychodził - wtedy bałam się, że go pobiją i okradną), albo chodziłam po osiedlu i szukałam narąbanego ojca.

Dla nastolatki było to dość straszne - zamiast spotykać się ze znajomymi, musiałam pilnować coraz bardziej agresywnego rodziciela, a także młodszego brata. Moje stopnie poleciały w dół, bo nie byłam w stanie skoncentrować się na wszystkim, nie chciałam za bardzo jeść lub jadłam zbyt dużo (przez stres, jaki sytuacja w domu u mnie powodowała). Gdy zaczęłam pracować (a zaczęłam szybko), to kradł mi wszystkie zarobione pieniądze (łącznie ukradł mi kilka tysięcy).

Tak jak wspomniałam, ojciec robił się coraz bardziej agresywny. Przystawianie szkła do szyi, wyrzucanie gorącego jedzenia na głowy - to tylko dwa przykłady z kilkudziesięciu. Nie chciałam jeść nic ciepłego, bo bałam się, że uda mu się mnie poparzyć gorącym jedzeniem. Moje zdrowie podupadło, ponieważ organizm nie miał dostarczanych witamin. Notorycznie wzywaliśmy policję, bo był bliski pozabijania nas.

Raz ze strachu wybiegliśmy na klatkę. Sąsiadka z góry przyszła sprawdzić, co się dzieje. Poprosiliśmy ją, aby zadzwoniła na policję, bo wpadł w taki amok, że był bliski pozabijania nas. "Ja się w to nie mieszam".

Po kilku latach tej męczarni wyprowadziliśmy się. Skończyłam z depresją i stanami lękowymi oraz zaburzeniami odżywiania (z którymi walczę do dzisiaj, chociaż minęło ponad 5 lat). Najpierw żyliśmy w strachu, że nas znajdzie i coś nam zrobi, jednak bez potrzeby. Później nasze życie zaczęło wracać do normy. Zanim jednak wróciło, musieliśmy przetrwać gadanie rodziny.

Co może usłyszeć od rodziny dziewiętnastolatka z depresją i stanami lękowymi, gdy wyprowadza się od osoby, która zniszczyła jej życie?
- to twoja wina, że twój ojciec pije
- inni mają gorzej
- jaki ty masz problem, miałaś życie jak w raju
- powinnaś wrócić do ojca i przepraszać, że się chciałaś wyprowadzić
- oj tam, on tylko sobie żartował, a nie był agresywny, przesadzasz
- zmyślasz z depresją, weź się do życia w końcu
- miałaś wszystko czego chciałaś, i tak traktujesz ojca
- jesteś przewrażliwiona
- jak to tak na własnego ojca mogłaś wzywać policję!

Przyznaję, że czułam się okropnie, słysząc to. Ograniczyłam kontakty z osobami, które tak mówiły, doprowadziłam siebie "do stanu używalności" (pozbyłam się stanów lękowych i depresji, koszmary senne zaczęły znikać, obecnie walczę też z zaburzeniami odżywiania). Minęło pięć lat i było dużo lepiej.

Dopóki nie spotkałam się z jedną osobą z mojej rodziny, która do większości poprzednich komentarzy zaczęła dodawać nowe - że nie interesuję się ojcem, że nie zasługuję na bycie w tej rodzinie, że powinnam zmienić nazwisko i całkowicie się odciąć, że tylko zabawy mi w głowie i w ogóle nie myślę poważnie o życiu (nie chodzę na imprezy, robię kursy, pracuję na dwie prace, żeby się utrzymać, w dodatku robię szkołę policealną pomimo tego, że mam magistra). Nie jestem już cichą myszką, więc się odzywałam - i może nie mam się czym chwalić, ale odpyskowywałam tej osobie, co jeszcze bardziej ją denerwowało.

Kontaktów z tą osobą do tej pory za bardzo nie utrzymywałam i nie zamierzam tego robić, wręcz ograniczę je z minimalnych do zera.

I tu jeszcze małe wyjaśnienie: ze względu na moje zdrowie psychiczne całkowicie zrezygnowałam z kontaktów z ojcem. Chodziłam do psychologów, przepracowałam tamte czasy. Obecnie nie jestem zła na rodziciela, gdy przypadkiem się gdzieś spotykamy, normalnie rozmawiamy, bez kłótni, bez pretensji. Nie zabiegam jednak o kontakty z nim. Po kilku latach życia bez niego jest mi całkowicie obojętny, nie czuję się, jakbym miała ojca. Ot, jest nim jedynie na papierze. Sam też nigdy nie wychodził z inicjatywą kontaktu. Nie dzwoni, nie prosi o spotkania.

Mały apel: zanim wkroczycie w czyjeś życie z komentarzami, spróbujcie najpierw zrozumieć sytuację z obu stron. Nigdy nie dowiecie się, co ktoś musiał przejść, o ile sam wam nie powie wszystkiego.

rodzina

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (212)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…