Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90954

przez ~feiwo ·
| Do ulubionych
Jestem nauczycielem wychowania przedszkolnego i piekielny jest dla mnie hejt na nauczycieli.

Zdaję sobie sprawę, że większość nauczycieli nie powinno pracować w zawodzie. Co więcej, u siebie w pracy też mam osoby, które nie powinny zbliżać się do dzieci - i mówię o tym szczerze. Mało kto jednak patrzy na to, że jest masa wspaniałych nauczycieli. I w mojej placówce (nie tylko w tej), wspaniałych nauczycieli jest o wiele więcej.

Mam pensum 25 godzin w czasie 40-godzinnego etatu. Oznacza to, że z dziećmi na grupie spędzam 25 godzin. Jedna godzina to godzina dostępności dla rodziców. Reszta godzin jest przeznaczona na wypełnianie dokumentacji, przygotowywanie się do zajęć, prowadzenie galerii naszej grupy, kontakt z rodzicami, zebrania, wycieczki, rady pedagogiczne. Łącznie pracuję 40 godzin tygodniowo.

Ciągle słyszę, że moja grupa zawodowa nie powinna dostawać podwyżek, bo nic nie robimy, jesteśmy leniami, jesteśmy beznadziejni. Kiedy tego słucham, odechciewa mi się robić kolejnych kursów, bo grupa ma z czymś problem, a dzięki pogłębieniu wiedzy będę mogła im pomóc (niekoniecznie problem, na przykład mam dziecko w spektrum autyzmu na grupie - poszłam na kurs o komunikacji z takim dzieckiem, bo chcę zrobić wszystko, żeby się dobrze czuło u mnie na grupie; część dzieci ma problem z prawidłowym chwytem, więc poszłam na kurs, jak im pomóc z tym, bo studia jedynie wspomniały o tych rzeczach, nie pogłębiały ich). Odechciewa mi się także robienie gier terenowych, które moje dzieciaki uwielbiają. Odechciewa mi się wymyślać nowe, ciekawe rzeczy na zajęciach, żeby przyciągnąć ich uwagę, a także aby zachęcić ich do chodzenia do przedszkola (dzieci zastanawiają się, co nowego i fajnego będzie, więc chętniej przychodzą do przedszkola). Poświęcam sporo czasu, na szukanie przepisów na ciekawe eksperymenty lub masy, bo lubią takie rzeczy. Pracuję często więcej niż 40 godzin tygodniowo, żeby przygotować fajne rzeczy. Jeśli chcą posłuchać "Jingle bells", to puszczam im i słuchają oraz śpiewają. Przytulam ich, kiedy tylko potrzebują, często im powtarzam, że są inteligentni, zabawni i pomocni. Nigdy na nich nie krzyknęłam, nigdy nie byłam dla nich niemiła. Jeśli jakieś zachowanie mi się nie spodobało, rozmawiałam z dzieckiem na osobności. Jestem otwarta na ich potrzeby, słucham ich i nigdy nie bagatelizuję rzeczy, które są dla nich ważne, a dla dorosłych mogą wydawać się śmieszne.

I gdy słyszę, że jestem beznadziejna, tylko dlatego, że wybrałam taki zawód, albo że zasługuję na najniższą krajową, bo kiedyś ktoś miał mało fajnego nauczyciela od matematyki, to przestaje chcieć mi się robić te "fajne i ciekawe" rzeczy. Powiecie, że nie robię tego dla opinii publicznej: tak, to prawda. Ale kiedy DZIEŃ W DZIEŃ się słyszy, że jest się nierobem, że powinno się zarabiać jak najmniej (pomimo wydawania fortuny na zakup rzeczy potrzebnych do zajęć), to przestaje się chcieć. Niektórzy członkowie mojej rodziny też tak uważają i też mi to mówią.

Dotrzymam do końca umowy i zmieniam zawód. Takich jak ja będzie coraz więcej: bo mamy dość tego, że społeczeństwo nas nie szanuje. Mamy dość marnych wypłat (wiem, będą podwyżki - za mniej więcej 3700 netto równie dobrze mogę iść do korporacji, gdzie nie mam odpowiedzialności za czyjeś życie). Mamy dość roszczeniowych rodziców, którzy chwalą dziecko, gdy te chce komuś wydłubać oko długopisem. Jestem zmęczona dawaniem od siebie ponad stu procent, aby tylko słyszeć same negatywne rzeczy. Odchodzą dobrzy nauczyciele, zostają źli. Dobrzy nauczyciele, troszczący się o dzieci i uczniów, mają dość.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 77 (101)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…