Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90970

przez ~Alkoholikwysokofunkcjonujacy ·
| Do ulubionych
W związku z historią #90968 o prezentach z pracy, a bardziej komentarzami pod nią, że wino to nie jest szkodliwy prezent dla alkoholika, chcę opowiedzieć swoją historię.

Jestem alkoholikiem. Dokładniej alkoholikiem wysoko funkcjonującym po leczeniu. Alkoholikiem zostaje się do końca życia.

Zaczęło się niewinnie na studiach. Wcześniej nie pijałem za dużo, a na studiach w akademikach, normą było picie przed zajęciami, piwne wyścigi, czy inne rozrywki. Przed sesją każdy chodził narąbany. Ja też i zawalałem to na studencki czas.

Potem studia się skończyły, zaczęła praca. Byłem odpowiedzialny, więc w pracy nie piłem. Za to po pracy 2-3 piwka dla rozluźnienia i smaku. Moja ówczesna dziewczyna zwróciła mi uwagę, że powinienem trochę ograniczyć piwkowanie. Wkurzyłem się, bo piłem tylko piwo, nie żadną wódkę i normalnie wstawałem rano do pracy.

Potem polubiłem się z whisky. I tak oprócz piwa, wypijałem szklaneczkę na lepszy sen. Potem przyszedł kryzys finansowy i miałem ciężki czas w pracy. Zszedłem z kratfowego piwa na te tańsze. I wypijałem go więcej. Dużo za dużo.

Dotarło to do mnie, gdy niczym mój ojciec, ładowałem do auta skrzynkę piwa, żeby wymienić ją na pełną dwa razy w tygodniu. Mój ojciec miał problem z alkoholem i nie chciał się do tego przyznać. Jednocześnie nie był w stanie przetrwać dnia bez piwa. I nawet gdy brał leki, których nie wolno mieszać z alkoholem, pił piwo, które alkoholem przecież nie było.

To spadło na mnie nagle. Poszedłem do dziewczyny, że jednak mam problem i potrzebuję pomocy. Z jej pomocą wywaliłem wszystko i zacząłem unikać alkoholu jak mogłem.

Do integracji firmowej. Napiłem się, bo jak to tak odmówić. Potem znowu w domu dla relaksu, ale wmawiałem sobie, że mam to pod kontrolą. W końcu do pracy przychodziłem trzeźwy, a sikacze zastąpiły whisky, gin, wina. Nominalnie wychodziły mnie taniej, bo potrzebowałem ich mniej niż piwa, aby się odstresować.

Dziewczyna kazała mi iść na terapię. Zignorowałem ją, bo nie mam problemu, pieniądze do domu przynoszę. W końcu mnie zmusiła, ale terapeuta potwierdził, że problemu nie mam.

Teraz myślę, że skoro przyszedłem do niego ubrany jak normalny człowiek, z samochodem, dziewczyną i pracą, to stwierdził, że problemu nie mam, a on był.

Drugi szok przyszedł gdy dziewczyna się ze mną rozstała. Kochałem ją i wtedy się podłamałem. W weekend wychodziłem do baru i wracałem po jego zamknięciu. Wtedy pierwszy raz mnie przyłapano w pracy, gdy w poniedziałek wróciłem jeszcze pijany, ale powiedziałem, że sąsiad miał urodziny i za długo zabalowaliśmy. Dostałem urlop na żądanie i wróciłem do domu.

I pewnie bym został normalnym alkoholikiem, gdyby nie znajomy w pracy, z którym pracowaliśmy biurko w biurko. Wyczuł parę razy że jestem wczorajszy i wziął na rozmowę na osobności. Powiedział mi, że też miał ten problem i widzi co się ze mną dzieje. Najpierw się oburzyłem na jego oskarżenia, a potem, gdy przeanalizowałem jego słowa, dotarło do mnie że ma rację. Polecił mi terapeutę i po wielu miesiącach walki, wyszedłem na prostą. I chociaż kolega już ze mną nie pracuje, dalej się przyjaźnimy.

I teraz przechodzimy do clue historii i komentarzy o tym, że alkoholik może wino puścić przecież w obieg. Tak, może puścić je w obieg jeśli ma silną wolę albo odda je od razu. U mnie żaden alkohol nie może stać dłużej niż na imprezie. Nie chcę ryzykować. A postawienie wina w zasięgu ręki może być powrotem do stanu sprzed terapii.

Wystarczy słabszy dzień, dużo stresu, a tam stoi wino. Lek na ukojenie nerwów. Dlaczego mam z niego nie skorzystać? Nikt nie widzi, nikt nie poczuje, a to TYLKO WINO.

No właśnie, to nie tylko wino. To kuszenie losu. I to nie jest tak, że na imprezie domagam się likwidacji alkoholu, ale gdy zostaje ze mną sam na sam, boję się, że mój nałóg wróci.

Dlatego uważam, że jeśli firma wiedziała o problemie ich pracownika, nie powinna dawać mu wina. U mnie nikt mi nie daje go i chociaż formalnie wersja jest taka, że mam problemy z układem trawiennym i nie mogę w ogóle pić alkoholu przez ostre leki, to szanują moją decyzję i zamiast tego dostaję właśnie czekoladki i kawę.

A wy drodzy piekielni, przemyślcie czy położylibyście przy dziecku nabitą broń, bo przecież może jej nie użyć. Tak wygląda życie alkoholika, gdy w domu jest alkohol, nawet na chwilę. Może tym razem się uda, ale kto wie, może następny dzień będzie gorszy i wtedy chwyci się za butelkę?

alkoholizm

Skomentuj (74) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (234)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…