Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91026

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z lat 90. ubiegłego wieku. Najpierw wprowadzenie w sytuację:

1) Chodziłam do podstawówki (wtedy ośmioklasowej) nie w swoim rejonie. Powodem był fakt, że akurat tam lekcje zaczynały się od 8.00, a nie na zmiany, a ja chodziłam (zawożono mnie) jeszcze po południu na dodatkowe zajęcia. Szkoła była jakiś kilometr od mojego domu i po drodze trzeba było przejść przez tory tramwajowe i dwa razy przez jezdnię tak, że pójście do koleżanki po zeszyty było poważną wyprawą, na którą mnie nie puszczano, kiedy robiło się szybko ciemno i nie miał mnie kto odprowadzić (no i jeszcze te dodatkowe zajęcia...)

2) Miałam dość skomplikowaną relację z jedną z nauczycielek – z jednej strony byłam jej „czarnym koniem”, jeśli chodziło o uczestniczenie w różnych konkursach szkolnych/pozaszkolnych, z drugiej – raczej do jej ulubieńców nie należałam. Potrafiła wyśmiać mnie przed całą klasą, kiedy zgodnie z prawdą odpowiedziałam, dlaczego nie mam przepisanej lekcji – właśnie ze względu na wyżej przytoczone okoliczności (a materiał umiałam, nawet ponad wymagania – nauczyłam się z podręcznika). Albo – kiedy wybieraliśmy obsadę do klasowego przedstawienia, prychnąć z irytacją na moje imię pojawiające się jako propozycja do trzeciej z kolei roli „to już nie ma w klasie innych dziewczynek, tylko minutka?”.

Akcja właściwa – któregoś dnia (późna jesień albo wczesna wiosna, dość, że właśnie szybko się ściemniało) coś gorzej się poczułam, tak że rodzice postanowili, że zostanę w domu z babcią. Ja wystraszona, bo tego dnia miałam mieć lekcję z tą nauczycielką i następnego dnia też – po prostu bałam się, że znowu przyczepi się o mój zeszyt. Jakoś przekonałam babcię, że tak właściwie to nic mi nie jest, ubrałam się i poszłam do szkoły. Na pierwszą lekcję się wprawdzie spóźniłam, ale za to na TEJ lekcji byłam obecna!

Niestety okazało się, że jednak źle zrobiłam, nie słuchając rodziców – krótko mówiąc, zwymiotowałam. Przy tej kobiecie. Już nie pamiętam, co wtedy powiedziała, zwłaszcza że i tak ze wstydu chciałam się zapaść pod ziemię. Ktoś z klasy pozbierał moje rzeczy i zaprowadził mnie do łazienki, gdzie się względnie ogarnęłam, a potem do gabinetu higienistki – i tam czekałam na rodziców. Przyjechali oboje, a tata skwitował to w charakterystyczny dla siebie sposób – "gdyby nie to, że tu jest pani (mówił o higienistce, swoją drogą bardzo fajnej babce), to bym ci tyłek skroił". Co skądinąd w jego ustach nie było tylko pogróżką – byłam nie raz bita, i to czasem z bardziej błahych powodów.

EDIT: pojawiły się głosy, że historii brakuje zakończenia. Tak więc nie pamiętam, czy w końcu dostałam to lanie, czy nie, dość, że zostałam odstawiona do domu, a babcia dyskretnie pouczona, żeby wnusi jednak wbrew rodzicom z domu nie wypuszczać. Oczywiście na tym moje przeboje z panią nauczycielką się nie skończyły, ale to temat na co najmniej jeszcze jeden wpis.

szkoła

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 67 (105)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…