Witam.
Natknąłem się przypadkiem na opowieści pasażerów blablacara. Regularnie, raz w miesiącu, razem z kolegą jeździmy do pracy do Rotterdamu. Zawsze staramy się kogoś zabrać, no bo to jednak kawał drogi, zawsze coś się zwróci.
Sytuacja miała miejsce w sobotę przed wigilią, mieliśmy wyjeżdżać około godziny 16-17 do Polski. Zwykle, jak mamy kilka godzin do wyjazdu, mamy już ustalonych pasażerów i najczęściej są to drudzy -trzeci pytający/zainteresowani. Tym razem była jakaś makabra, tuzin ludzi, każdy się umawia, a potem rezygnuje.
Trafiła się kobietka, podała adres, niedaleko i zero kontaktu. Podjechaliśmy, stoi jakaś babeczka z torbą, walizką i z czymś tam jeszcze. Nasze auto leciwe, prezentuje się średnio ale za to jest sprawne i bezpieczne.
(P)ani: a bo ja nie wiem czy to się zmieści do tego waszego auta
(J)a: jakoś upchniemy, zawsze wszystko się mieściło ;)
P: no nie wiem, nie wiem, a to zawieziecie mnie do Krakowa?
J: nie, tak jak mówiłem, maksymalnie Trzebinia (50 km wcześniej) na dworzec kolejowy
P: eee, to nie, to ja z kolegą pojadę
(K)olega: jak nie chcesz jechać z Panami, to sobie musisz radzić, ja Cię nie zabiorę
Popatrzyliśmy się z kolegą na siebie, nic tu po nas. Następny adres, 60 km dalej w Utrechcie, do odebrania chłopak bodajże gdzieś na Śląsk albo Opolszczyznę. Adres podany, szczegóły dogadane.
Zajechaliśmy pod adres, wyszła jakaś Holenderka, pytam o gościa i mówi mi że muszę obejść dom itd.
Patrzę przez taras, siedzi jakiś (G)ostek w środku
J: cześć, my mieliśmy odebrać takiego i takiego, miał z nami jechać do Polski
G: ten i ten? Oooo on już pojechał jakimś busem do Polski, z godzinę temu
I weź tu bądź dobry dla ludzi
Natknąłem się przypadkiem na opowieści pasażerów blablacara. Regularnie, raz w miesiącu, razem z kolegą jeździmy do pracy do Rotterdamu. Zawsze staramy się kogoś zabrać, no bo to jednak kawał drogi, zawsze coś się zwróci.
Sytuacja miała miejsce w sobotę przed wigilią, mieliśmy wyjeżdżać około godziny 16-17 do Polski. Zwykle, jak mamy kilka godzin do wyjazdu, mamy już ustalonych pasażerów i najczęściej są to drudzy -trzeci pytający/zainteresowani. Tym razem była jakaś makabra, tuzin ludzi, każdy się umawia, a potem rezygnuje.
Trafiła się kobietka, podała adres, niedaleko i zero kontaktu. Podjechaliśmy, stoi jakaś babeczka z torbą, walizką i z czymś tam jeszcze. Nasze auto leciwe, prezentuje się średnio ale za to jest sprawne i bezpieczne.
(P)ani: a bo ja nie wiem czy to się zmieści do tego waszego auta
(J)a: jakoś upchniemy, zawsze wszystko się mieściło ;)
P: no nie wiem, nie wiem, a to zawieziecie mnie do Krakowa?
J: nie, tak jak mówiłem, maksymalnie Trzebinia (50 km wcześniej) na dworzec kolejowy
P: eee, to nie, to ja z kolegą pojadę
(K)olega: jak nie chcesz jechać z Panami, to sobie musisz radzić, ja Cię nie zabiorę
Popatrzyliśmy się z kolegą na siebie, nic tu po nas. Następny adres, 60 km dalej w Utrechcie, do odebrania chłopak bodajże gdzieś na Śląsk albo Opolszczyznę. Adres podany, szczegóły dogadane.
Zajechaliśmy pod adres, wyszła jakaś Holenderka, pytam o gościa i mówi mi że muszę obejść dom itd.
Patrzę przez taras, siedzi jakiś (G)ostek w środku
J: cześć, my mieliśmy odebrać takiego i takiego, miał z nami jechać do Polski
G: ten i ten? Oooo on już pojechał jakimś busem do Polski, z godzinę temu
I weź tu bądź dobry dla ludzi
Holandia
Ocena:
152
(160)
Komentarze