Relacje z moją teściową są bardzo ciężkie i chociaż na początku robiłam wszystko, aby mnie teściowie polubili, tak teraz mam na to trochę wywalone, ale to co powiedziała teściowa przy okazji informacji, że na święta Wielkanocne zostajemy u siebie, pchnęło mnie do napisania tej historii.
Krótki rys sytuacyjny. Mój narzeczony w liceum miał o 2 lata młodszą dziewczynę. Zaczęli się spotykać jak on był w klasie maturalnej, a ona zaczynała liceum. Co ważne, dziewczyna ta, dajmy na to Anna, była dzieckiem koleżanki z ławki mojej teściowej. Była więc "swoją". Mój luby skończył liceum, poszedł na studia, gdzie się poznaliśmy, ale się przyjaźniliśmy, byliśmy w jednej paczce i o żadnym związku nie myśleliśmy. Wiele razy wspominał nam, że związek z Anną jest dla niego niekomfortowy, bo są już na innych etapach. Anna nie rozumiała, że nie może być co weekend w domu, sama nie chciała do niego przyjeżdżać. Poszli razem na półmetek i tam podobno doszło do awantury ze strony Anny, że mój facet nie umie się dogadać z jej rówieśnikami. Zerwała z nim. Potem jednak próbowała do niego wrócić gdy przyjechał do rodziców na święta, ale nie wyraził zainteresowania, bo chciał pobyć singlem.
Wybraliśmy podobny temat pracy i prowadziliśmy podobne badania, zaczęliśmy więcej czasu spędzać razem i tak wyszło, że po obronie wyszliśmy parę razy na randkę. I tak oto z kolegi ze studiów stał się moim narzeczonym.
1 stopień studiów skończyliśmy prawie 5 lat temu. W międzyczasie poznałam teściów, którzy zdążyli mnie na powitanie powitać grillem, gdzie obecna była Anna ze swoją mamą. Anna całe spotkanie próbowała zagadywać do mojego faceta w tonie "a pamiętasz jak kiedyś", a ja siłą rzeczy byłam wykluczona z rozmowy. Teściowa za to rzuciła, że oni tu na wiosce mają ze sobą bardzo silne więzi i obcemu będzie tu ciężko, jak się przeprowadzimy.
Tu nastąpiło uświadomienie teściów, że z racji pracy, nie wracamy w te strony, bo zwyczajnie "nie ma tu pracy dla ludzi z moim wykształceniem". Mój narzeczony to potwierdził. Mama Anny zaczęła trajkotać, że on jest jedynym spadkobierca ojcowizny i jak może zostawić tak rodziców na starość. Moja teściowa ma aktualnie 55 lat.
Przy każdej okazji gdy jesteśmy u nich pojawia się temat Anny, mimo że sobie go nie życzymy. Zdążyliśmy usłyszeć, że ona mimo braku studiów jest bardziej obrotna niż my, bo ma nowy samochód. Pomaga schorowanej matce (z tego co wiemy choroba ta to cukrzyca), a mój narzeczony odkąd jest ze mną ma swoich rodziców gdzieś.
Pierwsza większa przeginka po stronie teściów wystąpiła, gdy mój narzeczony przyjechał do nich sam. Zaczęli go namawiać, że Anna to taka fajna dziewczyna, znają ją i wiedzą do czego jest zdolna. Lubią ją w otoczeniu, jest grzeczna i uprzejma, a ja za to się madruję i narzucam im swoje jedyne słuszne zdanie (chodziło o temat sterylizacji zwierząt, bo teść pochwalił się, że nigdy nie pozbawi psa męskości, a ja zauważyłam, że to nie do końca dobre rozwiązanie i może wiązać się z frustracją psa). Padło też, że gdyby nie wypuścili narzeczonego do miasta, to by nadal mieli syna. Tak, w ich logice, jeśli syn nie mieszkał z nimi w jednym miejscu, stracili go bezpowrotnie.
Po tej wizycie mój narzeczony stwierdził, że koniec. Wyraźnie powiedział rodzicom, że ja jestem jego przyszłą żoną i albo się do tej myśli przyzwyczają albo naprawdę stracą syna. Niby się ograniczyli z wspominaniem o Annie (może dlatego że sama dziewczyna zaczęła iść dalej i miała kilku chłopaków), ale zawsze dawali mi odczuć, że mnie nie trawią.
Na te święta chcieliśmy pobyć sami z narzeczonym. Odpocząć po dość ciężkim okresie w pracy i w życiu, zrelaksować się. Stwierdziliśmy, że ani do moich ani do jego rodziców nie jedziemy, bo to oznacza gonienie do miejscowości moich rodziców (1,5h), od nich do teściów (ok. 2h) i od teściów do nas (minimum 3h). Moi przyjęli to na luzie, a teściowie uraczyli nas komentarzem, że:
-Gdybyś był z Anną, a nie tym panińskiem z miasta, to śniadanie byśmy zjedli! A Anna jest teraz wolna, więc się zastanów nad zmianą!
Zastanowił. Powiedział rodzicom, że jest mu bardzo przykro, ale dopóki mnie nie zaakceptują, pojawi się u nich co najwyżej przejazdem na kawę, aby zobaczyć czy wszystko u nich dobrze, bo go nie szanują.
Obrazili się i nie odbierają od niego telefonów. Dorośli ludzie...
Krótki rys sytuacyjny. Mój narzeczony w liceum miał o 2 lata młodszą dziewczynę. Zaczęli się spotykać jak on był w klasie maturalnej, a ona zaczynała liceum. Co ważne, dziewczyna ta, dajmy na to Anna, była dzieckiem koleżanki z ławki mojej teściowej. Była więc "swoją". Mój luby skończył liceum, poszedł na studia, gdzie się poznaliśmy, ale się przyjaźniliśmy, byliśmy w jednej paczce i o żadnym związku nie myśleliśmy. Wiele razy wspominał nam, że związek z Anną jest dla niego niekomfortowy, bo są już na innych etapach. Anna nie rozumiała, że nie może być co weekend w domu, sama nie chciała do niego przyjeżdżać. Poszli razem na półmetek i tam podobno doszło do awantury ze strony Anny, że mój facet nie umie się dogadać z jej rówieśnikami. Zerwała z nim. Potem jednak próbowała do niego wrócić gdy przyjechał do rodziców na święta, ale nie wyraził zainteresowania, bo chciał pobyć singlem.
Wybraliśmy podobny temat pracy i prowadziliśmy podobne badania, zaczęliśmy więcej czasu spędzać razem i tak wyszło, że po obronie wyszliśmy parę razy na randkę. I tak oto z kolegi ze studiów stał się moim narzeczonym.
1 stopień studiów skończyliśmy prawie 5 lat temu. W międzyczasie poznałam teściów, którzy zdążyli mnie na powitanie powitać grillem, gdzie obecna była Anna ze swoją mamą. Anna całe spotkanie próbowała zagadywać do mojego faceta w tonie "a pamiętasz jak kiedyś", a ja siłą rzeczy byłam wykluczona z rozmowy. Teściowa za to rzuciła, że oni tu na wiosce mają ze sobą bardzo silne więzi i obcemu będzie tu ciężko, jak się przeprowadzimy.
Tu nastąpiło uświadomienie teściów, że z racji pracy, nie wracamy w te strony, bo zwyczajnie "nie ma tu pracy dla ludzi z moim wykształceniem". Mój narzeczony to potwierdził. Mama Anny zaczęła trajkotać, że on jest jedynym spadkobierca ojcowizny i jak może zostawić tak rodziców na starość. Moja teściowa ma aktualnie 55 lat.
Przy każdej okazji gdy jesteśmy u nich pojawia się temat Anny, mimo że sobie go nie życzymy. Zdążyliśmy usłyszeć, że ona mimo braku studiów jest bardziej obrotna niż my, bo ma nowy samochód. Pomaga schorowanej matce (z tego co wiemy choroba ta to cukrzyca), a mój narzeczony odkąd jest ze mną ma swoich rodziców gdzieś.
Pierwsza większa przeginka po stronie teściów wystąpiła, gdy mój narzeczony przyjechał do nich sam. Zaczęli go namawiać, że Anna to taka fajna dziewczyna, znają ją i wiedzą do czego jest zdolna. Lubią ją w otoczeniu, jest grzeczna i uprzejma, a ja za to się madruję i narzucam im swoje jedyne słuszne zdanie (chodziło o temat sterylizacji zwierząt, bo teść pochwalił się, że nigdy nie pozbawi psa męskości, a ja zauważyłam, że to nie do końca dobre rozwiązanie i może wiązać się z frustracją psa). Padło też, że gdyby nie wypuścili narzeczonego do miasta, to by nadal mieli syna. Tak, w ich logice, jeśli syn nie mieszkał z nimi w jednym miejscu, stracili go bezpowrotnie.
Po tej wizycie mój narzeczony stwierdził, że koniec. Wyraźnie powiedział rodzicom, że ja jestem jego przyszłą żoną i albo się do tej myśli przyzwyczają albo naprawdę stracą syna. Niby się ograniczyli z wspominaniem o Annie (może dlatego że sama dziewczyna zaczęła iść dalej i miała kilku chłopaków), ale zawsze dawali mi odczuć, że mnie nie trawią.
Na te święta chcieliśmy pobyć sami z narzeczonym. Odpocząć po dość ciężkim okresie w pracy i w życiu, zrelaksować się. Stwierdziliśmy, że ani do moich ani do jego rodziców nie jedziemy, bo to oznacza gonienie do miejscowości moich rodziców (1,5h), od nich do teściów (ok. 2h) i od teściów do nas (minimum 3h). Moi przyjęli to na luzie, a teściowie uraczyli nas komentarzem, że:
-Gdybyś był z Anną, a nie tym panińskiem z miasta, to śniadanie byśmy zjedli! A Anna jest teraz wolna, więc się zastanów nad zmianą!
Zastanowił. Powiedział rodzicom, że jest mu bardzo przykro, ale dopóki mnie nie zaakceptują, pojawi się u nich co najwyżej przejazdem na kawę, aby zobaczyć czy wszystko u nich dobrze, bo go nie szanują.
Obrazili się i nie odbierają od niego telefonów. Dorośli ludzie...
rodzina teściowie
Ocena:
180
(192)
Komentarze