Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#9117

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pięć lat temu moje jedyne dziecię poważnie zachorowało. Syna przez całą noc męczył kaszel, rankiem doszła wysoka gorączka, dreszcze i duszności, w końcu biedak ze śmiertelną powagą oświadczył, że "umiera".

Zapisałam więc młodego do lekarza; pominę już fakt, że w rejestracji zrobili nam ogromną łaskę, gdyż jakoby wszystkie miejsca były już zajęte. Kolejka jak w peerelowskim sklepie, głównie matki z małymi dziećmi. Okazało się, że pan doktor wychodził z gabinetu i sam wybierał sobie, którego pacjenta przyjmie wcześniej, a którego później. Co z tego, że zapisywano na godziny?

Pierwszeństwo miały zawsze najmniejsze dzieciaki, z czego wydedukowałam, że lekarz przyjmuje według wzrostu i ja z moim 14 - latkiem jeszcze sobie poczekam. Wróćmy do "peerelowskiego sklepu"; idealne porównanie, gdyż... siedzieliśmy tam na darmo. Doktorek stuknął syna dwa razy słuchaweczką, powiedział, że to lekka infekcja i kazał odpoczywać oraz zażywać witaminę C. Następie przeprosił i oznajmił, że czekają na niego inni mali (z akcentem na "mali") pacjenci.

Wróciliśmy do domu, chłopak się położył... Wieczorem gorączka wzrosła jeszcze bardziej, rankiem młody nie był w stanie podnieść się z łóżka i nie zdziwiłabym się, gdyby jego kaszel słyszeli wszyscy sąsiedzi w promieniu stu metrów. Mąż zawiózł go na pogotowie i dopiero wtedy ktoś raczył zapytać nas, zszokowanych i przerażonych rodziców:
- Jak można było tak długo zwlekać?! Z tym zapaleniem płuc trzeba było od razu do nas!

piekielni doktorzy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (254)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…