Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91234

przez ~konellllka ·
| Do ulubionych
Historie, które ostatnio tu przeczytałam zainspirowały mnie do opisania historii z mojej rodziny.

Mam ciocię, która ma 70 lat, jest wdową i ma trójkę dzieci.
Ciocia z wujkiem mieszkali na wsi. Wszystkie dzieci wyjechały na studia do miasta.

Wujek był prostym człowiekiem, rolnikiem, ciocia pomagała w gospodarstwie i trochę dorabiała po sąsiadach. Wioska, w której mieszkała to maleńka miejscowość, ledwie kilka gospodarstw. Sklepy, kościół, przychodnia - wszędzie trzeba dojeżdżać do sąsiednich wiosek.

Moje kuzynostwo urządziło się w mieście, wszystkim powodzi się nieźle. Jedna kuzynka wyszła za mąż, ma dwójkę dzieci, mieszkają z mężem w sporym domu. Druga kuzynka z partnerem w mieszkaniu własnościowym, kuzyn z partnerką i dzieckiem też w na swoim.

Dopóki żył wujek, wszystko było ok, wujek miał samochód, mieszkali sobie w tej wioseczce we dwójkę, dzieci często przyjeżdżały na święta, ot tak na weekend na wsi, a kuzynka nawet czasem podrzucała wnuki na tydzień czy dwa.
Niestety, 5 lat temu wujek zmarł. Na szczęście głupi nie był i całkiem dobrze zabezpieczył żonę na starość. Ciocia mieszkała jeszcze jakiś czas na wsi, radziła sobie, dojeżdżała wszędzie rowerem, ale zaczęła się po prostu czuć samotna. Dzieci, owszem, przyjeżdżały, ale wiadomo, wszyscy mają swoje życie, a ciocia jednak na co dzień była sama.

Trzeba też powiedzieć, że gdy dzieci zapowiadały się z wizytą, to zawsze pojawiały się sugestie, że zjedliby bigosu albo może zraziki, chętnie też szarlotka na deser. A ciocia jeździła rowerem i 3 km na rowerze woziła te zakupy na obiad dla kilku osób.

Pamiętam w jakim byłam szoku, gdy ciocia zaprosiła nas na swoje urodziny - pojechałam z mamą i moją córką. Obie kuzynki, jak i ich partnerzy, nie kiwnęli nawet paluszkiem, żeby pomóc nakryć do stołu, posprzątać talerze czy cokolwiek. Wszyscy jak książęta, podczas gdy ciocia, mama, ja i córka wszystkim się zajmowałyśmy. Ciocia nie prosiła o pomoc, to fakt, ale też ucieszyła się, że my po prostu zaczęłyśmy coś robić, bo to dla nas normalne.

Ogólnie nawet po śmierci wujka pozostała tradycja spotykania się na święta u cioci - kuzynostwo przyjeżdżało zawsze do mamusi w odwiedziny i dawali się obsługiwać. Ciocia czasem prosiła mamę, aby przyjechała z miasta samochodem i pomogła jej zrobić zakupy, bo dzieci przyjeżdżają na święta, trzeba nagotować, bo głodni, a ile można na rowerze przewieźć? Gdy prosiła dzieci o to, aby przywieźli jej zakupy albo podwieźli do sklepu - oczywiście, nikt nie miał czasu, a potem jeszcze pretensje, że nie ma czegoś, co by chętnie zjedli.

Ciocia jednak się nie skarżyła i dopiero ostatnio powyżalała się mojej mamie, bo chyba przelała się czara goryczy.
Otóż ciocia już jakiś czas rozmyślała o przeprowadzce do miasta. Chciała być bliżej rodziny, siostry, dzieci, wnuków, mieć sklep, lekarza, kościół pod nosem.
Domu nie chciała sprzedawać, ale jak wspomniałam, wujek ją zabezpieczył, ciocia sprzedała kawałek ziemi i kupiła kawalerkę całkiem niedaleko najstarszej córki.

Niestety, z dziećmi wcale nie spotykała się częściej niż dotychczas. Nikt nie miał dla niej czasu, nikt nie odwiedzał, nawet rzadko kiedy dzwonił. Jedyny plus, że miała bliżej do moich rodziców czy do mnie i mojej rodziny.

Nadeszły jednak święta Bożego Narodzenia i tu dzieci się odezwały, czy mama wyprawi Święta jak zwykle w domu na wsi. Ciocia zgodziła się, pojechała kilka dni wcześniej nagrzać w domu, posprzątać i rozpocząć gotowanie. Święta udane, ale zmęczyło to ciocię na tyle, że przy kolejnych Świętach (Wielkanoc) powiedziała dzieciom, że wolałaby spędzić Święta w mieście. Dzieci były zaskoczone i zapytały, gdzie ona chce te Święta urządzić, bo u siebie w kawalerce nie ma przecież miejsca. Ciocia zasugerowała, że w końcu można by urządzić Święta u któregoś z dorosłych dzieci (wszyscy są po 40).

Najstarsza córka zgodziła się rodzinę ugościć u siebie, ale oczywiście oczekiwała, że ciocia przyjdzie i wcześniej wszystkie ugotuje. Ciocia się jednak zbuntowała, powiedziała, że owszem ugotuje kilka rzeczy, ale już nie w takich ilościach jak wcześniej, bo zwyczajnie chciałaby też na Święta odpocząć i posiedzieć spokojnie przy stole, a nie latać ciągle między stołem a kuchnią.

Święta mimo niezadowolenia dzieci z takiego postawienia sprawy, udały się dość dobrze.

Nadeszły Święta Bożego Narodzenia. Mama widziała się z ciocią parę dni przed Wigilią i zapytała jakie ciocia ma plany. Ciocia przyznała, że żadne. Żadne z dzieci się do niej nie odezwała, aby zaprosić na Święta. Mama pomyślała, że to dziwne, ale jest jeszcze czas, na pewno to niedopatrzenie. Postanowiła mimo wszystko zadzwonić do kuzynki i zapytać, co planują na Święta, gdzie urządzają, bo ich mama nic nie wie. Kuzynka odparła tylko, że już mają swoje plany, które nie uwzględniają spotkania z mamą. Kuzynka druga odpowiedź w tym samym tonie. Kuzyn wyjeżdżał z rodziną do teściów na dwa tygodnie.
Ciocia Święta spędziła u moich rodziców.

Okazało się, że kuzynki spędziły Święta razem, czego dowiedziałam się z relacji na FB, ale mamy postanowiły nie zapraszać. Zapytałam ich o to, dlaczego tak postąpiły i co usłyszałam od jednej z kuzynek?
- Bo mama to by chciała, że ją ciągle obsługiwać i koło niej skakać!

rodzina

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (181)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…