Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#9189

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Historia dosłownie sprzed godziny.

Czekałam sobie, przysiadłszy na niskim parapecie, pod osiedlowym oddziałem banku mojego chłopaka (który kisił się w środku przy okienku kasy). Osiedle jest bardzo spokojne i ciche - same domki jednorodzinne, szeregowce, jakieś jednopiętrowe bloczki. Uliczki, co dość istotne, są wąskie (nie mają nawet narysowanych linii), zaś wzdłuż domów rosną żywopłoty, drzewka, wysokie płoty - słowem, utrapienie dla kierowców. Co ciekawe, nigdzie nie ma znaków z ograniczeniem prędkości jak na drogach wewnętrznych.

Siedzę więc sobie spokojnie, ćlamkam loda na patyku i obserwuję życie ulicy. Patrzę, a do skrzyżowania (20 m ode mnie?) podbiega sobie samopas york, na oko dość młody. Jakieś półtora metra, może dwa za nim idą matka z córką. Matka trzymała w dłoni zwiniętą smycz w bloczku.

Pies, niepilnowany, wbiegł na ulicę i - niestety... - zaliczył bliskie spotkanie z wyjeżdżającym z uliczki właśnie samochodem. Jak to zwykle bywa w starciach "średniej wielkości samochód vs szczekający szczur" - york padł i się nie rusza.

[P]ani oczywiście w krzyk, dziecko w płacz, [K]ierowca wyskakuje z samochodu, wyraźnie zdenerwowany i dość skruszony, rzuca się przepraszać.

[P] - Ja nie przyjmę żadnych przeprosin! Pan mi psa zabił! Na oczach dziecka, szczeniaczka malutkiego!
[K] - Ale to nie moja wina, on wbiegł mi przed maskę..
[P] - Jak nie pana, jak pana! Nie uważa pan jak jeździ! A ten pies kosztował 300 zł! Prezent dla dziecka! Ja policję wezwę!

I rzeczywiście wyciągnęła telefon i stuka.

[K] - Ale policja nic pani nie da, pies nie był na smyczy i to pani wina...
[P] - Jak moja wina, jak pana! Jeździsz pan jak debil, psa mi przejechałeś! Halo, halo policja?

Policja najwyraźniej została wezwana. Paniusia dalej kłóci się z kierowcą, któremu też wyraźnie nie w smak było wzywanie policji (wiadomo, że to nieprzyjemne, nawet bez własnej winy). Kiedy powtórzył argument o biegającym swobodnie psie, że pani sobie tylko kłopotów narobi, ta wyciągnęła smycz.

[P] - Kłopoty to pan będzie miał! - po czym... podeszłą do leżącego biednego zwierzaka i przypięła mu smycz. - I teraz udowodnij pan, czyja wina! Kto panu poświadczy, hę? Może moja córka?

Kierowca się zmarszczył i widać, że mocno wkurzył. Ja powolutku wyszłam spod zacienionych balkonów, pod którymi był bank, wyrzuciłam patyczek od loda i uśmiechnęłam się szeroko do pani, twierdząc, że ja poświadczę, bo siedzę tu od samego początku. Pani zrobiła się koloru buraczkowego co najmniej, kierowca odetchnął, a na mnie posypał się grad argumentów pt. "Nosi pani okulary, więc nie może być świadkiem", "Skrzywdzi pani moje dziecko" oraz "Mój mąż panią zniszczy!". Mimo to zeznania patrolowi złożyłam, dane dałam spisać i spokojnie poszłam z mym lubym do domu.

Swoją drogą ciekawe, czy tej pani coś grozi ze strony organów ścigania? :)

Ulica Siedzibna

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 857 (929)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…