Historia Casspera - o włoskiej drogówce - przypomniała mi moje "bliskie spotkanie trzeciego stopnia" z panami stojącymi na poboczu :) Spotkanie nie było piekielne, jednak na tyle sympatyczne, że chyba można je tu opisać.
Byłam wtedy w liceum. Po swoim mieście poruszałam się rowerem - wysłużonym, wiecznie okradanym ze światełek i dzwonka. Jako rowerzysta byłam przekleństwem kierowców: na pamięć znałam tryb świateł na skrzyżowaniach, wiedziałam, gdzie najlepiej przejechać po chodniku, pod prąd itp.
Któregoś wieczoru śmigałam do znajomego na drugim końcu miasta. Jak zwykle - tu skrót, tam zakręt w prawo na czerwonych światłach, przejazd przez jakąś jezdnię... a tu nagle machają na mnie lizakiem! Zatrzymałam się potulnie i wysłuchuję litanii [P]olicjanta:
[P]- Jedzie pani bez światełek, przejechała pani na czerwonym świetle, na dodatek jechała pani bez trzymanki...
[Ja] - Ale proszę pana, światełka mi ukradli, a skrzyżowanie było puste i skręcałam w prawo...
[P] - To i tak wykroczenie, przykro mi, proszę dokumenty, będzie mandacik...
Sięgnęłam zrezygnowana do plecaka - i olśnienie! Jadąc do kolegi wzięłam składniki na kompot (w tym wieku różne rzeczy sprawiają ludziom radość, na przykład zrobienie kompotu... przynajmniej tak było te kilka lat temu). Wyciągnęłam oba słoiki owoców w zalewie i do policjantów:
[J] - A może kompot?
Policjanci gruchnęli śmiechem. Przyjęli łapówkę w postaci słoika śliwek w słodkim syropie (roboty mojej mamy!) i ze śmiechem - i pouczeniem odnośnie jazdy na światłach - puścili dalej :)
Byłam wtedy w liceum. Po swoim mieście poruszałam się rowerem - wysłużonym, wiecznie okradanym ze światełek i dzwonka. Jako rowerzysta byłam przekleństwem kierowców: na pamięć znałam tryb świateł na skrzyżowaniach, wiedziałam, gdzie najlepiej przejechać po chodniku, pod prąd itp.
Któregoś wieczoru śmigałam do znajomego na drugim końcu miasta. Jak zwykle - tu skrót, tam zakręt w prawo na czerwonych światłach, przejazd przez jakąś jezdnię... a tu nagle machają na mnie lizakiem! Zatrzymałam się potulnie i wysłuchuję litanii [P]olicjanta:
[P]- Jedzie pani bez światełek, przejechała pani na czerwonym świetle, na dodatek jechała pani bez trzymanki...
[Ja] - Ale proszę pana, światełka mi ukradli, a skrzyżowanie było puste i skręcałam w prawo...
[P] - To i tak wykroczenie, przykro mi, proszę dokumenty, będzie mandacik...
Sięgnęłam zrezygnowana do plecaka - i olśnienie! Jadąc do kolegi wzięłam składniki na kompot (w tym wieku różne rzeczy sprawiają ludziom radość, na przykład zrobienie kompotu... przynajmniej tak było te kilka lat temu). Wyciągnęłam oba słoiki owoców w zalewie i do policjantów:
[J] - A może kompot?
Policjanci gruchnęli śmiechem. Przyjęli łapówkę w postaci słoika śliwek w słodkim syropie (roboty mojej mamy!) i ze śmiechem - i pouczeniem odnośnie jazdy na światłach - puścili dalej :)
Gdzieś na ulicy Fabrycznej... :)
Ocena:
478
(616)
Komentarze