Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#9754

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna historia o polskiej służbie zdrowia,na pewno nie śmieszna, za to absurdalna.
Studiowałam wtedy na pierwszym roku studiów w X, ale pochodzę z innej miejscowości, więc nie znałam najlepiej miasta. Moja mama jest pielęgniarką na izbie przyjęć (ważne).
W zimie zaczęło mnie boleć gardło, ale zignorowałam to mając nadzieje, że przejdzie samo, jak zawsze. Tym razem jednak mój stan pogorszył się w ciągu jednego dnia, do tego stopnia, że obudziłam się o pierwszej w nocy bo nie mogłam oddychać. Migdał powiększył się tak bardzo, że przesłonił światło gardła więc zaczęłam się dusić, nie mogłam jeść czy pić. Mieszkałam wtedy jeszcze z dwoma innymi dziewczynami, które przestraszyły się nie na żarty (chyba myślały, że zaraz zejdę z tego świata, bo podobno byłam wręcz sina). Jako, że mieszkałyśmy w akademiku koleżanki poprosiły recepcjonistkę o wezwanie pogotowia. Ta jednak stwierdziła, że skoro stoję (dzięki pomocy koleżanek) to możemy pójść do szpitala piechotą, bo to niedaleko(!). Szpital był jakieś 700 metrów dalej, "powiedziałam" dziewczynom (czytaj: wygestykulowałam) żebyśmy poszły - nie miałam ochoty się wykłócać, wolałam już być na miejscu.

W szpitalu jednak pani na "okienku" izby przyjęć powiedziała nam, że mnie nikt nie przyjmie. Jako, że jedna z koleżanek się nie patyczkowała z pielęgniarka, wymogła telefon do lekarza dyżurnego. Pani zadzwoniła (choć z wyjątkowa niechęcią, a lekarz odebrał dopiero za drugim razem), chwile porozmawiała, by po chwili zakomunikować nam z wyrazem tryumfu (a jakże),że muszę mieć skierowanie z pogotowia (a żeby było spieszniej, musiałyśmy się jeszcze nasłuchać wykładu o niewychowanej młodzieży).

Okazało się, że pogotowie ma siedzibę na drugim końcu miasta, w nowej dzielnicy, w lesie (dosłownie!). Choć jedna z koleżanek mieszkała już w X 3 lata, to nie miała zielonego pojęcia, jak się tam dostać, bo nie było bezpośredniego nocnego autobusu mzk. Z racji braku wyboru przebyłyśmy rajd na trasie: akademik - szpital - pogotowie - szpital, w godzinach: ok. 1 w nocy - 6 rano, trochę podmiejskimi, większość piechotą.

Gdy w końcu mogłam stawić się przed obliczem lekarzem dowiedziałam się dlaczego wcześniej mnie nie przyjął - bezczel po prostu spał! Gdy zaczął ciąć mi skalpelem migdałek przez jamę gębową bez znieczulenia (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!) aby wypuścić ropę, nie omieszkał się pochwalić obecnemu przy zabiegu stażyście, że znowu udało mu się spokojnie przespać nockę! Szlag mnie jasny trafił, a że mam bogaty słownik przekleństw, to w ciągu sekundy przeszły mi przez głowę wszystkie jakie znałam; niestety skalpel w buzi i potworny ból uniemożliwiały mi wyartykułowanie moich uczuć do pana doktora. Pozostało mi tylko mordercze spojrzenie, ale podejrzewam, że nie zrobiłam na nim takiego wrażenia jak chciałam - miałam na sobie koszulę nocną wciągniętą w spodnie, a po wszystkich przygodach tej nocy, pewnie też urodę menela - typowy obraz nędzy i rozpaczy. Na osłodę dali mi kroplówkę (z początku nawet na ten zaszczyt nie mogłam liczyć, ale, że nie wyglądałam najpiękniej oraz nie mogłam spożywać żadnych posiłków, to pozwolili mi poznać łaskę pana).

Gdy w końcu mogłam zadzwonić do mamy, co się okazało? Nie był mi potrzebny żaden papierek z pogotowia - w takim przypadku powinni przyjmować bez zbędnych ceregieli. Następnym razem zemdleje na izbie - nie będą mieli wyboru ;)

służba zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (230)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…