Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Grimalkin

Zamieszcza historie od: 5 lipca 2013 - 16:08
Ostatnio: 24 lutego 2016 - 21:34
  • Historii na głównej: 10 z 14
  • Punktów za historie: 7772
  • Komentarzy: 59
  • Punktów za komentarze: 343
 

#70642

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dopiero początek roku, a tu już kandydatka na Matkę Roku.
Nie byłam świadkiem incydentu, jednak wiem, że miał miejsce. Pewnie niedługo ukarze się w lokalnej prasie lub na stronie, wtedy mogę wrzucić link.

Zima, temperatura dużo poniżej zera, młoda 19-letnia matka postanowiła "zrobić się na bóstwo" u fryzjera. Zaparkowała samochód i wyszła do salonu. Kilkuletnie dziecko zostawiła w aucie, w foteliku, bez ogrzewania, bez kocyka, w polarowej bluzie. Mija godzina. Ludzie zaczynają gromadzić się na parkingu. Dziecko chyba straciło przytomność. Na szczęście pojawia się Bohaterski Gość, który rozbija szybę w aucie i zabiera dzieciaka do swojego auta, po czym wzywa pogotowie i policję. Matka dalej robiła fryzurę.
Niestety nie wiem jak cała historia się zakończyła, ale jeśli się dowiem to na pewno dopiszę ;)
Ludzie, PAMIĘTAJCIE o swoich dzieciach.

Kotlina

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 394 (430)

#70474

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O zmorze większości obecnych uczniów, zwaną KLUCZEM ODPOWIEDZI. Dla mnie to po prostu zabranie możliwości samodzielnego myślenia, ale do rzeczy...

Ostatni rok LO, a zatem matury próbne. Ogólnie na wyniki nie narzekam i nie traktuję ich jak "wyroczni"; znaczy się to, że teraz dostałam z matmy X% nie oznacza, że na prawdziwej maturze też tyle będzie. Myślę jednak, że takie testy powinny choć trochę odzwierciedlać naszą dotychczasową wiedzę, podpowiedzieć co mamy poprawić itd. Niedawno oddali nam próbne z przedmiotu, z którym wiążę swoją przyszłość i zawiodłam się bo byłam pewna, że mniej niż 80% nie będzie*. Ale...

Omawiamy z (N)auczycielem poszczególne zadania. Treść jednego z nich, za 1 pkt (1 pkt=2%) "Wymień czynnik, który wpłynął na losy Polski [...]"
Czynnik. Wymieniłam.
(J)a- Proszę pana, ale mam to dobrze w takim razie, nie dał mi pan punktu.
(N)- Bo mieliście wymienić przynajmniej dwie rzeczy.
(J)- No jak to? Przecież w zadaniu jest napisane "czynnik", zatem jedna rzecz wystarczy.
(N)- Wiem, ale ja mam w kluczu, że powinny być co najmniej dwa, inaczej muszę przyznać 0 punktów. Gdyby to ode mnie zależało, to bym dał wam ten punkt.

Podobnych sytuacji było kilka. Ktoś użył synonimu słowa, które było w tym słynnym kluczu - 0 punktów.

I tym oto sposobem nawet najwięksi "Pewniacy" stracili kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent. "Bo nie wstrzeliłeś się w klucz." A później reprymendy od dyrekcji, że wyniki niskie.

Wiem, że raczej nie doczekam reform zanim nadejdzie matura, (i oczywiście zdaję sobie sprawę, że ten papierek nie sprawi, że zacznę zbijać grube miliony dolarów) ale dla mnie to nienormalne, że osoby, które mają na prawdę jakąś wiedzę, tracą swoją szansę przez Klucz.

* Coby nie było, że jestem leniem i po prostu nie chce mi się uczyć - uczę się, nie chwaląc się zbytnio - mam szanse na zostanie laureatką Olimpiady i zaliczenie matury z góry na 100% z tegoż przedmiotu. Podobnie jak inni ze szkoły, których wyniki z Próbnych są słabe. Dlatego sytuacja tym bardziej absurdalna.

liceum

Skomentuj (93) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 306 (370)
zarchiwizowany

#67717

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie krótko. Sytuacja sprzed kilku godzin, ok. 8 rano, akurat wiozłam koleżankę na egzamin państwowy na prawo jazdy.
Na trasie z naszej miejscowości X do docelowej Y są roboty drogowe, przez co lewa strona jezdni jest wyłączona z użytku, a przed wjazdem na prawą są światła. Mam zielone, super, jadę i... naprzeciwko mnie ze sznureczka aut po drugiej stronie wyrywa się Jegomość swoją audicą i jedzie centralnie na moją maskę. Właściwie to nie jedzie, tylko zapiernicza (pomimo ograniczenia do 40). Przyznam, że spanikowałam, ale udało mi się wjechać pomiędzy znaki na lewą stronę, tam gdzie droga była w trakcie robienia. Odruchowo pozdrawiam Jegomościa środkowym palcem, zaś on puka się w czoło i z wyrazu jego twarzy mogłam wyczytać wielkie zdziwienie, pewnie było też coś o "babach za kierownicą".
W normalnej sytuacji pewnie wysiadłabym z auta, ale z racji, że śpieszyłyśmy się do WORDa... koleżance udało się spisać numery blach. Dodam, że nikt ani z kierowców, ani z robotników po drugiej stronie nie zareagował, nie zwrócili najmniejszej uwagi, a mogło to się skończyć gorzej, a kamerki w aucie niestety nie mam.

jezdnia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 20 (154)

#60276

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio kuzyn poprosił mnie żebym wyszła z jego psem na spacer. Nie znam się na rasach, ale z tego co mówił to amstaff, jak na razie mały, bo nie ma nawet pół roku.
Ok, bierzemy smycz, kaganiec i idziemy.
Kaganiec nie dlatego, że pies jest groźny, ale bardziej profilaktycznie, żeby nikt się nie oburzał.
W drodze powrotnej zaczepił nas pewien pan (P).

P: Oo takich psów to ja nie lubię! Toż to bydlę kiedyś będzie!
J: Kuzyn znalazł w worku na ulicy ledwo żywego więc wziął.
P: A i po co?! Małe to słodkie, ktoś wyrzucił to mógł leżeć i zdychać, urośnie, wściekły (wtf?) będzie i pogryzie wszystkich.

Facet już mi zaczął podnosić ciśnienie, więc zbieram się do odejścia w drugą stronę.
P: ...Wie pani, ja córce psa kiedyś kupiłem, szczeniak jakiegoś husky! To się bawiła, a jak urósł to wyrzuciłem, przecież nie będę w domu trzymał!

Komentarz zbędny.

spacer z psem

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 614 (784)
zarchiwizowany

#59057

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
A propos historii o dzieciakach (za którymi nie przepadam).

Przed chwilą wpadł wściekły wujek. Pokrzyczał, powyzywał, trzasnął drzwiami i tyle go było.
Dlaczego?
Rano mamę odwiedziły moje dwie kuzynki. Jedna lat 4, druga prawie 17. Dopiero niedawno wróciłam do domu, więc przy incydencie mnie nie było.
Z powodu sytuacji rodzinnej, kuzynostwo często mnie odwiedza. Większość już w wieku nastoletnim, ale trójka to jeszcze dzieciaczki. Zazwyczaj mam do nich cierpliwość, ale czuję, że po dzisiejszym dniu nieprędko nas odwiedzą.

Nie zakazuję młodszym wejścia do mojego pokoju, zrobią słodkie oczy, mi serce mięknie i ulegam.
Zawsze jednak zastrzegam, że są trzy rzeczy, których dotykać nie można: moje rysunki, płyty i gitary. Zwykle się do tego stosują.
Z laptopa czy konsoli mogą korzystać do woli.
Mama musiała wyjść na zakupy, żeby zrobić obiad i jeszcze coś załatwić. Starsza kuzynka młodszą siostrą może się przez chwilę zająć, w końcu nie jest niesamodzielna tylko prawie dorosła. A jednak...
Rozmowa z koleżanką przez telefon pochłonęła ją na tyle, że nie zauważyła jak młodsza siostra dobiera się do mojej gitary na stojaku. Akurat tej najcięższej, elektrycznej i dość grubej.
Coś pociągnęła, coś przesunęła i niefortunnie cały korpus wylądował jej na stopie.
Dalej chyba nie muszę pisać, mama wróciła, pogotowie, itp. "Na szczęście" tylko uszkodzone dwa palce. (Biorąc pod uwagę ciężar gitary i kruchość kuzynki, mogło się skończyć znacznie gorzej.) A przy okazji zamieszania i szarpania, pękła mi struna, którą wymieniałam jakiś tydzień temu.

Wiem, że w historii może i mama jest trochę winna, zostawiając je bez opieki, ale jednak byłam przekonana, że w pewnym wieku nabywamy trochę odpowiedzialności.
A wujek w swoich wrzaskach dał nam do zrozumienia, że traktuje nasz dom jako "relaks" dla siebie (od dzieci), za struny nie zapłaci nic i że jego dzieci mogą robić u nas co im się podoba, bo to przecież rodzina. Ta.

mordor

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 317 (417)

#58850

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Śmiało mogę nazwać miejscowość, w której mieszkam Miastem Kwitnącej Cebuli. Pełne tak zwanych patusów, "typowych dresów" i prawdopodobnie cesarstwo żulików z całej Polski.

Od jakiegoś roku funkcjonuje tutaj lokal, w którym można się pobawić, spotkać ze znajomymi, napić piwka itp.
Trzy dni temu, kolega wychodząc z imprezy (wracał sam), został zepchnięty ze schodów i pobity przez czterech facetów. Uraz czaszki, pęknięte żebro, ogólnie nieciekawie. I portfel z dokumentami też zniknął.
Na nieszczęście delikwentów, monitoring, który niedawno zainstalowano w pobliskim miejscu zarejestrował całe zdarzenie, więc bardzo szybko zostali złapani. Nawet się nie wypierali.

Dlaczego napadli na kolegę?
"Za pedalstwo, bo w Polsce się mówi po polsku! I się chu*owi należało!"

Jak się okazało, kolega spotkał swoją znajomą z Francji; stojąc przed lokalem rozmawiali po angielsku, co dresikom bardzo się nie spodobało.
Pewnie nie spodoba im się też perspektywa spędzenia kilku lat za kratkami i płacenie odszkodowania ;).

miasto buractwa

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 617 (685)

#57812

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kwietnia 2013 do początku listopada w bloku, w którym mieszkam był remont.
Ogólnie pomysł mojego taty, zgoda wspólnoty mieszkaniowej i inne formalności dopełnione, mieszkańcy się zrzucili; wymieniono wszystkie okna, rynny, drzwi wejściowe, cały blok pomalowany na nowo, cud i miód.

Równe dwa tygodnie po remoncie, gdy już zniknęły rusztowania itp. na ścianie od ulicy pojawił się napis o "złodziejach z PO", symbol Polski walczącej na szybie drzwi i jakieś inne bazgroły. Ciśnienie podskoczyło.
Monitoringu na ulicy nie ma, więc panowie policjanci bezradni, ale obiecali, że się tym zajmą.

Okazało się, że ta sama osoba podobne ślady zostawiła na jeszcze kilku innych budynkach, też odnowionych. W tamtym tygodniu - na ścianie banku, gdzie monitoring już był.

I tak sprawa dzisiaj się rozwiązała; dwóch gimnazjalistów postanowiło się zabawić. (Dziwi mnie, że napisy prawiły o polityce a nie o policji, co jest chyba częściej spotykane).
Wylądowali na komisariacie, rodzice wezwani. I tutaj coś, co rozłożyło mnie na łopatki, a mianowicie tekst matki któregoś z nich:

"No i ja nie rozumiem o co tyle krzyku? Jeszcze raz pomalujecie, przecież to kilka minut zajmie, a dzieci się nudzą to co mają robić? Jaką wy opinię mojemu synowi robicie, że ja muszę po komisariatach chodzić za nim?"

Jeśli każdy ma takie podejście, to już chyba wiem dlaczego nie mogę w parku na ławce usiąść; jakiemuś debilowi się nudziło to połamał albo zabrał deski.

Neurode

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 716 (764)

#57104

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem jakim sku...synem trzeba być, żeby udusić kotka sznurkiem, a potem podrzucić go właścicielowi prosto pod drzwi. Nadal z tym sznurkiem na szyi.
Babcia jesienią przygarnęła kociaka, wczoraj pierwszy raz był sam na podwórku. I ostatni.

village

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 632 (730)
zarchiwizowany

#56986

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pierwszy dzień na stoku, a piekielnych sytuacji jak grzybków po deszczu. Jednocześnie apel do wszystkich narciarzy i snowboardzistów- jeśli spotykacie niżej wymienionych pajaców, spróbujcie przemówić do rozumu, przecież każdy chce przyjemnej jazdy ;).

*Zabieranie dziecka na siłę na narty/deskę nie jest najlepszym pomysłem. Dzieciak płacze, widać wyraźnie, że się boi, ale nie, bo przecież rodzic wie lepiej- to taka fajna zabawa.

*To samo dotyczy nauki jazdy. Ja rozumiem, że najlepiej uczyć od najmłodszych lat, ale litości, nie lepiej wziąć dziecko gdzieś na pobocze zamiast puścić samo na sam środek stoku "a niech jedzie na krechę, nauczy się"? Nie można w spokoju pojeździć, bo nie wiadomo kiedy taka latorośl przejedzie przed Tobą.
Przez takich wspaniałomyślnych rodziców dzisiaj GOPR zabrał dwa "smerfiki" z połamanymi kończynami.

*Szczególnie do narciarzy to kieruję, bo przez kilka lat jazdy głównie z ich strony z tym się spotkałam- jeśli macie zamiar zajechać komuś drogę, to chociaż krzyknijcie czy coś. Dzisiaj kilka razy to się zdarzyło, tylko jeden miał na tyle kultury żeby zatrzymać się i sprawdzić czy nie stała się żadna krzywda. (Oczywiście nie zamierzam tu kwestionować czy ktoś jest "lepszy czy gorszy", wiem że zarówno wśród narciarzy i snowboardzistów zdarzają się takie wybitne jednostki ;)).

*Teraz początkujący snowboardziści- wiem, że na początku równowagę ciężko utrzymać i upadków na tyłek więcej niż jeżdżenia. Ale jak już leżycie, to doczołgajcie się gdzieś na bok, albo w ogóle lepiej darować sobie "jazdę" przez środek stoku. A potem płacz, bo ktoś w takiego wjechał.

*Przymierzam się do jazdy po railu i...na przymierzeniach się kończy. Bo paniusia jedna z drugą sobie siedzą na barierce. No przecież snowpark jest od odpoczynku. 10 minut straciłam na proszenie żeby sobie poszły, a kolejne 20 na wezwanie któregoś z pracowników, żeby ich stamtąd wygonił.
Teren "czysty" przez chwilę, bo zaraz znowu ktoś sobie usiadł, tym razem na hopce. Już mi się nie chciało szarpać nerwów.

*Wiecie, że jeśli macie droższy sprzęt i ubrania to wasze umiejętności są automatycznie lepsze od innych? Z taką teorią się dzisiaj spotkałam od jakiegoś piekielnego tatusia, który był głuchy na to, że to chyba logiczne skoro jeżdżę 7 lat, a jego córka dopiero zaczyna. On kupi córce deskę za 5 tysięcy to będzie lepiej jeździć. A kupuj pan.


*Spotkałam znajomego z synkiem, młody uczy się jeździć, dzisiaj pierwszy dzień...Grimalkin poduczysz go tak z godzinkę? No w sumie mi nie zaszkodzi, biorę młodego na bok i jeździmy. Godzina minęła, odstawiam małego do ojca, idę w stronę knajpki... a drogę mi zagradza Ona [o].
O: A dokąd pani idzie? Ja chciałam moją Oliwię na kurs zapisać. Na dwie godzinki.
J: Przepraszam, ale nie pracuję tu jako instruktorka. Nie dzisiaj.
O: Jak to? Przecież uczyłaś tamtego chłopca.
J: To syn kolegi. Przepraszam ale chciałabym odpocząć, do widzenia.

Wielka kwota 10zł za kurs dla Oliwii niespecjalnie mnie przekonała... a w końcu poszła na skargę do kanciapy instruktorów. Jeszcze nie zaczęłam pracować, a już skargi lecą, że odpoczywam sobie zamiast uczyć jej córeczkę... ;).

*Na koniec matka roku, absolutna mistrzyni! Jadę sobie spokojnie, a tutaj przez środek stoku popyla, a raczej "zjeżdża" na wielkich obcasach kobieta. Z wózkiem. A w wózku dziecko.

stok

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 103 (167)
zarchiwizowany

#54666

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak coś jecie to przejdźcie do innej historii.

Mi i koleżance kebaba się zachciało.
Idziemy do budki, składamy zamówienie, czekamy. Pan, który obsługiwał, w pewnym momencie stanął, wsadził rękę w spodnie, długo drapał się po kroczu, a następnie powrócił do przygotowywania jedzenia.
Jakoś tak nagle odechciało nam się tych kebabów, więc grzecznie podziękowałyśmy i ulotniłyśmy się.
Wiem, że zbyt wiele w takich budkach spodziewać się nie można, no ale bez przesady.

przy budce z kebabem

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (188)