Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

JadowitaZmija

Zamieszcza historie od: 3 czerwca 2014 - 17:59
Ostatnio: 14 września 2016 - 13:29
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 460
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 10
 

#74861

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnej polskiej służbie zdrowia historii tu na pęczki, ale ja dodam kolejną.

Mam ja sobie dziecię. Ma ono 2 lata i 8 miesięcy, od ponad 1,5 roku walczymy z lekarzami. Wydawało się być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Oto historia dziecięcia podzielona na kilka etapów.

1. Grudzień 2014

Dziecko upada i dostaje dziwnych drgawek, traci przytomność, zatrzymuje się akcja serca. Moja mama ratuje dziecko, gdy ja w tym czasie wzywam pogotowie. Zjawili się szybko (ponad 20 km), zabierają nas do szpitala i... I tam czekamy 3h, zanim ktoś nas zbada. Były późne godziny wieczorne, więc robią tylko RTG głowy. W ciągu 3 dni w szpitalu zrobili nam jeszcze TK głowy. Dziecko niezbadane przez neurologa, tylko zalecenie, by się tam udać. W ciągu kolejnych dwóch tygodni dziecko ma 3 ataki. I znów to samo, co wyżej.

2. Styczeń 2015

Dziecko trafia do neurologa prywatnie, bo na NFZ terminy strasznie odległe. Lekarz kieruje nas do szpitala w celu przeprowadzenia diagnostyki. Leżąc na oddziale pediatryczno-neurologicznym, dzielimy salę z dziecięciem z rotawirusem. Wykonano EEG, na podstawie którego zdiagnozowano epilepsję. Zalecono leki. Depakine 3*dziennie. Przyjmujemy. Kontrola co 3 miesiące i kontynuacja leczenia.

3. Październik 2015

Po przeprowadzce zmieniamy neurologa, ten kontynuuje leczenie. Zmienia lek, bo ataków już nie ma. Convulex 2*dziennie 3ml. Zaleca EEG, wykonane w lutym 2016. Wynik prawidłowy.

4. Czerwiec 2016

Zmieniamy neurologa, bo poprzedni tylko prywatnie. Wyprosiłam pilne skierowanie na AM w Gdańsku, zostaliśmy przyjęci w ciągu 3 dni. Pani neurolog przeprowadza wywiad. Czas wizyty 45 min. W trakcie wywiadu wychodzi na jaw, że dziecko na 95% nie ma padaczki, tylko ataki afektywnego bezdechu i leki są do odstawienia. W listopadzie EEG.

Każdemu neurologowi zgłaszałam fakt, że dziecko ma ataki tylko i wyłącznie w sytuacjach mocno stresujących typu upadek, silne uderzenie. Lekarze mnie nie słuchali, a ja, jako osoba, która ufa lekarzom, im wierzyłam, że diagnoza jest prawidłowa.

Następnym razem opiszę przygody z pediatrami, bo też kilka piekielnych sytuacji nas spotkało.

słuzba_zdrowia lekarze

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (190)

#75077

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja niespełna trzyletnia córka, dość często musiała mieć robione badania krwi ze względu na inne choroby.

W grudniu 2015 roku wykonana została podstawowa morfologia krwi oraz ogólne badanie moczu ze względu na bardzo częste infekcje, kilka zapaleń dróg moczowych. Wyniki nie były idealne, ale też niezbyt zaniżone, więc Pani Pediatra(PP) wydała skierowanie do nefrologa. Na szczęście nie działo się nic groźnego.

W styczniu 2016 kolejne te same badania i znów wyniki niezadowalające, bo słabsze niż poprzednio. PP twierdzi, że skoro się nic nie dzieje to nic nie robimy. Widzę, że z córką coś nie tak, bo senna, mniejszy apetyt. Pani doktor zrzuca winę na okres chorobowy (zima) i nic nie robi. Do kwietnia kolejne badania i raz lepiej raz gorzej. W kwietniu robiliśmy konkretniejsze badania, bo próby wątrobowe, morfologia z rozmazem, posiew moczu itp. Wyniki wykazują nieprawidłowości, a PP twierdzi, że mała ma taką urodę i nie trzeba tego leczyć. W międzyczasie córka ma lepsze i gorsze dni, często łapie infekcje. Kolejne badania krwi i wyniki coraz słabsze.

W lipcu wyjechaliśmy z córką na urlop i dziecko dostało anginy. Pediatra, do którego poszliśmy zwrócił uwagę na słabe wyniki i kazał to po przyjeździe z urlopu skontrolować. Dziecko po antybiotykoterapii ma robione kolejne wyniki i znów są słabe, a PP dalej twierdzi, że nic się nie dzieje i to taka uroda dziecka. Partner twierdzi, że panikuję za bardzo i nic się nie dzieje.

Umawiam wizytę prywatnie u pediatry żeby skonsultować wyniki i być spokojniejszą. Na wizycie doktor tłumaczy, że jednak to nie uroda dziecka. Po kolejnych badaniach, które wychwyciły nieprawidłowości okazuje się, że organizm córki nie produkuje wystarczającej ilości białych krwinek i nie przyswaja odpowiedniej ilości żelaza i ma anemię.

Jestem zdenerwowana, bo dopóki człowiek nie pójdzie prywatnie do innego lekarza to nie dowie się nic. Niestety. Teraz przed nami leczenie, które polepszy wyniki, samopoczucie i zdrowie naszego dziecka.

lekarze nfz jedynie_prywatnie

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (214)
zarchiwizowany

#60074

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historii o piekielnych kurierach jest na pęczki, więc i ja dodam swoją.
Jakiś czas temu wygrałam w pewnym konkursie 2800g mleka dla dziecka. Mleko co prawda do najtańszych nie należy, więc z wygranej się niezmiernie cieszyłam, bo kilka groszy zaoszczędzę. Czekałam na maila o tym w jaki sposób nagroda zostanie dostarczona. Mail przyszedł, że dostarczy kurier. Do tej pory nic piekielnego, ale to dopiero początek. W między czasie przeprowadziłam się z miejsca A do miejsca B, więc zaktualizowałam natychmiast dane do przesyłki. Mleko miało dotrzeć najpóźniej wczoraj, a że nie dotarło to zadzwoniłam na infolinię dowiedzieć się czy zostało wysłane. Miła pani sprawdziła i okazało się, że przesyłka doręczona. No ale jak to jak ja już tam nie mieszkam? Więc poprosiłam o wysłanie potwierdzenia odbioru. Przychodzi i zonk, na potwierdzeniu moje nazwisko. I tu już mnie nerwy powoli biorą, no ale myślę, że może zostawił u kogoś w bloku. Dzwonię do sąsiadki z dołu czy nic nie odbierała i czy mogła by przejść się po mieszkaniach się zapytać o to samo. No nikt paczki nie odebrał. Dzwonię już mocno zdenerwowana na infolinię oddziału DPD w Słupsku. Okazuje się, że kurier już tam nie pracuje i oni nie wiedzą. Nic zrobić nie mogą. Ja już porządnie wku****** mówię w mało przyjemnych słowach, że ja w takim razie idę na policję,bo kurier który u nich pracował zostawił przesyłkę obcej osobie, która podpisała się mmoim nazwiskiem. No ale oni nic zrobić nie mogą. Pan się rozłączył. Dzwonię tym razem na infolinię do Warszawy i znów gadka, e przesyłka dostarczona na poprzedni adres, ale tam nie mieszkam, żaden sąsiad nie odbierał a na potwierdzeniu moje nazwisko. Pani sprawdza, no zgadza się. Mówię, że paczka ma się znaleźć bo to nie są żarty, a poza tym idę na policję oskarżyć kuriera z ich firmy o to, że zstawił i ktoś obcy się podpisał moim nazwiskiem. Pani kontaktuje się z kurierem i mnie z nim łączy. On mi mówi że zostawił u pana o wyglądzie takim a takim, bo tak można. I znów już krzyczę tym razem, że idę z tym na policję, bo zgubili moją paczkę, pozwolił podpisać obcej osobie, mężczyźnie, gdzie na paczce było jasno widoczne, że jestem kobietą. Prosił o chwilę, on musi zadzwonić "gdzieś wyżej". Po pięciu minutach dostaję telefon z centrali słupskiego DPD, że pan były kurier paczkę im dostarczył i że w ciągu dwóch dni u mnie zjawi się kurier z paczką.
Na szczęście paczka się znalazła, ale ile człowiek musi się napsuć nerwów by cokolwiek zdziałać. I czy straszenie policją i sądami to jedyna skuteczna forma walka z takim systemem? No w głowie się nie mieści.

kurierzy DPD infolinie

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 52 (202)

1