Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lenia

Zamieszcza historie od: 1 lipca 2012 - 0:49
Ostatnio: 29 października 2016 - 13:11
  • Historii na głównej: 1 z 5
  • Punktów za historie: 509
  • Komentarzy: 80
  • Punktów za komentarze: 373
 

#73203

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w aptece.
Powiedzcie mi jaki jest sens jechać z drugiego końca miasta z lekiem kupionym w innej aptece, potem stać w kolejce tylko po to, żeby zapytać ile ten lek kosztuje, po czym oświadczyć, że w Aptece XYZ kupiło się za 3 zł mniej!

Tak jak ja bym miała na to wpływ.

apteka

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 263 (285)
zarchiwizowany

#44211

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Serial z cyklu "Polska służba zdrowia"
Odcinek 1.

Moja babcia w piątek poślizgnęła się i upadła na prawą stronę. Karetka zabrała ją do szpitala w mieście A (gdzie babcia mieszka), tam zrobiono prześwietlenie i stwierdzono, że babcię trzeba zawieźć do miasta B (oddalonego od A o 35 km). W B stwierdzono dokładnie: "wielofragmentowe złamanie główki kości ramiennej i ranę tłuczoną głowy". Założono gips, oczyszczono ranę głowy i zaklejono plastrem. Odwieziono do domu.
Moja mama zaalarmowana przez sąsiadki babci wysłała mojego szwagra, żeby pojechał po babcię i przywiózł ją do nas (wioska pod miastem C - oddalona od A o 170km).

W poniedziałek rodzice pojechali z babcią i skierowaniem na ortopedię do szpitala w C. Prześwietlenie, diagnoza. W B spieprzyli sprawę, trzeba babci zrobić operację.
I zaczęła się przepychanka z lekarzami.

Odsłona pierwsza.
Młody lekarz X, bardzo sympatyczny i konkretny, wytłumaczył rodzicom na czym operacja będzie polegać, co to da. Poprosił o zastanowienie, zlecił rozcięcie gipsu (nie wiem po co, nie pytajcie). Ktoś przyszedł, rozciął gips, który po rozcięciu pękł na całej długości, po czym odstawał 10 cm od ciała.

Odsłona druga.
Przyszedł dr Buc, znany wszem i wobec wielki pan chirurg. Babcia zwijała się z bólu, mimo zastrzyków przeciwbólowych. Mama pyta czy ten gips ma tak być. Doktorek warknął tylko "dobrze jest", po czym stwierdził, że on nie wie, po co ta operacja, bo i tak ręka sprawna nie będzie.
Mama zaczęła wątpić w sens operacji.

Odsłona trzecia.
Pielęgniarka, która przyszła na obchód, po zobaczeniu w jakim stanie jest gips, rzuciła tylko: "o matko!" po czym wybiegła z sali, wróciła z koleżanką i bandażami elastycznymi (!) unieruchomiła babci rękę.

Odsłona czwarta.
Wrócił doktor X, wytłumaczył rodzicom, że bez operacji, babcia będzie mogła co najwyżej dłonią ruszać, a po operacji ręką odzyska chociaż część sprawności. Wysłał rodziców na konsultacje do doktora Y, anestezjologa.

Odsłona piąta.
Doktor Y, po wysłuchaniu z czym rodzice przychodzą, zapytał tylko "Ale o co państwu chodzi?". Koniec konsultacji.

Operacja dzisiaj. Podobno dzięki ordynatorowi oddziału.

Mama zapytała mnie wczoraj, jak to jest, że lekarze jak są młodzi to są tacy sympatyczni i konkretni, a potem to gubią i robią się takimi bucami. A po spędzeniu całego dnia w szpitalu z babcią i przepychaniu się z lekarzami padła na łóżko jak nieżywa.

CD(może)N.

służba_zdrowia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 64 (110)
zarchiwizowany

#43750

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój tato właśnie wrócił z niedzielnej mszy w kościele. Z różnych powodów nie był przez ostatnie dwa tygodnie.
Co w tym piekielnego?
Mamy dzisiaj... KOLĘDĘ! Tak, 2. grudnia.

Hej kolęda, kolęda!

Chyba trzeba zrzucić niedzielny dres.

ksiądz

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (28)
zarchiwizowany

#43585

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem studentką dojeżdżającą. Mam na uczelnie ponad 60km, jednak dobre połączenie, więc stwierdziłam, że nie będę wynajmować mieszkania, tylko zaprzyjaźnię się z jednym z przewoźników. Z tego też powodu, raczej nie chodzę na nieobowiązkowe wykłady (kilka jest jednego dnia, w środy).

Jedne zajęcia kończą się egzaminem, którego poziom trudności zależy od frekwencji na wykładach. Dlatego też, korzystając w pomysłu starszych roczników uzgodniliśmy, że co tydzień będzie chodzić inna grupa (jedna z trzech).

Wreszcie nadszedł czas na moją grupę. Pełna zapału, nastawiam budzik na 6, żeby się spokojnie uszykować. Rano - panika. Tato budzi mnie o 8, że chyba się późno zrobiło. Na autobus o 8.10 nie było szans, ale następny miał być 8.30, spóźniłabym się najwyżej kilka minut.

Ale tato - nie! On mnie podwiezie i może złapiemy autobus gdzieś w trasie. Jedziemy, ale oczywiście, jak się człowiek śpieszy, to się straż miejska cieszy, błysnęło nam radośnie czerwone światełko fotoradaru przy okazji. Autobusu nie złapaliśmy, tato podrzucił mnie pod samą uczelnie. Pod salą byłam pierwsza, chwilę później pojawił się kolega, dwie koleżanki. Czekamy, skończył się poprzedni wykład, na sali było może z 8 osób. Kilka jeszcze doszło. Na ok. 50 osób z mojej grupy przyszło szalone... 17!

Ja rozumiem, że dla większości studentów te wykłady to nuda (taki niewdzięczny przedmiot, co poradzić), ale raz na trzy tygodnie można chyba ruszyć swoje szanowne cztery litery i ponudzić się 2 godziny. Jak pod koniec roku usłyszę, że "egzamin był taki ciężki" to przysięgam, coś komuś zrobię.

studia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (37)
zarchiwizowany

#42954

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia oleander o pogotowiu i lekarzach przypomina mi moją własną. Nie aż tak przerażającą ale wciąż piekielną.
Od ponad trzech lat mam problem z drogami moczowymi. Ot co jakiś czas trafia się zapalenie jak nie nerek, to pęcherza. Przyzwyczaiłam się, furagina w domu jest zawsze.
Zaczęło się niewinnie. Tępy, słaby ból, o którym zapominałam, gdy się czymś zajęłam. Do lekarza (prywatnie) wybrałam się po dwóch tygodniach, kiedy zorientowałam się, że cały czas boli mnie w plecach. Badania moczu, krwi, usg. "No wie pani, wyniki prawie dobre, jakiś stan zapalny tylko jest. A w usg to ja nic nie widzę, piasek nerkowy tylko, ale to na pewno nie od tego boli. Ja to nie wiem, co pani dolega"
Mama przyniosła z apteki furaginę, przeszło na jakiś czas, zapomniałam.

Potem wspomniane nawroty zakażenia. "No wie pani, z układem moczowym tak to już jest"

Pewnego pięknego październikowego dnia tego roku, wsiadam radośnie w autobus, który miał mnie dowieźć do miasta, w którym znajduje się moja uczelnia (55km). Tydzień wcześniej miałam delikatne problemy z pęcherzem. Autobus jeszcze dobrze nie ruszył, a mnie jak nagle nie zacznie boleć. Cała lewa dolna część pleców, podbrzusze, uda. Pomyślałam sobie, że dojadę do miasta, kupię coś przeciwbólowego i jakoś wytrzymam na zajęciach. Ból jednak robił się coraz gorszy. Po jakichś 20 minutach telefon do rodziców, że ja wysiadam bo nie dam rady, wyrwę sobie nerkę zaraz sama, żeby mnie przestało boleć, mama mówi, że mam czekać na przystanku, tato już jedzie. Mdliło mnie nie miłosiernie, miałam mroczki przed oczami, nie wiedziałam czy mam stać, siedzieć czy leżeć bo każda kolejna pozycja była coraz gorsza. Władowałam się w końcu do naszego auta, w między czasie dzwoni mama, że mam jechać od razu do nas do przychodni.
Pytam się czemu nie na pogotowie.
"Bo na pogotowiu przed 18 odsyłają wszystkich do przychodni"
Wpadamy do przychodni (to znaczy tato wpadł, ja to się wtoczyłam), biegiem do pielęgniarek. Musiałam wyglądać jak śmierć na kiju, bo dosłownie wyleciały z kantorka szukać na recepcji mojej karty. Ludzi w kolejce trochę było, ale wszyscy się zgodzili przepuścić mnie bez kolejki. Ból nasilił się do tego stopnia, że nie byłam w stanie wytłumaczyć lekarzowi po co przyszłam. Szybkie badanie, doktor zaprowadził mnie do zabiegówki, podał pielęgniarce dwie nazwy zastrzyków (pyralginum i coś jeszcze, ale zabijcie mnie, nie wiem co to, mimo, że stałam tuż obok). Pielęgniarka położyła mnie na łóżku w pokoju przygotowawczym do usg, dostałam jeden zastrzyk dożylnie, drugi domięśniowo. Pani była tak miła (albo przejęta), że siedziała ze mną, rozmawiała, zrobiła ciepłej wody do picia. Lekarz był sprawdzać jak się mam ze trzy razy.
Recepta na antybiotyk, lek rozkurczowy i silny lek przeciwbólowy (w razie wyższej konieczności).
I skierowanie do szpitala, na wszelki wypadek, żeby nie było problemów, jakbym znowu dostała takiego napadu kolki, żebym się nie musiała tłuc po przychodniach rodzinnych.

Finał?
Dwa dni później urodziłam kamień nerkowy. Ale przecież miałam tylko piasek, niegroźny, nie?

Lekarzowi, pielęgniarkom i pacjentom mojej przychodni rodzinnej serdecznie dziękuję. Przywróciliście mi wiarę, że są jeszcze ludzie związani z opieką medyczną, dla których liczy się człowiek, a nie papiery.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 91 (147)

1