Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lokasenna

Zamieszcza historie od: 27 lutego 2014 - 19:32
Ostatnio: 21 lipca 2015 - 14:30
O sobie:

Jestem sobie, nie wadzę nikomu. I czytam.
Dużo czytam.

  • Historii na głównej: 0 z 17
  • Punktów za historie: 720
  • Komentarzy: 38
  • Punktów za komentarze: 203
 
zarchiwizowany

#67523

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/67499 skłoniła mnie do opisania moich dentystycznych perypetii w szkole.

Do dentysty chodzę prywatnie, rodzice nie wyrazili też zgody na leczenie moich zębów w szkole - tylko przegląd i lakierowanie (o czym wie moja dentystka.Przez dwa lata podczas tych przeglądów nic nie mówiłam o prywatnym leczeniu. Schemat był jeden i ten sam: dentystka sprawdza zęby, mówi że jest jakiś ubytek, pyta czy robimy, ja odmawiam, ona próbuje mnie przekonać, ja obstaję przy swoim. Po kilku minutach daje za wygraną. Zawsze po takiej diagnozie szłam do mojego gabinetu i okazywało się, że z zębami wszystko gra. Ale w tym roku postanowiłam już na wstępie zaznaczyć, że leczę się prywatnie. Dentystka pokiwała głową, wysmarkała się w chusteczkę, nie założywszy rękawiczek wpakowała mi ręce w usta (nie zaprotestowałam bo mnie nieco zatkało ale potem całą klasą zgłosiliśmy to do jednej z nauczycielek) i po kilkudziesięciu sekundach powiedziała, że wszystko jest idealnie i mam piękne, zdrowe zęby, wszystkie. Nie pasowało mi to, bo już od jakiegoś czasu czułam że jest coś nie tak. Poszłam więc do mojej dentystki.
Diagnoza: rozszczelnione wypełnienie, ponadto ząb do leczenia kanałowego. Na deser krzywo rosnące dolne ósemki.

Naprawdę, nie rozumiem.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 57 (163)
zarchiwizowany

#67321

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się krótka historia z przedszkola. Miałam wtedy pięć lat.

Akurat przygotowywaliśmy się do jasełek. Na jedną z ostatnich prób pani wychowawczyni (a były ich dwie - tego dnia, dobrze to pamiętam, opiekowała się nami tylko jedna, która jak na złość była dosyć niemiła) kazała nam przynieść małe elementy naszych strojów - torebeczki, spineczki, gumeczki i tak dalej. Dla mnie takim rekwizytem był wpinany we włosy grzebień z dorobioną srebrną gwiazdką. Rzecz jasna przyniosłam go do przedszkola. Również oczywiście, kilka osób zapomniało swoich "jasełkowych gadżetów". Wśród nich była niejaka Marysia - w tamtych czasach nazywana "wredną skarżypytą".
Na początku swoje ozdóbki położyliśmy na stole, aby nikt niczego nie zgubił ani nie zepsuł. Po pewnym czasie wychowawczyni zarządziła próbę. Każdy miał zabrać swój rekwizyt i ustawić się w kółku. Ochoczo pędzę po mój piękny grzebyczek, a jego nie ma. Zdenerwowanie, rozglądanie się wokół - jest! Marysia go trzyma! Dziecięcy umysł uznał, że się po prostu pomyliła. Poprosiłam więc o zwrot. I dowiedziałam się, że to jest jej grzebień, że ona poznaje go po wyrwanym zębie. Wtedy już niczego nie byłam pewna, bo i ułamania nie zauważyłam - chociaż z perspektywy czasu wydaje mi się, że to ona go wyrwała.
No to lecim do pani z klasycznym "Proszę panią, a ona mi zabrała grzebień!". Stojąca obok Marysieńka gorąco zaprzecza. Jako, ze uchodziłam za niegrzeczną a ona za aniołka (bo i porównajcie sobie szalejące jak naćpany chomik dziecko a takie co to każdego wyda i wszystko powie, byleby się podlizać) zostałam skrzyczana że chciałam zabrać koleżance grzebień. Na nic protesty, na nic dzielnie wstrzymywane łzy w oczach - nie wzięłaś rekwizytu? To siadaj i nam nie przeszkadzaj!
Usiadłam przy stoliku, głowę schowałam w ramiona i rozbeczałam się na dobre. Z tego stanu wyrwało mnie dopiero wcześniejsze (jeszcze przed "kocowaniem") przyjście babci i jej pytanie co się stało. Opowiedziałam jej co i jak (wtedy rekwizyty zdążyły już wrócić na stół). Babcia potwierdziła że grzebień jest mój (sama rano mnie z nim przyprowadziła) i zabrała mnie do domu.
Przedszkolanka nawet nie przeprosiła.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (217)
zarchiwizowany

#67317

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Odnośnie historii http://piekielni.pl/67313

Mój pies ma to do siebie, że kocha ludzi. Krzycz na niego, ciągaj, a on będzie chciał się przytulać i bawić. Z głową sięga niewiele ponad kolano, ale widać że to jeszcze szczeniak.
Kilka dni temu przydarzyła mi się niemiła sytuacja - psu chciało się pobiegać i pobawić, więc korzystając z mocniejszego pociągnięcia smyczy wylazł z szelek (sprytny jest, jemu wystarczy szybkie rzucenie się do tyłu na naprężonej smyczy i hyc, psa nie ma). Zaczął biegać jak szurnięty, nie dał się złapać. Latał tak dobre kilkanaście minut, jednak nikt nie miał pretensji - zwłaszcza widząc prawie że płaczącą dziewczynę wołającą rozklejającym się głosikiem uciekiniera. Nawet osiedlowa "młodzież patologiczna" postanowiła pomóc mi w dorwaniu zwierzęcia.
Pies dobiegł do klatki z której wychodziła jakaś obca kobieta. Widzę że chce się z nią bawić. No ale nic, myślę że zrozumie, może nawet jakoś pomoże. Oczywistym jest że gdy tylko pies znalazł się obok niej zaczęłam gorączkowo przepraszać, nim jeszcze coś zrobił. Po chwili podskoczył w zaproszeniu do zabawy. Reakcja kobiety była taka: "Ku*wa! Weź to!(tu zaczynam przepraszać jeszcze bardziej, tłumaczyć sytuację, że pies się zerwał, że nie mogę go złapać) "Mnie to nie obchodzi! Ja po policję zadzwonię!".
Rozumiem strach przed obcym psem. Zrozumiałabym samoobronę (może gdyby pies oberwał z kopa na przyszłość dwa razy zastanowiłby się nim ucieknie). Ale nie. Ona mi grozi. Nie rozumie przeprosin, nie rozumie sytuacji. Pies jej przeszkadza, boi się, ale coraz bardziej mu się nadstawia.
Na szczęście ta istota w moim bloku nie mieszka.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -26 (40)
zarchiwizowany

#66534

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zdarzenie przypomniała mi historia piekielni.pl/66530

Jakieś trzy lata temu moja mama wybrała się na zakupy do Stokrotki. Cały czas (a spędziła tam około pół godziny) łaził za nią ochroniarz. Odkleił się dopiero po tym, jak zwróciła mu uwagę. Co w tym piekielnego? Ano w drodze do kasy zobaczyła naszego dawnego sąsiada-pijaka, jak wraz z kolegą kradnie. Oczywiście ochroniarzy, jak sięgnąć okiem, nigdzie.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (189)
zarchiwizowany

#66471

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z serii o piekielnych sąsiadach.

Mam sąsiadkę - klasyczną tapeciarską blondi. Razem z byłym mężem skazanym za morderstwo spłodziła małego szatana - synalka w moim wieku.
W czym się ich piekielności objawiają? Po kolei:

1. Piekielny synalek chodził ze mną do podstawówki, jednak do równoległej klasy. W ostatnim roku przeniósł się do mojej - podobno koledzy strasznie mu dokuczali i znęcali się nad nim (nic to, że przesiadywał z nimi cały czas). Najwyraźniej postanowił zabłysnąć, bo już w kilka dni po jego przybyciu cała klasa rozmawiała o tym jak to rodzice mnie biją, tłuką i wyzywają od najgorszych, bo u mnie zawsze są krzyki. Jako takich nie ma - po prostu razem z mamą mamy bardzo donośne głosy a i często rozmawiamy ze sobą na różne kontrowersyjne tematy (nie ma w tym nic z kłótni).
2. Dziwnym trafem jakiś czas po jego dołączeniu do klasy zaczęliśmy znajdować w skrzynce na listy różnorakie śmieci. Oczywiście nikt nic nie wie.
3. Kilka lat temu sąsiadka wzięła sobie yorka. Zwierzę zostawało samo w domu po kilkanaście godzin i prawie przez cały ten czas szczekało. Nic z tym nie robiliśmy, staraliśmy się przywyknąć. Kilka miesięcy temu i my przygarnęliśmy szczeniaka. Nie lubi zostawać sam w domu, ale "płacze" tylko kilka minut - później zajmuje się sobą, więc tragedii nie ma. A przynajmniej dla nas, bo już kilka razy usłyszeliśmy jak to pies przeszkadza i jakie to znęcanie się, zostawić go na kilka adekwatnych do wieku godzin samego - oczywiście od kochanej sąsiadki.
4. Ostatnio przeprowadziłam z mamą nerwową rozmowę telefoniczną dotyczącą tego czy nie wie gdzie zapodziałam klucze. Byłam już spóźniona, więc w/w donośny głos potęgowały emocje. W końcu jednak znalazłam zaginioną rzecz, wyszłam z mieszkania (trochę trzaskając drzwiami z winy przeciągu) i przewracając się na schodach wyszłam do szkoły.
Co się okazało po powrocie? Sąsiadka wezwała policję, bo "w domu się nade mną znęcają". Byłam wtedy sama z psem.
Co dodaje tej sytuacji piekielności?
Pani Blondi prawie codziennie w godzinach grubo po 22 kłóci się z synkiem, czasem dochodzi do rękoczynów (po dźwiękach wnioskując), nierzadko też tłuką w kaloryfery. My jednak nigdy nikogo na nich nie nasłaliśmy.

Podsumowania nie będzie.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (42)
zarchiwizowany

#66001

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem o osobach niepełnosprawnych i chamstwie wobec nich.

Było to już dobre parę lat temu. Wracałam akurat z tatą z parku i mijaliśmy jeden z przystanków na których zatrzymywał się Tescobus. Akurat jakiś przyjechał. I naszym oczom ukazała się następująca sytuacja:

Drzwi się otworzyły. Podjechał do nich mężczyzna na wózku. Kiedy kierowca to zobaczył, z miejsca je zamknął i odjechał.
Zabrakło mi słów.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (39)
zarchiwizowany

#66000

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia piekielni.pl/65978 przypomniała mi, że miałam opisać wczorajsze zdarzenie. Może nie piekielne jak ogień diabelski, ale jednak wystarczająco.

Zachciało mi się wczoraj chipsów Lays Strong o smaku chili. Poszłam więc do jedynego miejsca w mojej okolicy gdzie sprzedają duże paczki - do sklepu z białym kwiatkiem w nazwie.
Kiedy podeszłam do półki zauważyłam promocję: przy zakupie dwóch paczek (każda kosztowała sześć złotych z groszami) płacisz mniej, w postaci siedmiu złotych z groszami. Chwilę postudiowałam wiszącą tam kartkę czy aby na pewno wszystko się zgadza, wzięłam chipsy i poszłam do kasy. I tu odbywa się krótka ale ukazująca piekielność rozmowa.
[K]asjerka: Dwanaście złotych, X groszy
[J]a: Przy chipsach było napisane, że są w promocji, dwie paczki za siedem złotych
[K]: *przez chwilę patrzy na mnie z wyjątkowo tępym wyrazem twarzy, po czym odzywa się z oburzeniem* Ale to na mniejsze!
Nie wykłócałam się. Zamiast szarpać sobie nerwy, zostawiłam kobietę z nabitym rachunkiem i poszłam do konkurencji.

Ciekawostką jest fakt, że mniejsze chipsy kosztują w tym sklepie trzy złote, więc ja nie wiem co to za promocja w której musisz dopłacać.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (30)
zarchiwizowany

#65871

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o tym, że jednak "gimbusy" to inne pokolenie niż współczesne siedmio-ośmiolatki.

Jakieś dwie godziny temu wychodziłam z tatą i psem na spacer. Rodziciel ze zwierzem wyszli jakieś 10 minut wcześniej. Gdy wyszłam z klatki od razu zobaczyłam, że naprzeciw mnie idzie zajmująca cały chodnik wszerz grupka dzieci w wieku lat siedmiu czy ośmiu. Kilka z nich znałam z widzenia. Logiczne że się nie przejęłam, bo co jest dziwnego w tym że dzieciaki latają po tworze gdy jest ciepło? Teraz jednak wiem, że piekielni są wszędzie, może znajdziesz ich nawet w lodówce.
Gdy się zbliżyłam, grupka nieco się rozstąpiła. Przez głowę przemknęło mi, że to miłe że nie zmuszają mnie do zejścia na trawnik. Och, jakże się pomyliłam... Mijając jednego z chłopców ot tak rzuciłam na niego okiem jak to czasem spoglądają na siebie wymijające się osoby. A wtedy on ot tak sobie splunął mi w twarz. Po prostu mnie zatkało. Szybko jednak zrzuciłam z siebie ten szok i zawróciłam. Szłam w kierunku bachorów chyba dosyć groźnie, bo rozpierzchły się jak mrówki po torcie. Jedyne co z siebie wyrzuciłam to to, że są bezczelnymi bachorami. Dodałam jeszcze, że Święty Mikołaj nie istnieje (tu była moja piekielność). Zapytacie pewnie dlaczego za czyn jednego oberwało się wszystkim. Ano dlatego, że reszta Radosnej Kompanii na splunięcie zareagowała radosnym śmiechem i słowami, z których "debilka" było najmilsze.

Co ciekawe piętnaście minut później te same dzieci kleiły się do mojego psa, słodkimi głosikami pytając mnie jak się nazywa i jaka to rasa.

A teraz małe podsumowanie. Chociaż sama mam dopiero 16 lat i jestem zaliczana przez niektórych do tego samego pokolenia, to muszę mocno zaprzeczyć. Nigdy się nie zdarzyło żebym ja czy któraś z moich koleżanek (a nawet kolegów) ot tak dla zabawy zaatakowała osobę, która po prostu koło mnie przechodziła. Mówcie co chcecie, wymyślajcie że to zależy od wychowania, ale fakty są takie że teraz dzieciom się wydaje że mogą wszystko. A rodzice zamiast stosować karę pasa i szlaban na wyjścia z domu przez tydzień wyznają ideologię "dzisiaj za karę masz tylko dwie godziny na komputer".
A jak jeszcze pomyśleć, że to się toczy jeszcze dalej to aż głowa boli.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (35)
zarchiwizowany

#65684

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Choruję na niedoczynność tarczycy.
Ostatnio byłam świadkiem rozmowy dwóch koleżanek o tejże chorobie. Jedna z nich mówiła rzeczy, które były ewidentnie nieprawdą, na co postanowiłam zwrócić jej uwagę. W efekcie odbyła się taka rozmowa:
[J]a: Wiesz, słyszałam co mówisz o niedoczynności, i to nie do końca jest tak *już zamierzam wyjaśnić, ale [K]oleżanka przerya*
[K]: A ty skąd możesz to wiedzieć, co?
[J]: Dobrze wiesz, że na to choruję
[K]: Mój brat mówił, że tak właśnie jest a on jest lekarzem
[J]: Lekarze często się mylą
[K]: Jeśli mieliby się mylić, nie kończyliby studiów

W tym momencie dałam sobie spokój z jakimikolwiek tłumaczeniami.

I jeszcze mała ciekawostka.
Kim jest brat koleżanki?
Urologiem.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (32)
zarchiwizowany

#65670

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na fali historii o psów. Tym razem jednak nie one są piekielne.

Otóż od kilku miesięcy posiadam szczeniaka - mieszańca doga z bokserem. Duże toto i silne, jak się zbyt rozbuja gryzące, a do tego niesamowicie towarzyskie, tylko by na ludzi skakało i lizało.
Ponieważ wiem że nie każdy życzy sobie żeby go takie (póki co względnie małe) bydlę obskakiwało, staram się nauczyć psa że tak robić nie wolno.
I z czym się spotykam?

- Sytuacja pierwsza: wychodzę z psem na spacer. Widzę starszą panią, więc skracam zwierzowi smycz i odsuwam się od kobieciny. Czy przechodzi obok nas? A skąd, gdy pies zaczyna podskakiwać i się rzucać ona dalej z łapami do niego! Zapytała czy można? No pewnie, że nie!
- Sytuacja druga: widzę kobietę z wybitnie szczurowatym yorkiem, takim co to się w garści mieści. Jako że znam siłę mojego psowatego i wiem że szczurek by spotkania nie przeżył, przyciągam stworka do siebie. Co na to właścicielka? "Nie bój się, on twojemu pieskowi nic nie zrobi, chce się tylko bawić". Odpowiedź tak bardzo bezsensowna, że możecie uznać ją za fejka. Ja sama jeszcze nie do końca wierzę.
- Sytuacja trzecia i chyba najgorsza: właściciele puszczający swoje psy luźno i głupio się śmiejący, gdy mój dostaje szału. Słuchu nie ma za grosz, to i nigdzie nie pójdzie jak go coś rozproszy. No i oczywiście próby poproszenia właścicieli o zabranie psów pstro dają.
Bo przecież to tylko zabawa, nie?

Historia może bardziej irytująca niż piekielna, chociaż to też zależy od punktu widzenia. Pies to i tak ogromny wysiłek, a tacy ludzie niczego nie ułatwiają.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (77)