Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

MikiMouse

Zamieszcza historie od: 23 sierpnia 2016 - 19:18
Ostatnio: 16 marca 2018 - 18:01
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 740
  • Komentarzy: 17
  • Punktów za komentarze: 53
 
[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
16 marca 2018 o 18:01

@PrincesSarah: To już właśnie sobie przypomniałem dlaczego rzadko tu zaglądam. Użytkownicy tacy jak ty tylko szukają możliwości hejtowania innych. Powodzenia w twoim życiu i obyś sobie radziła tak dobrze jak radzę sobie ja. Nie znasz mnie a mnie oceniasz. Typowe zachowanie na tej stronie. I mniej żółci wylewanej w Internecie życzę, choć widzę, ze to twoje hobby. Ach i dalej sztywnej postawy w obronie NFZu, bo widać, ze pracujesz w tym szlachetnym zawodzie. Jeżeli pacjentów traktujesz też tak wyrozumiale, to obyśmy nigdy się nie spotkali. Szkoda byłoby zniszczyć te 20 lat leczenia.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 9) | raportuj
15 marca 2018 o 15:00

Witam. Widzę, że jest spory odzew. Jak zawsze zdania są podzielone. Przytoczona przeze mnie historia jest autentyczna, a wypowiedzi to cytaty, choć może dobrze ich nie oznaczyłem. Kto nie chce wierzyć - nie uwierzy i dalej będzie pisał, iż historia jest pod publiczkę, a cały tekst to konspiracyjna opowieść o masonerii i złym chłopcu plującym na NFZ. Kto natomiast starał się o terapię protonową i odbił się od ściany, ten wie że mój wpis to prawda. Dużo kontrowersji wywołało to, że podałem tylko płytki z rezonansu i jak ja mogłem popełnić taki błąd. Do momentu konsultacji w Krakowie jeździłem przez prawie dwie dekady po Polsce i wypisy ze szpitali z ostatnich lat oraz płytki z aktualnych rezonansów wystarczały. Żaden, podkreślę żaden (a były ich dziesiątki, jeżeli nie setka) neurochirurg z Łodzi, Warszawy, Wrocławia i innych miast nie miał z tym problemu. W Krakowie po raz pierwszy zażądano dokumentacji z każdej możliwej mojej styczności z neurologami i neurochirurgami od przeszło 20 lat. Nie każdy szpital oferuje pełen zakres usług i wręcza pełną dokumentację. To nie film/serial. Szczególnie gdy coś pójdzie podczas zabiegu nie tak. A tego też nie brakowało. Koniec końców mój post raczej nie przekona tych, którzy uważają, że wina leży po mojej stronie (z racji płytek - to coraz bardziej mnie bawi :-) i że ogólnie ot jest dobrze, a pacjenci tylko chcą za wiele. Zdrowy chorego nie zrozumie. Prawda stara jak świat. Kto nie walczył o życie i nie robił sobie nadziei, że może to własnie teraz, to własnie tam uda się uratować nie zrozumie mojego wpisu. Może na początku powinienem zaznaczyć, że taki własnie będzie. Pozdrawiam wszystkich. Osobom w mojej sytuacji życzę zdrowia i aby ta patologia z limitami kiedyś dobiegła końca.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
15 marca 2018 o 14:32

@zendra: Jeszcze raz. Nigdy wcześniej dokumentacja z 20 lat! nie byla potrzebna. Widzę, ze osoby, które nie są chore, a nowotwór znają z telewizji średnio to rozumieją. Jak idziesz do lekarza rodzinnego to tez mam zabierać wyniki EEG z 200o roku? Ludzie pomyślcie. Jaką widzę piekielność? Rozgłos jak to metoda protonowa będzie leczyć wszystkich, a potem okrajanie- tego nie, tamtego nie. Stracilem tylko czas.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
15 marca 2018 o 14:27

@piesekpreriowy: Gość czekał rok, bo zbierał dokumenty. Wyszedł, bo nie było szans na ljakąkolwiek konwersację. Racja mogłem siedzieć i patrzeć jak ona zbiera się do wyjścia. Ma ktoś z Was nowotwór? Mial nadzieję na wyleczenie która została zdeptana? Łatwo się pisze - to twoja wina bo nie walczyłeś, bo wyszedłeś.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 6) | raportuj
15 marca 2018 o 14:20

@PrincesSarah: JAK? W tekście jest jak byk napisane, że gromadziłem dokumentacje przez pól roku. Nigdy wcześniejszej papiery ze wszystkich dwudziestu lat nie były potrzebne, a jeździcielem po całej Polsce. Starala się Pani kiedyś o dokumentacje ze szpitala? Tak chętnie przecież wszystko wydają... Mają miesiąc na decyzje i wysłanie dokumentów. Gdzieniegdzie nie da się odebrać osobiście. Gdzieniegdzie nawet dokumenty się ulotniły, bo tak. "jak można o tym nie wiedzieć" racja wina zawsze jest pacjenta.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
11 maja 2017 o 15:43

Witam. W prawdziwość historii jak najbardziej wierzę, jednak mam pewne zastrzeżenia - sens klas integracyjnych. Sam byłem uczniem takiej klasy w liceum. To naprawdę pomaga osobom niepełnosprawnym wkomponować się w społeczeństwo i być jej częścią, ale... Takie przypadki jak M. z powyższej historii to specjalna kwestia - jest to osoba, która poprzez swoją niepełnosprawność wymaga czegoś gratis i bazuje oraz będzie bazować na niej przez całe życie, robiąc z niepełnosprawności atut. Jak najbardziej spotkałem się z takim przypadkiem i wiem jak potrafi to być irytujące. Jednak poznałem też grono osób niepełnosprawnych, którzy nie byli i nie są roszczeniowi. Jedyne o co mogę prosić to niegeneralizowanie osób niepełnosprawnych, tylko traktowanie każdego przypadku osobno.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
13 stycznia 2017 o 18:43

Witam. Pozdrawiam serdecznie autora i współczuję zaistniałej sytuacji. Z własnego doświadczenia wiem, że po diagnozie - "masz nowotwór" przechodzi się stan w którym aktualnie autor jest (dłużej lub krócej w zależności od osoby). Rozpacz, nie widać sensu itd. To jednak mija. Z przewidywaniami, że autor umiera też bym się wstrzymał. Jeden z lekarzy powiedział mojej znajomej, że zostały jej tylko dwa lata. Było to 6 lat temu. Do tej pory widzimy się na grupie wsparcia osób chorych na nowotwór. Jeżeli natomiast chodzi o brak władzy w kończynach, to tak, jest to straszne uczucie. Jednak z czasem też można się do tego przyzwyczaić i z tym żyć. To wszystko wiem z własnego doświadczenia. W razie pytań, wątpliwości zapraszam autora do wysyłania wiadomości na tzw. priv. Pozdrawiam.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
29 listopada 2016 o 19:47

@ejcia: Ze strony piekielnych pielęgniarek była oczywiście propozycja wejścia centralnego. Tylko po co, skoro na około 10 pielęgniarek z oddziału tylko te 3 miały problem z założeniem wenflonu?

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
29 listopada 2016 o 19:43

@Nessaner: Jak już wcześniej odpowiedziałem - rozumiem gdy wkłucie nie wejdzie za pierwszym czy drugim razem. Za długo po szpitalach chodzę, żeby mieć o to pretensje. Jednak jak widzę, że pielęgniarka ma wątpliwe predyspozycje i wyłącznie zadaje ból to rodzą się pytania. Robiąc sobie kolokwialnie "jaja" i śmiejąc się "bo zapomniałabym okularów". To już jednak jest wina takich jednostek. Jednostek, bo przez 17 lat leczenia spotkałem na swojej drodze naprawdę sporo świetnych pielęgniarek. Po raz kolejny, ja nie generalizuję tylko opisałem w swojej historii przypadek piekielnych pielęgniarek.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
29 listopada 2016 o 19:35

@veravang: Witam. Opisana historia to nie moja opinia o wszystkich pielęgniarkach tylko krótki opis pewniej piekielnej sytuacji. Podczas swojej choroby trafiłem na liczne grono pielęgniarek które rzeczywiście wykonywały swój zawód z powołania. Niestety trafiały się także te piekielne, choć w zdecydowanej mniejszości. Pozdrawiam.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
29 listopada 2016 o 19:28

@ejcia: Dla osób powiązanych z gronem "pielęgniarskim' to takie oczywiste, że "ćwiczy" się na pacjentach. To może nakreślę sytuację. Oddział chemioterapii. Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Pacjenci w przedziale wiekowym 7-16 lat. Nie tylko ja miałem takie przygody. Moi znajomi też. Nie byłem wyjątkiem. To nie ja jestem zły. Jak ktoś pracuje z dziećmi, które są wrażliwe na igły i ból to powinien mieć kwalifikacje. Multum zapłakanych dzieci wychodziło z tej sali. Były te trzy piekielne pielęgniarki. Reszta dawała radę, a była nawet od nich młodsza. Wiek nie robił tu różnicy, a umiejętności. To nie był ośrodek gminny. Podejście, że ćwiczy się na pacjentach (dzieciach też)... szok. Ja wiem, zdrowy chorego nie zrozumie. Jak ktoś nie przeżył chemii, to nie wie jaki to jest stan fizyczny i psychiczny. Literatura tego nigdy nie zobrazuje. Jednak jak się pracuje na takim oddziale przydałoby się trochę fachowości. Niektórzy widzę wyznają zasadę "zdarza się". Racja, tylko kto ponosi konsekwencje?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
24 listopada 2016 o 21:50

@MsMichalina: Rozumiem, że jesteś po drugiej stronie jako pielęgniarka. Nasza dyskusja będzie więc jałowa, gdyż każdy ma swoje rację. Będziesz bronić koleżanek po fachu. Dla mnie błąd to błąd. Jest takie powiedzenie: "jak coś robisz, to rób to dobrze albo w ogóle nie rób". Mam tylko nadzieję, że nigdy się nie spotkamy w szpitalu czy sali pobrań, bo coś czuję, że powtórzyła by się opisana przeze mnie historia z powyższego tekstu. "Młode, zdrowe" nawet żal tego komentować. Pacjenci przecież są tylko starzy...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 7) | raportuj
23 listopada 2016 o 23:37

@MsMichalina: "muszą ćwiczyć na tych z gorszymi"? To może na koleżankach ze studiów niech ćwiczą? przecież to takie przyjemne... Od kiedy pacjenci to króliki doświadczalne? W trakcie leczenia miałem już w granicach 200-300 wenflonów. Jestem w pełni wyrozumiały jak pielęgniarka nie wbije za pierwszym razem. Nawet za drugim. Zdarza się i to rozumiem, ale dwanaście razy (trzy pielęgniarki)? I odmawiasz mi prawa do oburzenia?

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 11) | raportuj
23 listopada 2016 o 17:08

@glan: Według piekielnych pielęgniarek "była to moja wina". Prawda jest taka, że "starsza pielęgniarka" trafiła za pierwszym razem i nie miała żadnego problemu. Kwestia umiejętności. To, że "mam słabe żyły" to tylko wymówka.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
24 sierpnia 2016 o 21:26

@maat_: Witam. Dla wielu nauczycieli moja niepełnosprawność (już w podstawówce) była wymówką, aby mnie dyskryminować. Jednak w liceum czy na studiach spotkałem się z zupełnie odmienną postawą. Wszyscy powtarzali, gdy o to prosiłem itp. A propos rodziców. Chcieli interweniować, ale nie pozwoliłem. Jak w przypadku każdej ofiary, bałem się, że będzie gorzej. Byłby to tyle prawdopodobny scenariusz, iż nauczyciele całą sprawę zamiatali pod dywan i udawali, że nie widzą.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
24 sierpnia 2016 o 21:19

@Polio: Wiele razy się nad tym zastanawiałem. Górę być może wzięło wychowanie, że przemoc to ostateczność.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
24 sierpnia 2016 o 21:16

@Zmora: Witam. Nauczyciele umywali ręcę od jakiejkolwiek pomocy. Nic ich to nie obchodziło, byle tylko problem zamieść pod dywan. Po zakończeniu drugiej klasy rozważałem przeniesienie do innej placówki, ale tak jak w tekście- miałem nadzieję, że będzie lepiej i zostałem. Czas pokazał, że podjąłem złą decyzję.

« poprzednia 1 następna »