Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

RNG

Zamieszcza historie od: 28 lipca 2011 - 23:28
Ostatnio: 28 sierpnia 2011 - 0:44
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 968
  • Komentarzy: 2
  • Punktów za komentarze: 3
 
zarchiwizowany

#15624

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o piekielnym wynajmującym

W zeszłym roku mój ówczesny współlokator postanowił się wyprowadzić - rodzice kupili mu własne mieszkanie. Zostałem sam, jednak nie chciałem robić castingu na współlokatora, tylko postanowiłem znaleźć zupełnie inne miejsce. Napatoczył się mój znajomy, którego rodzice wybudowali się pod Warszawą i zostawili mu 3-pokojowe mieszkanie. Obejrzałem swój nowy pokój - był w porządku - za dwa miesiące miałem się wprowadzić. Ojciec Tomka (tego mojego kumpla, który później ze mną mieszkał) powiedział mi, że w związku z tym, że się znamy nie będzie wymagał ode mnie kaucji. Miesięcznie miałem płacić 600-700 zł - miało to zostać dokładnie ustalone później.

Nadszedł czas wyprowadzki ze starego mieszkania - następnego dnia przenosiłem się z Mokotowa na Bemowo. Dzwoni do mnie znajomy z informacją, że jego ojciec mimo wszystko żąda ode mnie wpłaty kaucji - 700 zł. Myślę sobie - WTF? Przecież wyraźnie mi mówił, że kaucji nie chce. W sumie to nie byłby problem, bo w dwa miesiące mogłem uzbierać te pieniądze, ale żeby tak dzień przed wprowadzeniem się, kiedy nie miałem dokąd pójść? Po kilku moich telefonach do Tomka oddzwonił do mnie jego ojciec przepraszając mnie, że zaszło jakieś nieporozumienie i pomyłka - wszystko jest OK, kaucji płacić nie muszę. W dniu wprowadzenia się miałem tylko zapłacić z góry za pierwszy miesiąc 700 zł.

Wprowadziłem się, podpisałem umowę. Widniała na niej kwota 600 zł. Ucieszyłem się, że będę płacił mniej niż się spodziewałem, jednak Tomek szybko mi wyjaśnił, że muszę płacić 700 zł. Kwota na umowie jest niższa, żeby płacić niższy podatek. Trudno - nie moja sprawa.

Ja mieszkałem w jednym pokoju, Tomek (syn właściciela mieszkania) w drugim, a trzeci pokój zajmowała nasza współlokatorka (obca, z łapanki:P) Patrycja. Urządziliśmy sobie w trójkę wieczorek zapoznawczy przy herbacie w kuchni. Patrycja była zachwycona nowym mieszkaniem:
- Tu jest super i cena jest odpowiednia! Gdzie w Warszawie można znaleźć mieszkanie za 600 zł miesięcznie ze wszystkimi opłatami, prawda Mariusz?
Trochę mnie ścięło - dziewczyna płaciła 100 zł mniej ode mnie - a przecież to ja jestem "swój" i "po znajomości". Ja rozumiem - jasne, szczere zasady - każdy płaci po równo. Ale żebym ja musiał płacić więcej niż ktoś z ulicy? Popatrzyłem się na Tomka, który zrobił głupią minę i zaczął szukać czegoś na suficie. Myślę sobie - cóż, może sobie wytargowała, ale to i tak nie fair. Nie chciałem też psuć atmosfery w domu, co mogłoby się zakończyć szukaniem kolejnego lokum.

Dziewczyna po kilku miesiącach się wyprowadziła - cierpiała na nerwicę natręctw - ciągle musiała wszystko sterylizować. Przy dwóch facetach-bałaganiarzach miała dość, zebrała manatki i poszła w siną dal.

Następną współlokatorką okazała się koleżanka Tomka - bardzo sympatyczna i uśmiechnięta dziewczyna. Trochę z innej bajki niż ja, ale i tak uważam, że to numer jeden w moim rankingu współlokatorów. Zanim się wprowadziła, Tomek przestrzegł mnie, że nie powinienem jej mówić ile płacę za czynsz, ponieważ ona ma bogatych rodziców i będzie płacić więcej niż ja. Wtedy już wiedziałem, że coś tu śmierdzi, ale nie wtrącałem się - nie moja sprawa. Później się dowiedziałem, że policzyli jej 800 zł. Czy ktoś płaci więcej w 3-pokojowym mieszkaniu na takim zadupiu, jakim jest warszawskie Bemowo? I podpowiem, że nie jest to nowoczesny apartamentowiec ze strzeżonym parkingiem, ogrodzeniem, siłownią i basenem - ot, zwykły blok z lat 90.

Współlokatorka wyprowadziła się po kilku miesiącach, ze znanych sobie powodów.

Piekło zaczęło się niedawno. Tomek wyjeżdżał na miesiąc na wakacje - mi tym samym zostawała "wolna chata". Cieszyłem się bardzo, bo zawsze to więcej swobody. Nie jestem jakimś typem imprezowicza - przez niecały rok mojego mieszkania tam znajomi odwiedzili mnie może 10 razy.

Zostałem poinformowany, że ojciec Tomka będzie szukał nowego lokatora do pustego pokoju. Stał on pusty ze 3 miesiące, jednak nikt się nie interesował tym, żeby kogoś tam zakwaterować. Trochę dziwne to było, że ojciec chce wybrać lokatora bez konsultacji z synem - w końcu to on dobiera sobie ludzi, z którym będzie mieszkać, żeby się dobrze czuć. Nie wnikałem - może potrzebowali pilnie pieniędzy?

Tomek pojechał, zostałem sam, cieszyłem się spokojem i wolnością. Następnego dnia spieszyłem się rano na pilne spotkanie w sprawie pracy. W związku z tym zostawiłem trochę bałagan - wiecie jak to jest? W łazience zostawiłem brudne ubrania na podłodze, mokry ręcznik na wannie. W kuchni zostały nieumte gary po wczorajszym obiedzie, a w przedpokoju zostawiłem rozłożoną deskę do prasowania. Przyjdę za dwie godziny posprzątam, przecież nikt tu nie przyjdzie - myślałem.

Po powrocie zastałem ojca Tomka w mieszkaniu ze szmatą, myjącego okna. Trochę mnie zatkało, bo wynajmuje już nie pierwsze mieszkanie i nigdy nie zdarzyło się tak, żeby pod moją nieobecność wchodził właściciel. Ten zaczął mnie pouczać, że powinienem zostawiać porządek:
- Panie Mariuszu, ale bardzo pana proszę o utrzymywanie porządku w mieszkaniu. Zastałem kuchnie brudną, a w łazience poniewierały się pana ubrania!
- No wie pan, nie spodziewałem się pana wizyty. Generalnie myślałem, że mieszkam sam, a nikogo nie zapraszałem.
Poszedłem do siebie do pokoju, na łóżko rzucone były moje ubrania i mokry ręcznik z łazienki.
Wkurzyłem się, ale musiałem chwilę pozbierać myśli, żeby nie zrobić zadymy. Poszedłem do właściciela:
- Wie pan co, ale mam do pana prośbę - następnym razem proszę mnie uprzedzać o swojej wizycie - jest to dla mnie krępujące, kiedy Pan tu przychodzi bez zapowiedzi.
- No jak to? Ja się mam zapowiadać do WŁASNEGO DOMU? No chyba pan żartuje!
- Ale ja nie zabraniam tu panu przychodzić, tylko dla mojego własnego komfortu proszę o informację wcześniej.
- Hmmm... Dobrze, to ja tu przyjdę pojutrze z potencjalnym nowym lokatorem. Proszę zachować czystość w części wspólnej. Ja jeszcze panu wyślę "esemeska" o której godzinie to będzie.
- Dobrze, będę zobowiązany.

Wkurzyła mnie ta sytuacja. Ja jestem bardzo elastycznym i kompromisowym człowiekiem, ale szacunku do siebie i swojej prywatności będę strzegł do ostatniej kropli krwi.

Oprócz tego poinformował mnie o podwyżce czynszu o 50 zł od następnego miesiąca. 750 zł za pokój na zadupiu z dwoma innymi ludźmi to już chyba za wiele. Tyle płaciłem mając jednego współlokatora, kiedy mieszkałem praktycznie w centrum, tuż przy Łazienkach Królewskich. Dowiedziałem się, że jeżeli nie wyrażam zgody na podwyżkę, mogę wypowiedzieć umowę ze skutkiem na koniec następnego miesiąca. Miałem jeszcze czas, więc rozważałem i taką możliwość.

Następnego dnia było okej. Swobodnie, W samych majtkach poszedłem koło 22:00 wywiesić pranie na balkon. Balkon przynależał do pokoju Tomka, jednak on pozwolił mi z niego swobodnie korzystać, kiedy chciałem wywiesić pranie, czy zapalić papierosa. Oprócz tego w jego pokoju stało zawsze żelazko i deska do prasowania, a także suszarka na pranie - wszystko to mogłem brać w razie potrzeby.

Nagle słyszę otwieranie zamka, biegnę do przedpokoju sprawdzić co się dzieje - właściciel o tej porze? Włamywacze? Nie - przyszła siostra Tomka ze swoim chłopakiem. Podobno o tej porze nie ma się jak dostać do domu (pod Warszawą). Dziwne, bo jej (obecny tam wtedy) facet ma całkiem fajny samochód...
- Cześć masz wolną chatę! - powiedziała.
- No miałem... - odparłem zrezygnowany.
Poszli sobie do pokoju Tomka, jak gdyby nigdy nic zostawiając mnie w przedpokoju. Po chwili się ogarnąłem, zebrałem myśli i zapukałem do nich:
- Hej, co wy tu robicie?
- No jak to, przecież zawsze wpadam co jakiś czas odwiedzić Tomka.
- No ale Tomka teraz nie ma...
- Wiem, ale pozwolił mi tu wpadać.
- No okej, jesteś jego siostrą, ale teraz ja tutaj mieszkam.
- Wynajmujesz pokój, przecież do niego nie wchodzimy.
- Tak, ale ja odpowiadam za całe mieszkanie. Za stan każdego pokoju - nie chcę, żeby coś tutaj zginęło, czy się zniszczyło, bo będzie na mnie.
- No przecież ci nic nie ukradnę!
- Być może nie, ale mimo wszystko wpadacie tutaj w środku nocy, ja sobie chodzę w gaciach i to jest trochę niezręczne. Chciałbym, żebyś mnie informowała wcześniej, jak tu będziesz wpadać.
- Hmmm... No okej, w sumie masz rację. O właśnie, daj numer, bo tata mówił, że nie ma twojego numeru?
- Jak to nie ma mojego numeru? Przecież mówił, że wyśle mi następnym razem "esemeska" zanim wpadnie!
- No nie ma, bo zmienił telefon...
Dałem jej ten numer, a ona obiecała, że następnym razem da znać, kiedy będzie wpadać. Generalnie dwa razy w tygodniu wpadała, zawsze z rana wysyłała mi wiadomość, że będzie. Wkurzające to było, ale do przeżycia.

Następny dzień. Rano biorę kąpiel i słyszę znajomy dźwięk otwieranego zamka. Nie mogłem w to uwierzyć - trzeci raz? Wchodzi właściciel:
- Dzień dobry!
- Dzień dobry. A co pan tu robi?
- No jak to - mówiłem, że wpadnę dzisiaj!
- Powiedział pan, że wyśle mi pan jeszcze "esemeska" zanim pan przyjdzie. Pana córka miała panu dać numer, bo podobno pan nie miał.
- Nie, absolutnie. Jak byłem ostatnio to powiedziałem, że przyjdę w piątek o tej samej porze.
- Nieprawda. Powiedział pan, że wyśle pan wcześniej "esemeska". Dobrze zapamiętałem to słowo, bo mnie drażni i wbiło mi się w pamięć.
- To musieliśmy się źle zrozumieć.
Ręcę mi opadły.
- Wie pan co, przychodzi pan tutaj bez zapowiedzi, tak samo jak cała pana rodzina. Otwieracie sobie od razu drzwi, bez pukania, czy dzwonienia domofonem. Ja tutaj sobie mogę latać z gołą dupą, albo leżeć z kochanką w łóżku, a państwo sobie tak bezceremonialnie wchodzicie - czy to rano, czy w środku nocy!
- Proszę nie być wulgarnym!
- Jakim wulgarnym? To pan się zachowuje nie w porządku - nie ma pan prawa tutaj przebywać bez mojej zgody i wiedzy! Może pan sobie tutaj wejść jedynie w przypadku zagrożenia życia lub mienia, a i to tylko w obecności policjanta lub strażnika miejskiego. I potem musicie czekać na mój powrót, żeby spisać protokół.
- Słucham!? Ja mam się dobijać do własnego mieszkania? To mieszkanie jest MOJE! Pan wynajmuje tylko pokój.
- Tak wynajmuję tu pokój, ale on nie jest zamykany i są tam moje rzeczy. Moje pieniądze, karta kredytowa, portfel, dokumenty, sprzęt elektroniczny i w ogóle - cały dorobek mojego życia. I kto za to odpowie jak mi coś zginie?
- Pan coś sugeruje, że coś panu ukradnę?
- A skąd mam wiedzieć. Co to za problem nacisnąć klamkę i wejść? Poza tym są tutaj nie tylko moje rzeczy - odpowiadam też za kuchnie, łazienkę i rzeczy pana syna w jego pokoju. Niech pan sobie kiedyś tutaj wejdzie i weźmie sobie chociażby mikrofalówkę - potem oskarży mnie pan o jej kradzież. I co ja wtedy zrobię, tylko ja tu mieszkam.
- Bezczelność! Jak pan może tak mówić. Skoro się panu nie podoba, to założę zamki we wszystkich pokojach!
- A proszę bardzo. Ma pan do mnie jeszcze jakieś sprawy?
- Nie.
- No to do wiedzenia.
Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do siebie. Tego dnia miał przyjść ktoś oglądać pokój - nikt się nie zjawił. Jaki był więc cel wizyty? Nie wiadomo.
Przez pół godziny węszył po całym domu, na koniec mnie zawołał:
- Panie Mariuszu, wie pan co, ma pan rację. Tak sobie pomyślałem, jakbym się czuł na pana miejscu i doszedłem do wniosku, że byłoby to dla mnie niezręczne. Przepraszam pana i proszę się nie gniewać.
- ... Cieszę się, że pan zrozumiał.
I poszedł. Myślałem, że sytuacja już się więcej nie powtórzy... Oczywiście - myliłem się...

Następnego dnia dzwoni do mnie telefon. Odbieram:
- Cześć, tu siostra Tomka, rodzice właśnie do ciebie jadą, będą za pół godziny.
- Dzięki...
Cóż, lepsze pół godziny niż nic.
Przyprowadzili jakąś parkę do tego pokoju, a ja w międzyczasie uśmiechałem się i próbowałem sprawiać wrażenie, że jest wszystko okej, że to "niebo do wynajęcia z widokiem na raj".

Niedziela była spokojna. Nikt mnie nie odwiedził. W poniedziałek z rana znowu ktoś wpada... Moje zdenerwowanie osiągnęło ekstremum. Napisałem wypowiedzenie i poszedłem mu wręczyć. Właściciel zakładał zamki w pokojach. Wieść o mojej rezygnacji przyjął całkiem obojętnie - "niech pan położy na stole, podpisze panu jak skończę". Nie pytał "jak to, dlaczego?". Ot, chciał się mnie pozbyć, albo szlag go trafiał i nie chciał usłyszeć ode mnie, że jest bezczelnym natrętem bez kultury. Po dwóch godzinach zapukał do mnie do pokoju i kazał mi opuścić pomieszczenie w celu założenia zamka.
- Ale nie umawialiśmy się na nic takiego dzisiaj?
- No jak to? Przecież wysłałem panu SMS, że wpadam dzisiaj z zamkami...
- Nie dostałem, żadnej wiadomości (prawda)...
Pogrzebał trochę i powiedział, że nie ma wszystkich części. Chciał się umówić na inny dzień, ja mu tylko rzuciłem, że mi i tak jest to obojętne, bo sobie i tak przychodzi kiedy chce.

Tak mijał kolejny tydzień, zrobił te zamki. Jak skończył, to też wpadał - a to wymienić żarówki w przedpokoju, a to podlać kwiatki (bo ja nie potrafię - a mamy autentycznie dwa kaktusy i rzeżuchę), a to wziąć firankę z kuchni do wyprania, a tu ktoś przyszedł do oglądania mieszkania, a to wpadła jego córka z chłopakiem, a to sprawdzić skrzynkę pocztową. Ot, codziennie coś nowego. Zwykle dawał wcześniej znać, kiedy będzie.

Zacisnąłem zęby i modliłem się o nowe, spokojne miejsce, z dala od natrętów. Myślałem, że już nic mnie nie zdziwi, aż tu dzisiaj dostaje wiadomość SMS:

Właściciel> Witam, Panie Mariuszu dziś ok 18.00 oglądane będą oba pokoje. Proszę o przygotowanie mieszkania.

"Oba pokoje". Czyli mój też. Nikt mnie nie zapytał o zgodę; czy będę w domu, czy nie; czy mam posprzątane, czy na środku pokoju nie leżą moje brudne majtki, czy wyjechałem, czy przyjmuje w łóżku swoją kochankę wtedy - zero. Ot, postawił mnie przed faktem dokonanym. Oto historia wiadomości:

Ja> Przykro mi, ale poki ja zajmuje to pomieszczenie, to nie udostepniam go do zwiedzania, to po pierwsze. Po drugie, jakby pan chcial cos takiego zrobic, to powinien pan wczesniej ze mna o tym porozmawiac: czy wyrazam na to zgode, oraz kiedy bede w domu. Nie ma pan prawa wejsc do mojego pokoju, ani tym bardziej wprowadzac tam innych ludzi bez mojej zgody. Absoutnie sie na to nie zgadzam. Koejny raz pokazal pan swoj brak profesjonalizmu - to juz czysta bezczelnosc i brak szacunku do mojej osoby.

Właściciel> Prosze bez chamstwa mody czlowieku! Panskie zdanie uslyszalem.

Czy to nie brzmi jak "nie pyskuj smarkaczu"?

Ja> "Bez chamstwa, mlody czowieku"? Pan mnie cay czas traktuje jak gowniarza, ktorym mozna pomiatac! Ja nie jestem Panskim synem! Jestem osoba, ktora robi z panem interesy i żądam, żeby traktował mnie Pan z godnością i szacunkiem, jak równego sobie.

Zatkało go. Po godzinie napisał "kiedy mogę udostępnić swój pokój zwiedzającym", na co odpisałem, że nie mam w ogóle takiego obowiązku.

Znalazłem w Internecie artykuł, w którym sędzia Sądu Najwyższego wypowiada się w sprawie "czy właściciel mieszkania może wchodzić do wynajmowanego lokalu bez wiedzy i zgody najemcy". Oczywiście - nie. Tekst wydrukowałem i zostawiłem mu w kopercie w przedpokoju.

Kiedy przyjechali, zamknąłem się w pokoju i udawałem, że mnie nie ma. Chciałem sprawdzić, czy mimo to wejdą sobie do mnie. Walili mi po drzwiach, ale nie zdecydowali się otworzyć ich kluczem. Siedzieli w domu dwie godziny i poszli...

Wychodząc zamknęli pusty pokój na klucz - podobnie zrobili z pokojem mojego współlokatora. Tym samym odciąli mnie od balkonu, suszarki, żelazka i kilku innych sprzętów. No i nie mogłem wyjść na fajka.

Po 22 poinformowali mnie, że jutro rano znowu przyjdą. Jest druga w nocy i napisałem ten tekst, bo już nie mogę znieść tej sytuacji. Uważajcie jak będziecie chcieli wynająć pokój. Szczególnie taki za 850 zł (sic!) na Bemowie. I nie mieszkajcie z właścicielem lokalu lub z jego rodziną - nigdy się nie będziecie czuć swobodnie i komfortowo...

Warszawa/Bemowo (imiona zostały zmienione)

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 245 (293)

#14997

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dział Obsługi Klienta jednego z operatorów komórkowych:

1.
Dzwoni klient, wyświetla mi się kancelaria prawnicza, najdroższe taryfy, klient VIP:
Klient: Dzień dobry, bo ja dzwonie w takiej sprawie - ściągnąłem sobie pornosa na telefon "Wilgotne ci*ki" i ja jestem strasznie niezadowolony. Obraz jest bardzo złej jakości i ja nic nie widzę...
Ja: ... (w pierwszej chwili mnie zamurowało, zatkałem sobie mikrofon i zacząłem się śmiać. Przeszło mi też przez myśl, że może wyświetlacz mu się zapaskudził i powinien sobie przetrzeć)
Klient: ... i w związku z tym chciałem złożyć reklamację.
Ja: Ależ proszę pana, my nie zajmujemy się dystrybucją filmów erotycznych, powinien pan to zgłościć do dostawcy takich usług. My z tym nie mamy nic wspólnego!
Klient: Ale mnie to nie interesuje, ja wam płacę pieniądze i od was chce ich zwrotu! Ja 7 zł za to zapłaciłem!

Po wyjaśnieniu klient nalegał, żeby złożyć reklamację. Kazałem mu dyktować...

2.
Klient: Proszę pana, bo ja tu od was dostałem rachunek i na bilngu mam naliczone 200 złotych za "cipki"!
Ja: WTF? (zastanawiam się co to może być, dławiąc się ze śmiechu. Wszedłem sobie na obraz faktury klienta i faktycznie - "Serwis Premium CIPKI - 200 zł"...)
Klient: Bo wie pan co, ja kiedyś w gazecie wyczytałem i wysłałem takiego SMS-a i codziennie mi przychodzą MMS-y z gołymi babami i ja za to płacę, niech pan to zatrzyma!
(w międzyczasie do słuchawki dorwała się żona klienta i wytłumaczyła mi to jeszcze raz)
Ja: (leżąc na ziemi i dusząc się) Dobrze, proszę w takim razie wysłać SMS pod numer XXX o treści "STOP CIPKI"...

3.
Klient: Ja nie mogę się dodzwonić do syna do Austrii!
(sprawdzam wszystkie usługi w systemie - połączenia międzynarodowe są aktywne, brak podobnych zgłoszeń w historii awarii, klient najprawdopodobniej wybiera nieprawidłowo numer)
Ja: Tutaj widzę, że w systemie jest wszystko prawidłowo - poproszę w takim razie o numer telefonu do syna, jaki pan wybiera.
Klient: A gówno to pana obchodzi!
Ja: ... Ale bez tej informacji nie będę mógł panu pomóc...
Klient: To niech se pan w tym komputerku poszuka, tam wszystko macie, co robie!
Ja: Przykro mi, ale niestety nie widzę takiej informacji...
Klient: Gówno! Nie podam numeru!
Ja: To ja Panu nie pomogę, do usłyszenia.

4.
Klient: Panie, jadę do Afryki, za ile będę dzwonił?
Ja: Ale do jakie kraju konkretnie?
Klient: No jak to do jakiego? No do Afryki!
Ja: Tak rozumiem, ale jakie państwo? Egipt, RPA, Tanzania, Kongo...?
Klient: Co mi pan tu pierdzielisz, no przecież Afryka to jedna jest! Pan jest niekompetentny, nie będę z panem rozmawiać!

5.
Klientka, starsza kobieta, zgłaszała problem z zasięgiem. Dział techniczny odpowiedział, że usterka została naprawiona, problem nie powinien już występować i należy o tym poinformować klientkę. Koleżanka oddzwania i informuje o wszystkim, na co klientka:
Klientka: Ale co mi tu pani odpowiada, ja cały dzień siedzę w oknie i mam przed oczami ten wasz maszt i nikt się tam przez cały dzień nie wdrapywał!

6.
Klientka dzwoni z zapytaniem, czy może sprzedać zakupiony w promocji aparat telefoniczny, czy musi nam go zwrócić. Oczywiście może z nim zrobić co zechce...
Klientka: Dziękuję panu bardzo, ale proszę tego nie wrzucać na YouTube, bo ja taką idiotkę z siebie zrobiłam...

7.
Kilka przekręconych przez klientów nazw usług:
Czasoumilacz - Czasowku*wiacz
Taryfa Kubali - Taryfa Kucharki
iPlus - ajpod
iPlusopobieracz - plusodajka

8.
Historia kolegi - dzwoni dziadek, który chciał przedłużyć umowę:
Kolega: To w takim razie proponuje panu "Taryfę Syberyjską"
Klient: (zaczyna płakać) Panie, tylko nie syberyjską, ja 10 lat na zesłaniu byłem...

9.
Klientka: Poproszę taki telefon, żeby miał fajny "desing"...

10.
Klientka: Panie, bo dostałam od was kurierem telefon i nie można z niego SMS-ów wysyłać!
Sprawdzam numer, wszystkie usługi w porządku, nakazuje klientce wejść do menu i sprawdzić, czy numer serwisu centrum wiadomości jest ustawiony poprawnie. W systemie wszystko działa, w telefonie ustawienia OK, w innym telefonie karta działa, aż w końcu po 15 minutach zapytałem:
Ja: Ale jakiś komunikat przy wysyłaniu się pojawia?
Klientka: No nie pojawia się, bo ja nawet nie mogę go napisać!
Ja: Ale jak to?
Klientka: No tak to, że ten telefon nie ma klawiatury!
Ja: A jaki pani ma model?
Klientka: (sprawdza na pudełku) Nokia 6-5-0-0 S-L-I-D-E (czyli slider, telefon z wysuwaną klawiaturą)
Ja: ... Proszę Pani, klawiatura jest chowana pod wyświetlaczem, trzeba ją wysunąć! ;)
Klientka: ... (rozłączyła się)

Dział Obsługi Klienta

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 678 (720)

1