Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sparrow

Zamieszcza historie od: 9 marca 2012 - 16:44
Ostatnio: 29 listopada 2019 - 14:20
  • Historii na głównej: 3 z 7
  • Punktów za historie: 1770
  • Komentarzy: 15
  • Punktów za komentarze: 74
 

#85668

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeglądając losowe historie, przypomniała mi się sytuacja, która miała miejsce 2 lub 3 lata temu.

Słowem wstępu - rodziciel mój jest lekarzem. I to lekarzem kilku specjalizacji, więc czasem jest on "na wagę złota". Jeździ także w karetce na wezwania. Kolejnym ważnym szczegółem jest fakt, że mimo wykonywanej profesji - sam szpitali unika jak ognia. Ostatnią ważną rzeczą jest to, że ma on problemy z kręgosłupem. Kilka razy był bliski operacji ale jednak "coś" i zabiegów nie miał robionych. Zdarzało się także, że wyskoczył mu dysk i cały dzień miał problem z tym, by się spionizować.

I tak pewnego ranka rodziciel mój miał wstać o 7, bo na 8 do pracy. Tego dnia miał właśnie jeździć "na karetce", jako jedyny lekarz (gwoli wyjaśnienia - w karetce muszą znajdować się jeden lekarz, a reszta ratownicy). Niestety po obudzeniu stwierdził, że dysk poszedł mu w plecach i to tak niefortunnie, że nawet poruszyć się na łóżku nie może. Ale jak już wyżej wspomniane - on szpitali nie lubi. Także przyjął on postawę, że może za chwile mu przejdzie, mięśnie się rozluźnią. Niestety dochodzi 7:30 a on dalej nie może się ruszyć.

Zadzwonił, więc do kolegi, z którym miał tego dnia jeździć i poinformował, że on do pracy chyba nie przyjdzie i żeby poinformował o tym "centralę". Sam "przeturlał" się na brzuch i w takiej pozycji utknął.

Pół godziny później uznał, że jest jednak źle i to bardzo. Tak więc telefon w rękę i dzwoni na pogotowie. (Tutaj chcę zaznaczyć, że sytuacja miała miejsce już jakiś cas temu, więc dosłownie nie pamiętam przebiegu rozmowy, ale sens w pełni zachowany).

D(yspozytorka): Pogotowie, w czym pomóc?
O(jciec): Dzień dobry. Wypadł mi dysk. Nie jestem w stanie się ruszyć. Czy mogłaby podjechać karetka i zabrać mnie do szpitala?
D: Dysk to nie jest stan zagrożenia życia. Z tym nie na pogotowie tylko do rodzinnego.
O: W pełni to rozumiem. Sam jestem lekarzem. Ale nie mogę się ruszyć.
D: Pójdzie pan do rodzinnego.
O: Nie mogę się ruszyć. W żadnym stopniu. Nie mogę z łóżka wstać.
D: To pan taksówką przyjedzie do rodzinnego.
O: Nie jestem w stanie dojść do taksówki.
D: Mięśnie się rozruszają, da pan radę.
O: Proszę pani. Jestem lekarzem i też pracuję w pogotowiu (ważne), to mi się nie "rozrusza".
D: Pójdzie pan do rodzinnego.

Rozmowa w ten deseń trwała kilka minut. Na co mój rodziciel już zrezygnowany po prostu się z panią pożegnał i rozłączył. Następnie zadzwonił do kolegi, z którym już rozmawiał i powiedział, że jak będą z wyjazdu wracać to żeby po niego podjechali, bo musi do szpitala jechać, a jest spacyfikowany.

Po telefonie leży dalej i czeka aż będą mieć wolną chwilę. Ja natomiast razem z rodzicielką siedzimy w pokoju i dotrzymujemy towarzystwa, bo ani się ruszyć, ani podrapać. Po chwili dzwoni jednak telefon ojca.

O: Halo? .... Tak. ... Rozumiem. ... Dobrze.

Po czym rozłącza się i śmieje pod nosem. Informuje nas, że karetka już wysłana. Dzwoniła do niego właśnie dyspozytorka przepraszając i mówiąc, że już zaraz przyjadą ratownicy.

Powód tego telefonu wyjaśnił się jak już karetka podjechała. Otóż koledzy ojca zadzwonili do dyspozytorni poinformować, żeby pilne wezwania przy których musi być lekarz przekierowywali do innego "oddziału". Bo niestety oni dziś jeżdżą bez lekarza. Bo lekarzowi dysk wypadł i nie może się dziś stawić w pracy. I tak, zgłoszenie od ratowników odebrała ta sama dyspozytorka, która rozmawiała z moim ojcem. Połączyła wszystkie fakty i dotarło do niej, że ojciec nie symuluje, nie przesadza, a i bez niego robota w miejscu stoi.

Ojciec całą sytuację skwitował tylko: "Wiem, że ona miała takie wytyczne i pretensji nie mam. Bo ludzie są dobrzy tylko system do D***".

I ciężko mi się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Tylko nie wiem co bardziej piekielne: to, że zwykły Kowalski da się spławić i będzie próbował w bólu dostać się do taksówki robiąc sobie krzywdę? To, że dyspozytornia ma konkretne wytyczne, których muszą się sztywno trzymać? Czy może cięcia budżetowe, przez które mój ojciec był tego dnia jedynym lekarzem mogącym jeździć "na karetce" i zgłoszenia były przekierowywane do sąsiednich miast?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (129)
zarchiwizowany

#69786

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To nie tyle historia a ostrzeżenie.

Właśnie zostałam dodana do zamknięte grupy na facebooku ,,wygraj karton darmowej czekolady". Akcja według założycielki polega na polubieniu postu, wpisaniu w komentarzu preferowany smak, a później zalogowania się na podanej w poście stronie. Po tym strona w ramach weryfikacji prosi nas o wysłanie SMSa. Koszt jednego wynosi ok 30 zł, a wysyłając go zgadzamy się na otrzymywanie płatnych SMSów - po trzy tygodniowo.

Jeśli to nie jest w sobie piekielne to idźmy dalej:

Zostałam dodana przez znajomą, po napisaniu do niej wiadomości okazało się, że nie zaprosiła ani mnie ani nikogo innego. Ponad to - strona pokazywała jej, że napisała pod postem komentarz co nie było prawdą. Kiedy zorientowała się, że została jakimś dziwnym sposobem do grupy, zgłosiła ją i opuściła.

Założycielem grupy jest prawdopodobnie dziewczyna. Czemu prawdopodobnie? Ponieważ jej profil został założony jakieś dwie godziny temu, a zdjęcie profilowe (prawdopodobnie dodane by uśpić czujność) zostało dodane chwilę przed założeniem grupy.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że pod postem pojawia się masa komentarzy od ludzi, którzy już wysłali sms i teraz wpisują smak czekolady.

Apeluję! Nie dajcie się podejść i powiedzcie znajomym by nie reagowali na takie posty - nawet jeśli dostaną od was zaproszenie.

facebook

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (29)
zarchiwizowany

#66258

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Gdańsk. Godzina 13. 22 stopnie na dworze. W autobusie natomiast temperatura jeszcze wyższa oraz zwiększający się zaduch. Raczej niedużo osób - kilka miejsc siedzących wolnych. W pewnym momencie słychać dźwięk otwieranej puszki. Pewna kobieta postanowiła zrobić oraz zjeść kanapki. Otworzyła więc puszkę jakiegoś mięsa w galarecie (nie wiem co to dokładnie było, bo zauważyłam jedynie logo Biedronki ale zapach był naprawdę przytłaczający)a następnie nożykiem zaczęła ciąć to to i kłaść na chleb. Zjadła - no to następny kawałek.
Może nie jest to zbyt piekielne - rozumiem, że człowiek głodny. Jednak o tej porze, tą trasą naprawdę autobusy jadą szybko więc te piętnaście minut by wytrzymała. Samo jedzenie czegokolwiek o dość mocnym zapachu w środkach komunikacji uważam za irytujące ale jeszcze puszkę otwierać? I to przy takiej temperaturze? Litości...

komunikacja_miejska

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (316)
zarchiwizowany

#58871

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia nie jest piekielna ale utwierdziła mnie w przekonaniu, że głupota ludzka nie ma granic. Historia opowiedziana przez mojego ojca:

Wezwanie. Karetka w piątkowy wieczór jedzie do kobiety skarżącej się na ból brzucha. Na miejscu (P)ani z brzuchem znaczącym oznajmia, że nie może poruszać się normalnie po domu ze względu na ,,dziwny ból podbrzusza" i ona chce już teraz coś przeciwbólowego. Co ważne dla historii, pod krzesłem na którym siedzi znajduje się znaczna plama wody. Tak więc mój (r)odziciel zadaje następujące pytanie:

R: Na kiedy ma pani wyznaczony termin?
P (oczy jak spodki): Ale jaki termin?
Tutaj konsternacja u załogi no bo ciąża jak się patrzy.
R: Termin porodu...?
P: Ale co pan? Ja mam chorą tarczycę. Po hormonach tak utyłam. (tutaj gwoli wyjaśnienia - po hormonach się tyje, to prawda ale nie TAK)
R: Proszę pani. Jest pani prawdopodobnie w dziewiątym (9!) miesiącu ciąży.
P: No pan chyba sobie jaja robi. Mam już troje dzieci. Chyba bym się zorientowała!
R (kilka wdechów): Zabierzemy panią do szpitala.
P: Jakiego szpitala?! Coś przeciwbólowego dajcie a nie mi ciąże wmawiacie!
R: A od kiedy panią boli brzuch?
P: Od paru dni.
R (nad wyraz spokojnie): A ta woda? (wskazuje pod krzesło)
P: Zsikałam się. Z bólu tak się zdarza przecież.
I tutaj mój rodziciel zaczął wątpić czy aby nie jest w ukrytej kamerze.
R: Proszę pani. TO są wody płodowe. Natychmiast musi się pani udać do szpitala.
Tu nastąpiła jeszcze kilku minutowa przepychanka słowna, że nie ,,ona w ciąży nie jest". Udało się jednak dowieźć pacjentkę do szpitala a tam ku swojemu zdziwieniu urodziła dziecko.

I teraz drodzy piekielni nasuwa mi się pytani: jakim cudem kobieta po trzech porodach nie zauważyła że jest w czwartej ciąży? I jakim cudem nie rozpoznała skurczów? Może samo to nie jest piekielne ale z takim ,,nastawieniem" zaczynam się bać o ewentualne przyszłe dzieci tej kobiety.

Gwoli wyjaśnienia - kobieta nie była z żadnej ,,patologii". Normalny domy, dzieci, mąż... Tylko nienormalna ignorancja.

Służba zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 68 (112)

#54024

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia miała miejsce mniej więcej w połowie wakacji. Powiem szczerze, że nigdy nie wierzyłam, że metoda "na wnuczka" jest skuteczna.

Obiad u dziadków z okazji imienin dziadka. Rutynowe rozmowy (co u was?; a wiecie, że ciocia, której nie znacie ma nowy samochód itd.).

Najpierw gwoli ścisłości powiem, że moja babcia ma (S)iostrę, która to ma syna (nazwijmy go (P)iotrek). S mieszka na drugim końcu Polski, a P studiuje w Anglii. Co ważne innego rodzeństwa nie posiada, a (S) innych dzieci nie ma.

(B)abcia - Muszę wam powiedzieć co mi się przytrafiło. Nie uwierzycie.
(T)ata - Co takiego?
(B) - "Na wnuczka" usiłowali mnie złapać.
Tu my już lekki zonk, bo babcia z gatunku tych co łokciami się rozpycha, numerów nikomu nie podaje, wszystko sprawdza 200 razy przed podpisaniem czegoś czy podaniem danych.
(B) - Dzwoni telefon. Odebrałam i jakiś młody chłopak mówi:

(K)łamca - Cześć ciociu!
(B) - Kto mówi?
(K) - No jak to? Ciocia ma tylko jednego siostrzeńca i nie poznaje?
(B) - (P)?
(K) - Tak, tak. A co u cioci? (tu nastąpiła gadka-szmatka przez jakieś 5 minut).
(B)- A co tam u ciebie?
(K) głos się załamuje, słychać, że łzy lecą - Bo ciociu. Ja chory jestem. Zdiagnozowali mi raka prawego płuca. Lekarze mówią, że jest szansa na wyleczenie.
(B) - Boże. To straszne!
(K) - Wiem. Tylko, że leczenie możliwe jest tylko w Ameryce. Ja już tu jestem. Z Anglii przyjechałem tydzień temu i tu pozałatwiałem. Tylko wie ciocia. Okazało się, że jednak pieniędzy mi nie starcza.
(B) tu się zapaliła czerwona lampka, jak to sama ujęła, już myśli "Osz ty cholero! Wiem o co chodzi. To się pobawimy." - To naprawdę przykre. Ale mama nie może ci dać pieniędzy?
(K) - Może, tylko jest problem. Muszę wpłacić całość w ciągu dwóch dni, a my mamy pieniądze na koncie londyńskim i jak wyciągniemy teraz to będzie kara na kilka tysięcy, a tego nie spłacimy. Może ciocia by pożyczyła? Kolega jest akurat w XYZ (miasto babci) to by podszedł i mi przesłał.
(B) - No nie mogę, bo mam na koncie emerytalnym, odsetki itd. (babcia pracowała przed emeryturą jako księgowa, więc zna się na rzeczy)
(K) - Ale ciociu! Ja oddam! Naprawdę nie da ciocia rady?
(B) - To ja może zadzwonię do (S) i popytam i jak ustalimy to...
PIP PIP PIP

Babcia na wszelki wypadek do (S) zadzwoniła, ale ona nic o chorobie nie wie. (P) jest w Anglii. rozmawiała z nim wczoraj więc pewne.

(B) w kaszę sobie nie da dmuchać. to na policję wio.
"Dała Pani jakieś pieniądze? Nie? Wyświetlacz na telefonie Pani ma, albo chociaż numer pamięta? Nie? No to przepraszamy ale nic nie zrobi."

Co mnie zastanawia: skąd (K) wiedział o tym, że babcia ma tylko jednego siostrzeńca?, skąd wiedział gdzie studiuje (P)?, skąd wiedział w jakim mieście babcia mieszka?

ludzie

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 662 (706)
zarchiwizowany

#34561

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam. Czytając historie o osobach starszych w autobusach przypomniała mi się inna, której byłam świadkiem.
Przy środkowych drzwiach siędzą [S]tarsza [P]ani i jej [M]ąż. Na oko w wieku 60. Wszystkie miejsca zajęte. Na niektórych siedzą osoby młodsze, na innych starsze. Na kolejnym przystanku wchodzi [O]na. Kobieta około 60.
Staje nad [SP] i [M]. Cóż... nikt miejsca nie ustępuje. Tłoczno nie jest, kilka osób stoi, duchoty nie ma.
- [O] (głosem nie znoszącym sprzeciwu) Ale pan to powinien ustąpić mi miejsca.
[M] patrzy na nią nic nie rozumiejąc, kiedy wtrąca się [SP]:
- Jak ustąpić? Stary jest. Nogi bolą, a pani może sobie znaleźć inne miejsce. Niech młodzi ustępują.
- [O] Ale ja chce tutaj siedzieć!
- [SP] Ale pani to chyba się na mózg rzuciło!
I tu następuje wymiana zdań okraszona wyzwiskami z obu stron. Trwało to może z dwa przystanki. W końcu [SP] nie wytrzymuje:
- Pani! On nogi nie ma!
I tutaj odchyla się na tyle bo cały autobus mógł to zobaczyć. [O] poczerwieniała i w tępie ekspresowym opuściła autobus. Wtedy [SP] odwróciła się do babuleńki siedzącej za nią:
- No widzi pani, jacy to ludzie dziś niewychowani! Zero szacunku dla starszych.
Nie wiem kto w tej historii był piekielny: [O], która mimo miejsc zajętych przez osoby młodsze uwzięła się na ludzi starszych? A może [SP], która zamiast od razu przyznać się do kalectwa męża wolała wyzywać się z kobietą, a potem przechwalać się przed innymi?

autobus

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (26)

#26800

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witamy w programie: "Ludzka głupota"! Historia nie tyle piekielna, co śmieszna.

Otóż [o]jciec mój, z zawodu lekarz, to oaza spokoju. Mało co go rusza, a jak trafi się kompletny idiota, to grzecznie nie roześmieje mu się w twarz.
Działo się to z 10 lat temu.

Pojechał on razu pewnego do pacjentki. Powód nieistotny. [P]ani dostała przykazanie, że gdyby coś było nie tak, to ma dzwonić na pogotowie.
-[O] Niech pani pamięta żeby w razie czego, dzwonić na 3x9.
Proste? Nie dla wszystkich.
Po kilku dniach przychodzi wściekła pani.
-[P] Panie! Pan mi zły numer dał! Dzwoniłam i że takiego numeru nie ma!
Ojciec lekka konsternacja no bo co on mógł pomylić.
-[O] Ale jak? Na jaki numer pani dzwoniła?
-[P] No miałam trzy razy dziewięć!
-[O] Tak...
-[P] No! I ja wybieram 27 i nikt nie odbiera!

pacjenci

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 616 (684)

1