Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Wampirzyca

Zamieszcza historie od: 17 października 2011 - 10:41
Ostatnio: 12 czerwca 2017 - 8:18
  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 1979
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 19
 

#24748

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspomniałam - jestem duża. Lotto mi to, co ludzie o mnie sądzą, ale kiedyś wpadłam na pomysł, że może zrobię niespodziankę rodzince i narzeczonemu i się odchudzę. Jako, że słabo mi szły domowe sposoby, znalazłam w googlach renomowaną Klinikę Leczenia Otyłości (bardzo ważne). Weszłam na ich stronę. Wszystko wydawało się ładne, piękne. Ceny też były "piękne", ale cóż - jak mus to mus.
Informacja na stronie głosiła, że jeżeli ktoś jest z innego miasta, to najpierw należy zadzwonić do tejże kliniki, porozmawiać z lekarzem i umówić się na wizytę. Jak każdą - tak robię, bo Klinika prawie 200 km ode mnie, więc bez sensu by było jechać na darmo:

Ja - Dzień dobry. Chciałabym się umówić na wizytę.
Recepcja: - Oczywiście, nie ma problemu. Proszę poczekać sekundę, a ja zawołam panią (D)oktor
Ja - Spokojnie, poczekam.
D - Doktor X, słucham?
Ja - Dzień dobry pani doktor, chciałabym się umówić na wizytę i podjąć u państwa leczenie, ale że mieszkam kawałek drogi, to najpierw dzwonię zgodnie z informacją na stronie.
D - Bardzo się cieszę, że wybrała pani naszą klinikę. To pierwszy krok do nowej pani. Najpierw zadam pani wstępnie kilka pytań, a później ustalimy najdogodniejszy dla Pani termin.
Ja - Bardzo się cieszę, proszę pytać.
D - Dobrze... Ile ma pani lat?
Ja - 21.
D - Ile wzrostu?
Ja - 175 cm.
D - Ile Pani waży?
Ja - xx (nie podaję, żeby nie było głupich komentarzy).
D - (słyszę odgłos zapowietrzania się) Dziecko, czy ty chodzisz ?
Ja - Yyyy?
D - Przy takiej wadze ty chodzisz? Sama chodzisz? Normalnie funkcjonujesz?
Ja - No niech sobie pani wyobrazi, że chodzę, pływam, mam narzeczonego i uprawiam seks.
D - To niemożliwe!!!

W tym momencie stwierdziłam, że dalsza dyskusja z panią "Doktor" nie ma najmniejszego sensu i podziękowałam, bo pani zaczęła mnie już prawie na stół do operacji plastycznych kłaść. Ja się tylko zastanawiam ... co oni mają za pacjentów z takim podejściem?

Klinika Leczenia Otyłości w Warszawie

Skomentuj (65) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 573 (665)

#24747

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ważna informacja - jestem duża. Druga ważna - działo się to już kilka lat temu, kiedy ciężko było dostać coś naprawdę młodzieżowego i fajnego.

Pojechałam z rodzinką na poważne zakupy (akurat dostałyśmy z siostrą trochę gotówki) więc buszujemy po sklepach. Duża Galeria Handlowa. Jakieś było moje szczęście, kiedy okazało się, iż między innymi jest tam sklep, w którym jest dział dla takich jak ja. Wiedziałam, że mają ekstra rzeczy, bo nie raz kupowałam ich ciuchy przez internet.
Pełna nadziei weszłam, ale niestety sklep duży i byłam tam pierwszy raz, więc nie bardzo orientowałam się gdzie mam szukać owego działu. Co robi w takiej sytuacji człowiek? A no pyta Pań, które tam pracują. Pech chciał, że trafiłam na (P)iekielną:

Ja - Przepraszam, czy może mi pani wskazać, w którym miejscu są takie większe rzeczy?
P - (zmierzyła mnie wzrokiem modliszki) Chyba sobie żartujesz ?!?
Ja - o.0 Nie rozumiem.
P - To jest porządny sklep! Tu się nie obsługuje takich wielorybów! Idź poszukaj czegoś w sklepie z plandekami! Hahahaha.
Ja - wtf ?!?
P - No co się gapisz?!? Wypad, bo wezwę ochronę!!!

No cóż. Awanturę jaką zrobiłam wtedy była chyba największą w moim życiu. Biegiem zleciała się ochrona i kierowniczka. Oczywiście uspokajają mnie i pytają o co chodzi. Ja po krotce wyjaśniam jak P. mnie potraktowała. Ochroniarz zrobił wielkie oczy, Piekielna zadowolona z siebie liczyła chyba, że zaraz mnie wyrzucą, a kierowniczka omal się nie zapowietrzyła. Wtedy pierwszy raz w życiu widziałam na czyjejś twarzy wszystkie kolory tęczy.

Kierowniczka zaczęła mnie bardzo przepraszać. Dostałam bon do ich sklepu + rabat i zaprowadzono mnie do odpowiedniego działu. Inna pani obsługująca mnie była szalenie miła i sympatyczna, a ja z drugiego końca sklepu słyszałam jak kierowniczka w bardzo dosadnych słowach wyjaśniała Piekielnej, że może pakować manatki i się wynosić.

H&M

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 952 (1008)
zarchiwizowany

#24745

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Było to już jakiś czas temu, ale do tej pory się z tego śmieję. Nie wiem kto był bardziej piekielny - ja czy może obsługa sklepu.

Rzecz działa się w miejscowym Hipermarkecie. Kupiłam z narzeczonym różne produkty w tym (co ważne) herbatę Nestea. Wszystko ładnie, pięknie. Zapłacone. Jedziemy do domu. Produkty wypakowane, siadamy z resztą rodzinki przy filmie, otwieram napój, piję i ... jak nie zwymiotuję. Niestety napój okazał się być zepsuty. Nie wskazywało na to nic. Ani kolor, ani konsystencja, ani data ważności (długa jeszcze). No to nie zastanawiając się długo, siup w samochód i z powrotem do sklepu. Podchodzą do BOKu i czekam grzecznie, aż Pani skończy rozmawiać. Nie wsłuchiwałam się tylko zaczęłam rozmawiać z narzeczonym, bo pewnie kobitka zajmuje się czymś ważnym. Jednak po około 10 minutach stania wreszcie zwróciłam uwagę o czym Pani tak zawzięcie rozmawia cały czas przez ten telefon. Otóż ... podawała komuś po drugiej stronie słuchawki przepis na bigos okraszony różnego typu poradami. Okey, czas może zostać zauważoną (choć trudno mnie przeoczyć!) i nadal grzecznie:

Ja - przepraszam Panią :)
(B)OKówa - czekaj Halinka ... CZEGO ?!?
Ja - o.0 przyszłam z reklamacją
B - Halinka później do Ciebie zadzwonię, bo mam klientkę (westchnięcie) no ?
Ja - chodzi mi o to, że zakupiłam u Państwa z godzinę temu napój (pokazałam), ale niestety jest on niezdatny do picia
B - (po sprawdzeniu daty ważności) ja tu nic nie poradzę. Data ważności jest dobra. Do widzenia
Ja - o.0

Stwierdziłam, że nie będę się kłócić o głupie parę złotych, wzięłam za kurtkę narzeczonego i jazda. Po zrelacjonowaniu tacie przebiegu wydarzeń, tata się wkurzył i pojechał z powrotem tam ze mną. Podeszliśmy do BOKu:

T - przepraszam, ale chcieliśmy zareklamować ten napój. On jest nieświeży!
B - (westchnięcie) no, a co ja mam z tym zrobić ?!? Data ważności jest dobra? Jest, więc do widzenia.
T - w takim razie poproszę z kierownikiem!
B - (dłuższe westchnięcie) dobra.

Z ciężkim westchnieniem wezwała przez telefon kierowniczkę, która powtórzyła to samo + opierdzieliła Nas oboje, żebyśmy nie robili z igły widły. Dała Nam w ramach rekompensaty czekoladę (szał - taką po złotówce) :] Na ich obu nieszczęście jestem złośliwym stworzeniem. Po powrocie do domu poszukałam w google adresu e-mail do kierownictwa Hipermarketu i koniec końców opisałam całą historię i wysłałam do głównego dyrektora. Uwierzcie mi, gdyby mieli inne podejście olałabym sprawę na całej linii, ale skoro nie chcieli ze mną jak z człowiekiem ... Tak czy siak zapomniałam o sprawie. Okazało się, że Oni nie. Dwa dni później siedzę w domu, a tu dzwoni telefon (domowy). Odbieram i słyszę (G)łos:

G - przepraszam, czy zastałem Panią Wampirzycę ?
Ja - tak, przy telefonie
G - najmocniej Panią przepraszam, że dzwonię tak wcześnie, ale jestem kierownikiem głównym Hipermarketu w Pani mieście ...
Ja - 0.0 (gość kaja mi się jak szalony do słuchawki, ja już zupełnie rozbudzona)
G - ja bym miał do Pani prośbę, a właściwie zaproszenie. Jakby Pani kiedyś była u Nas albo miała taką możliwość to proszę do mnie przyjść, bo w ramach rekompensaty za to co się stało mam dla Pani prezent przeprosinowy
Ja - ....
G - ja wiem, że dzwonię tak wcześnie, ale gdyby była Pani łaskawa kiedyś do mnie zajrzeć to będę bardzo zobowiązany.
Ja - wie Pan, nie ma problemu. Postaram się dzisiaj przyjechać.

Odłożyłam słuchawkę nadal w potężnym szoku. Zwykła ludzka ciekawość nie pozwoliła mi na nic innego jak tego samego dnia zapakować się do auta i odwiedzić sklep. Jakieś było moje zdziwienie, kiedy zostałam zaproszona do pokoju Pana Kierownika. Tam poczęstowana kawką/herbatką/ciasteczkami, a następnie BOKówa i Pani, która w tamten dzień "robiła" za kierownika wielce mnie przepraszały. Jednak Kierownik przebił wszystko tekstem:

K - i co chce Pani, żebym z Nimi zrobił ?!?
Ja - o.0
K - no bo wie Pani, nie może być tak, żeby One pozostały bezkarne!
Ja - wie Pan co, mnie nie chodzi o karanie tych Pań finansowo czy nie daj boże coś gorszego. Panie przeprosiły i jest luz.
K - hmm, no dobrze, ale ja i tak tego tak nie zostawię!

No cóż. Panie nadal tam pracują (na szczęście), a ja dostałam od sklepu w ramach przeprosin największą bombonierkę jaką kiedykolwiek widziałam (nawet w sklepach).

Kufland :)

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (194)
zarchiwizowany

#24743

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie dłuuugo i piekielnie :/

Historia będzie sprzed troszkę ponad 3 lat (ech, jak ten czas szybko leci). Mój tato niestety zachorował na raka. Już samo to było piekielne, ale to co się działo w czasie choroby i po jego śmierci przeszło moje najśmielsze granice. Tytułem wstępu - tata zajmował dość ważne stanowisko w największej firmie u Nas w mieście. Ludzie go znali i lubili, bo zawsze lubił pomagać. Przejdźmy do historii:

AKT I - opowiedziany przez mamę

Tatę od długiego już czasu bolał brzuch. W końcu dał się namówić mamie na badania. Zrobił, rodzice w między czasie wykupili wycieczkę zagraniczną, bo byli przekonani, że to "nic takiego", a tu niestety podczas odbierania wyników najgorsza diagnoza - rak. Tata przyjął to w miarę spokojnie, reszta najbliższej rodziny trochę mniej, ja ... bez komentarza. Co w tym piekielnego? A no reakcja mojej "ukochanej" od zawsze babci czyli matki mojego taty, kiedy zadzwonił do niej z życzeniami imieninowymi (akurat było to w dzień w którym się dowiedział o wszystkim) i przy okazji na koniec wspomniał jej o chorobie. Na co ona wystrzeliła:

B - no ale jak mogłeś mi to zrobić w imieniny ?!? to znaczy, że nie przyjedziecie ?!?

"Babcia" obraziła się na całej linii.


AKT II - opowiedziany przez tatę

Tata siedzi na korytarzu w szpitalu i czeka na konsultację w sprawie leczenia. W między czasie przychodzi (M)ężczyzna z (na oko) 13-15 letnią córką. "(L)"ekarz ich prowadzący odbył poniższą rozmowę właśnie na tymże korytarzy pełnym ludzi:

M - Panie Doktorze, to może ustalimy tak wstępnie termin ?
L - Panie, tu nie ma co ustalać (spojrzenie na Młodą), tu już nie ma co ratować. Przepraszam, ale się spieszę. Do widzenia

I poszedł.Młoda w płacz. Mężczyzna też ledwo się trzyma, ale nie może wyjść z szoku. Tata również.


AKT III - "kochana rodzinka"

Tata odszedł o drugiej w nocy. Jako, że byłam najbardziej przytomna z całego towarzystwa zadzwoniłam do mojego kuzyna (jego ojciec i mój to rodzeni bracia), żeby poinformował "babcię" i wujostwo o tym co się stało. Wszyscy na prochach, nie możemy zasnąć, ale jakoś nad ranem się udaje. O godzinie ósmej rano (pamiętam to BARDZO DOBRZE) dzwoni mój telefon. Ja ledwo przytomna z płaczu i nadal odczuwająca tabletki patrzę na ekran - (W)ujek czyli mój chrzestny i co by nie mówić, bo mojej mamie i siostrze (podobno) najbliższa rodzina. Odbieram:

Ja - cześć wujek
W - cześć Martuś. Przykro mi ... bla, bla (sorry, całości nie pamiętam). Słuchaj jest taka sprawa. Babcia do mnie dzwoniła, że jak będę z Tobą rozmawiał to, żebym Ci powiedział, żebyś na pogrzeb wzięła ze sobą akt zgonu, bo będzie jej potrzebny w PZU.
Ja - yyyyy o.0


AKT IV - "kochani znajomi"

Taty bliski (Z)najomy zaproponował mamie, że jest do jej dyspozycji, żeby mogła wszystko pozałatwiać. Godzina dziesiąta rano (czyli około ośmiu godzin "po") (M)ama wychodzi z kostnicy, a ten znajomy do niej z tekstem:

Z - wiesz co, tak sobie pomyślałem. Bo żadna z Was nie ma prawa jazdy, zresztą ten samochód jest taki duży (Mazda Premacy) to może byś mi go sprzedała ?
M - o.0


AKT V - "kochany kościół"

Od ponad 20 lat należeliśmy do Naszej parafii. Każdy u Nas w rodzinie jest tzw. "wierzący niepraktykujący". Ale jak na początku wspomniałam, tata był dość znany więc parę razy był u Nas proboszcz z różnego typu prośbami, żeby tata pomógł w swojej firmie jakoś to przepchnąć. Z tego co mi wiadomo wszystko się udało (to naprawdę duża firma i często pomagają). Wszystko działało sprawnie ... do czasu jak się okazało. Kiedy mama poszła załatwić sprawę pochówku proboszcz "dostał ataki amnezji". Mama próbowała wytłumaczyć, że Nasz kościół jest mały, a przyjdzie bardzo dużo ludzi, w tym wielu przyjezdnych z całej Polski i nie tylko i nie może być pogrzebu w Naszym kościele tylko w większym (tzw. górniczym). Po za tym tamten kościół leży niedaleko cmentarza, a firma taty załatwiła (sami z siebie) z miastem, że zamkną ulicę z kościoła do cmentarza bo będą tatę odprowadzać górnicy z latarniami (nie wiem jak to się fachowo nazywa) więc z tego względu też wygodniej. A co zrobił proboszcz, gdy mama poprosiła, że ze względu na to, że tyle lat należymy do tej parafii i się znamy to czy mógłby powiedzieć parę słów nad trumną?

Proboszcz - ale przecież ja tego człowieka nie znałem!!! no co Pani !!! Cóż ja miałbym powiedzieć? A zresztą nie u mnie pogrzeb to nie będę się wysilał.


AKT VI - "kochana rodzinka cz. II"

Dzień przed pogrzebem zadzwoniła do mnie "babcia", żeby PRZYPOMNIEĆ mi, abym nie zapomniała o akcie zgonu, bo ona musi to jak najszybciej do ZUSu dostarczyć i do PZU.


AKT VII - gapie

Jak już wspomniałam pogrzeb taty był (durnie to zabrzmi, ale nie mogę znaleźć innego wytłumaczenia) bardzo uroczysty i widowiskowy. Nie na co dzień widzi się morze górników w każdym kolorze pióropuszy, tłumy ludzi, a szczególnie nie na co dzień można zobaczyć orszak z górnikami niosącymi prawdziwe górnicze lampy przy otwartym samochodzie z trumną ... odprowadzali go na "ostatnią szychtę". Szczytem jednak była kobieta, która latała dookoła mnie, mojej młodszej siostry i tychże górników i cykająca fotki jak oszalała. Omal nie zabiłam jej wzrokiem, ale po chwili ktoś jej "dobitnie" wyjaśnił, że chyba przegina. Najbardziej zaskoczyła mnie reakcja "naszych - miastowych" kierowców, którzy złorzeczyli na czym świat stoi, że droga zamknięta itd itp (póki któregoś bardziej krewkiego nie uspokoił policjant), a kierowcy z innych miast czy województw, którzy akurat byli w pobliżu (przez Nasze miasto przebiega tzw. przelotówka) albo ściągali czapki jak przechodziliśmy albo chylili głowy.


THE END

ps. jedynym dobrym akcentem było to, że mimo iż wiedziałam jak bardzo tata był lubiany itd to to co zobaczyłam po wyjściu z kościoła prawie mnie wmurowało w ziemię. Jeżeli można tak powiedzieć to był to naprawdę piękny pogrzeb i wiele osób, które na Nim było, później mi opowiadało, że byli zdumieni, że wiedzieli, że to "będzie coś" ale nie spodziewali się czegoś takiego i najważniejsze ... że tata w pełni zasłużył na to. Ot, taki sympatyczny akcent na koniec.

szpital / kościół "kochana rodzina" "znajomi"

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (212)

1