Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

etorfina

Zamieszcza historie od: 22 grudnia 2012 - 16:39
Ostatnio: 23 czerwca 2013 - 15:17
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 635
  • Komentarzy: 35
  • Punktów za komentarze: 136
 

#49515

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wiadomo z poprzedniej historii, towarzyszami do moich spacerów są dwa dosyć spore malamuty. Oto kilka przykładów bezmyślności z jaką się spotkałam, niestety niejednokrotnie:

1. Przechodzę przez pasy na stronę ulicy, po której idą dwie dziewczyny (późna podstawówka/wczesne gimnazjum). Jedna z nich ma na smyczy małego psa, taka słodka mała kulka :) dopiero kiedy przechodziłam na drugą stronę zauważyłyśmy się, na co ja automatycznie złapałam za kolczatki, więc co w takim momencie robi młoda dziewczyna? Oczywiście szybciutko podciąga za smycz psa do góry, nie nie schyla się po niego, ale zwija smycz prawie jak kabel. Na mój opiernicz od góry do dołu, że młodemu psu może w ten sposób zrobić ogromną krzywdę, wymienienie konsekwencji przeprosiła i widać było, że dotarło.

2. Paniusia widząc jak jej york biegnie do moich, reagowała jedynie idiotycznym śmiechem, a fakt, że rzucił się na dwa malamuty kilkunastokrotnie większe od niego skwitowała tym, że powinny mieć kagańce i najlepiej jakby je uśpić. To nic, że jej pies był nawet bez smyczy i to on zaatakował.

3. Sadzanie dzieci na psach. Na prawdę, ludzie mają takie pomysły. Nie ważne czy dziecko ma roczek, dwa, czy cztery, rodzic myśli, że podchodząc od tyłu albo rzucając szybkie "można?" i nie czekając na odpowiedź, podnosząc dziecko i sadzając na malamucie nie robią nic złego. Po pierwsze, pies nie jest ze stali, nawet jak jest duży to nie służy do noszenia dzieci. Po drugie nawet człowiek wzięty z zaskoczenia różnie by zareagował, więc nie rozumiem jak można DZIECKO posadzić na psie którego się nie zna?! Kilka dosadnych słów i zazwyczaj rozumieją, że nie życzę sobie takiego zachowania, ale nie widzą w tym nic złego.

4. Rzucanie słodyczy. Ja rozumiem, że ciepło, że dzieci wychodzą z domów, rozumiem i pochwalam, ale kawałki czekolady, oblepione landrynki lądujące tuż przed psem nie są niczym fajnym, kiedy dzieje się to co spacer. Psy mają swoje jedzenie, nie potrzebują dokarmiania.

5. Raz banda chłopaków miała niesamowitą radochę próbując rzucać kamieniami w psy. Brawo.

6. Twój pies zauważając moje zaczyna szczekać? Uderz go! Nie klaps, ale kilka razy zdziel go po głowie, pewien pan jest w tym mistrzem. Ciekawe czy jego rodzice/opiekunowie też tak wychowywali?

7. Robi się ciepło i zaczyna się sezon na zamykanie psów w piekarniku. Oj, przepraszam - w samochodzie. Co z tego, że nagrzany i nie ma przepływu powietrza? Jeden telefon do panów ze Straży Miejskiej i zawsze szybko sprawa zostaje załatwiona.

Jeśli chodzi o dzieci to z nimi jest najlepiej- wytłumaczę dlaczego czegoś nie powinno się robić itd i widać, że większość z nich łapie o co chodzi, przepraszają, zazwyczaj kończy się na pogłaskaniu psiaków. Gorzej jest z rodzicami, którzy potrafią zwyzywać od 'niewychowanych gówniar' itd tylko dlatego, że nie pozwalam im na zachowania które są niebezpieczne dla dziecka. Tylko, że oni dają przykład swoim dzieciom, niestety nie zawsze w tej kwestii dobry.
Dlatego uczulam - nie znacie psa, nie wiecie jak się zachowa, nie ryzykujcie zdrowia czy życia dziecka.

między blokami

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 364 (510)
zarchiwizowany

#45202

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam,
dopiero teraz szczerze rozumiem tych piszących, że "jeszcze nimi telepie". Muszę nakreślić kilka bardzo istotnych faktów. Mam dwa malamuty (http://pl.wikipedia.org/wiki/Alaskan_malamute). Są to psy duże, z natury mające niesamowitą siłę, więc wieczorami kiedy na mieście jest mniej ludzi niż w południe, wychodzimy na kilkukilometrowe spacery. Mimo tego, że mogą wyglądać groźnie, tak zdarza się, że zaczepiona przez rodziców pozwalam dziecku podejść, pogłaskać, czasami ktoś zapyta ile trzeba z nimi chodzić itp. Obydwa są przyjazne, spokojne, nie tyle z wytresowania- co z natury, dlatego chodzę z nimi bez kagańca. Najgrubsze z możliwych kolczatek, umacniane skórą, grube smycze dopinane do kolczatek podwójnie, wszystkie szczepienia w normie, M. z lewej nogi, D. z prawej. Jeśli widzę, że ktoś akurat puścił psa luzem, zawsze, ale to ZAWSZE krzyczę na wszelki wypadek, czy mógłby go chwilę potrzymać. Zazwyczaj uśmiechają się i albo wołają je do siebie, albo przypinają smycz, albo zapewniają, że pies nie jest agresywny i nie rzuci się na M. i D.,to przechodzę z dystansem trzymając je za kolczatki.
Ale cofnijmy się dzisiaj do godziny 19...
Idziemy między blokami i z daleka widzę blond Paniusię w pełnym makijażu, wystrojoną i biegające wokół jej nóg coś co było chyba yorkiem miniaturką. M. i D. złapałam za kolczatki i zdziwiłam się widząc, że to małe coś biegnie na dwa psy, sięgające mi do połowy ud. Szczekało i biegło a pańcia śmiała się, myśląc chyba, że jej maleństwo będzie się z moimi bawić. Kwestia kilku sekund, i york podbiegając do D... rzucił się na niego! Zauważyłam, że im mniejszy pies, tym głośniej szczeka ale nigdy dotąd, żaden oprócz podbiegania i zaczepiania moich, olewany nie rzucał się bezmyślnie z pazurami.
Łatwo się domyślić co zrobił D. jak york rzuciwszy się mu na łeb zjechał po pysku i został nim złapany. Pańcia w pisk. M. stoi grzecznie przy lewej nodze niewzruszony. Ja szarpnęłam D. na tyle mocno, że wypuścił ze szczęk to małe coś. Zaczął warczeć, kiedy to upadło na asfalt, zerwało się na łapy i rzuciło kolejny raz gryząc D. w łapę. To dawaaaj! Zmów wziął bezmyślnego kundla w pysk i odrzucił na bok. Pańcia nadal piszczy a mi coraz trudniej tak utrzymywać D., żeby nie zagryzł psa, który ponownie się na niego rzucał. Krzyknęłam jej żeby zabrała yorka bo sama nad nimi nie zapanuję i utrzymywałam D. za swoimi nogami odganiając Y. który upatrzył sobie teraz moją nogę za cel. Podbiegła, złapała na ręce i zaczęła obcałowywać Y. Wyglądała na 2-3 lata starszą ode mnie i wrzasnęła:
Ja- J, Pańcia- P,
P: Masz szczęście gówniaro, że na policję nie dzwonię! Te bestie powinny w kagańcach chodzić! Jakbym chciała to by Ci je uśpili!
I tu mnie szlag trafił.
J- Przepraszam panią (z naciskiem na to drugie słowo), ale to pani pies bez kagańca ani smyczy rzucił się na moje i do tego nie robiła pani nic tylko piszczała jak opętana! Nie tknął by go nawet gdyby to nie podbiegło i nie próbowało nawet nie wiem co zdziałać! Gdyby chciał to by go zagryzł, a nie odrzucał na bok, z każdym kolejnym skokiem tego czegoś.
P- To ja pójdę do domu po telefon i zobaczymy co wtedy! Gówniara niewychowana.
J- Tak się składa, że mam telefon przy sobie (tu widać było jej zmieszanie połączone ze strachem) i bardzo chętnie zadzwonię po straż miejską, bo szczepione, łagodne psy pod opieką pełnoletniego właściciela nie muszą nosić kagańca, a to było tylko w obronie przed pani psem.
Pańcia momentalnie dobiegła do klatki w bloku i zniknęła pomrukując coś pod nosem.
Dopiero odchodząc kilkadziesiąt metrów dalej poczułam jak bardzo ręce mi się telepały i jak zdenerwowała mnie ta sytuacja.
M. i D. potrafią być z kotami w ogródku, są bardziej łagodne od nich. Powiecie, że powinnam mieć kaganiec? Gdyby były agresywne to owszem, ale sami na pewno znacie psy, które są mimo swojej wielkości potulne jak baranki.
Najbardziej denerwuje mnie bezmyślność pańci, która widząc, że jej york miniaturka biegnie na dwa malamuty nie zareagowała, tylko się śmiała i nawet nie próbowała reagować widząc, że stoję pośrodku 3 psów, próbując rozdzielić dwa z nich. Nie tylko zwierzęta, ale i człowiek w przypadku zaatakowania broni się jak tylko może, dlatego byłam jeszcze bardziej zaskoczona widząc, jak mimo wszystko delikatnie D. odrzucał yorka na bok.
Właściciele psów bądźcie czujni, miejcie oczy dookoła głowy, bo to, że Wy macie łagodne psy na smyczy nie znaczy, że ktoś będzie też myślał.

Idiots, idiots everywhere.

miasteczko niedaleko Lublina

Skomentuj (73) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (252)

1