Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ivan667pl

Zamieszcza historie od: 6 listopada 2011 - 22:15
Ostatnio: 7 lipca 2016 - 14:53
  • Historii na głównej: 7 z 14
  • Punktów za historie: 6194
  • Komentarzy: 60
  • Punktów za komentarze: 308
 
zarchiwizowany

#51760

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dopadła mnie ostatnio piekielność na pewnym portalu o złych ludziach i historiach z nimi związanych.

Najpierw pojawił się Luby, za nim przyszła Luba, niestety nie przyszedł chłopak ani dziewczyna, partner i partnerka też nie, nie pojawili się także małżonkowie...

...całe szczęście bo potem spadła KURTYNA, cały magazyn KURTYN...


ps
gdzie Wy je kupujecie, te kurtyny?

internet

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (22)

#22471

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O Poczcie Polskiej - nie wiem dlaczego piszę jeszcze słowo Poczta wielką literą.

Jako student mieszkałem w akademiku przez 5 lat.
Normą było, że listonosz nie nosił żadnych poleconych (że o paczkach nie wspomnę) do naszego akademika. Jedynie listy zwykłe raczył podrzucać na portiernię.
Wielokrotnie, mimo iż byłem w pokoju i czekałem na coś ważnego - zawsze dostawałem awizo, chyba już wcześniej wypisywał, jak w innej historii, którą na piekielnych dziś czytałem.

Oczywiście takie awizo można było zrealizować tego samego dnia ale po godzinie 18 lub kolejnego dnia od rana.

Któregoś tam już razu czekałem na mega pilną przesyłkę, musiałem ją odebrać i zaraz po tym jechać w 600km trasę. Ogólnie sytuacja podbramkowa.
Skoro tak pilnie, to czekam niemal w oknie na listonosza, pani portierka powiadomiona o sytuacji, umówiłem się z nią, że jak będzie paczuszka to smsa mi wyśle, złota kobieta.

Efekt - dostaję smsa, że listonosz był i zostawił AWIZO!!!
Biegiem na pocztę z awizo po paczkę.
Na poczcie niemiła babeczka(B) pretensjonalnym tonem:
B- Nie widzi co pisze, po 18!!!
J- Nie widzi co pisze? "listonosz nie zastał odbiorcy" - BZDURA, JESTEM W DOMU!! Więc proszę o paczkę teraz!!!
Wniknęła z tego niezła awantura, a listonosz wychyla się z kanciapki żując kanapeczkę i gada, że on nie musi nosić do akademika niczego!
Co za bełkot, zamówiłem coś z allegro, zapłaciłem za usługę pocztową, czy jestem gorszy przez to, że mieszkam w akademiku? Niech mi pokaże jakiś przepis na to!
Dodam, że ten punkt pocztowy jest oddalony od akademika 100m.
Oczywiście paczka została mi wydana.

poczta

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 600 (638)

#22392

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Super Hiper Market, nieistotne który.

Podjeżdżam z dziewczyną pod kasy, wózkiem napakowanym jak arka Noego, wybieramy korzystną kolejkę (o zgrozo) i czekamy.
Urozmaiceniem było oglądanie ulotek wiszących nad głowami i obserwacja innych ludków.
Po kilku minutach dziewczyna zauważa banner nad nami - Promocja winogrono białe 3 lub 4 zł, nie pamiętam ile dokładnie, ale mimo letniej pory było mega tanio.
To co, ja skoczę po kilogram, a dziewoja niech czeka w kolejeczce.
Dwa susy i byłem na dziale warzywno owocowym - a tam apokalipsa, nie liczyło się nic prócz tych winogron. Miałem wrażenie że odbywają się jakieś dożynki, czy żniwa winogronowe!
Dopchać się tam graniczyło z cudem bez stosownego oręża.
Obrót na pięcie i kierowałem się do kas z powrotem gdy zauważyłem stadko kilku moherów.
Szok, porwały kilka drewnianych skrzynek z winogronem na ubocze, do tego rolkę woreczków foliowych...
Zgadnijcie, co te panie czyniły...

Zrywały grona z kiści i wrzucały dorodne owocki do woreczków, a gałązki i ewentualne zgniłki czy niedojrzałki eliminując, wszak WINOGRONO NA WAGĘ JEST, to co będzie za patyki płacić!

sklepy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 685 (765)
zarchiwizowany

#22393

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczesne lata 90, początki promocji czy degustacji w Polsce.
Kwiatki z osiedla:
Sąsiadka wracająca z supersamu z własną tacą, na której pieczołowicie ustawione w piramidkę plastikowe kubeczki pełne pewnej kawy - przecież dawali za darmo.
Potem te kubeczki były ozdobą kuchni tej sąsiadki!

Przedsionek rzeczonego supersamu. Panie przelewają do butelki 2l typu PET soki owocowe z kubeczków-próbek wysępionych na degustacji w owym sklepie. Smak nieistotny, byle zapełnić butelkę.

Dziadunio przy jogurtach, stoi z hostessami aż skończy się im zapas danonków.

To były czasy :)

sklepy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (199)

#21812

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniał mi się historyjka z dzieciństwa trochę piekielna a bardziej śmieszna.

Jak to około 10-letni gówniarz, całymi dniami uganiałem się z chłopakami z osiedla za piłką.

Graliśmy któregoś dnia jak zwykle w nogę, dołączył do nas chłopak z zespołem downa, przychodził na nasz plac z matką w miarę regularnie, czasem jak miał ochotę to grał z nami. Było też tak i tym razem.

Podczas przerwy pasjonującej rozgrywki wyjął z kieszeni pudełko z landrynkami, takie tekturowe, z którego można wysypać cukierka przez mały otwór.

Wszystkich nas ładnie poczęstował, sam sobie też zapodał jednego, stoimy, gadamy po czym chwilę później widzimy jak chłopak wyjmuje z buzi tego cukierasa i pakuje z powrotem do pudełeczka...
Normalnie nówki nieśmigane te cukierki :)

Był to dzień mistrzostw w dyskretnym wypluwaniu cukierków na czas :)

osiedlowe podwórko

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 833 (907)
zarchiwizowany

#22168

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed kilku lat, z czasów gdy jeszcze mieszkałem z rodzicami.
Ze znajomymi urządzaliśmy sylwestra w mieszkaniu moich rodziców.
Impreza jak impreza, paczka przyjaciół się bawi.
Regularnie od powiedzmy 20:00 nękani byliśmy telefonami w stylu: "dobry wieczór, zamawiam pizze dużą hawajską..."

W kwestii wyjaśnienia, sytuacje te zdarzały się już wielokrotnie. Dosyć znana w miasteczku pizzeria ma końcówkę numeru 132, nasze mieszkanko zaś 123. Każdemu głodnemu było to tłumaczone jak mantra.

Do czasu gdy poziom alko we krwi nie przekraczał 2 promili, grzecznie tłumaczyliśmy rozmówcom o pomyłce, po przekroczeniu limitu 2 promili zaczęliśmy przyjmować zlecenia. Żeby nie było, miasteczko niezbyt wielkie, a rozmówców można było poznać że dzwoni po raz kolejny mimo tłumaczeń o pomyłce. Zabawa przednia, jakie sosy do pizzy, może coś do picia...

Po północy zaczęły się telefony od oburzonych głodomorów: "gdzie moja pizza??"

Odpowiedź była jedna, pizza driver utknął na***any w zaspie. Szczęśliwego Nowego Roku!!

gastronomia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (237)

#21447

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Święta przypomniały mi o podróży "ze świąt" sprzed dwóch lat.

Jako że miałem prawie 600km od rodziców do domu, to też zmuszony byłem wyjechać 26 grudnia tuż po północy. Jak planowałem tak zrobiłem, wsiadłem po północy w samochód i ruszyłem w samodzielną podróż.
Zbyt daleko nie ujechałem, jakieś 30km i strzeliła mi opona, powiem nawet że dość efektownie to zrobiła, bo nawet trochę mną zarzuciło, ale że noc, las, droga pusta to i nic się nie stało. Opona była lewa przednia, co ma znaczenie.
Zakląłem szpetnie, w końcu las, noc i te nieszczęsne minus ileś stopni, a tu trzeba wysiadać z ciepłego wnętrza.

Jako że jestem świadomym kierowcą, a przynajmniej staram się, to nie wyłączałem świateł, zostawiłem postojowe, do tego awaryjne, trójkąt ostrzegawczy jakieś 100m wcześniej rozstawiłem, ubrałem kamizelkę odblaskową i do roboty.

Męczę się z kołem na mrozie, podnośnik, klucz, śruby, nawet spoko idzie.
Co jakiś czas samochody mnie ładnie omijają, a co ważne droga była pojedyncza, lecz z dużymi poboczami, wydzielonymi liniami, więc auto nie zajmowało właściwego pasa ruchu nawet o cm, ja owszem jeśli operowałem przy kole, ale po to kamizelka na sobie.
Trafiło się kilku entelegentów, którzy mimo że nic nie jechało z przeciwka to nawet nie drgnęli i śmigali mi tuż za plecami. Ale przebił wszystkich pewien ciul, odkręcałem już ostatnią śrubę gdy nadjechał on, książę.
Jechał praktycznie tuż po linii oddzielającej pas pobocza od pasa właściwego, odskoczyłem za auto a baran przejechał po kluczu który porzuciłem w ucieczce. Żałowałem że klucz ten nie wbił mu się w oponę, mógłbym wtedy wsadzić mu mój trójkąt ostrzegawczy w wiecie co.
Książę pojechał, a ja straciłem jakieś 20 minut na odszukanie klucza który poleciał CHGWG (ch. go wie gdzie).

Finalnie klucz znalazłem, koło zmieniłem, pozbierałem zabawki, zdjąłem kamizelkę, kluczyk w stacyjkę, pyk pyk pyk, akumulator padł. W tym momencie musiałem wyglądać głupio, gryząc kierownicę :)

Dobry jednak tego wieczoru, zostawił dla mnie trochę szczęścia. Stałem na lekkim wzniesieniu i udało ruszyć na tzw pych.
Pozdrawiam cię książę.

polskie drogi

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 583 (639)
zarchiwizowany

#21815

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z lat 70 opowiedziana dziś przez mojego znajomego.

Znany lokal restauracyjny w Szczecinie, otwarty do 24, koledzy wchodzą chwilę po 23, zajmują stolik i zamawiają piwko, grzecznie przy tym pytając kelnerkę czy można zamówić coś na ciepło mimo późnej pory.
Elokwentna inaczej kelnerka wypaliła:
" Kuchnia u nas działa do zamknięcia lokalu ale o tej porze u nas to goście już nie zamawiają tylko powoli się wypróżniają"

Zatkało kakao
:)

gastronomia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (231)

#21734

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika poszukiwacza pracy.

Trafiłem ze 3 lata temu na rozmowę kwalifikacyjną do pewnego biura pośrednictwa nieruchomości. Szukałem wtedy pracy każdej, prócz akwizycji.
Biuro mieściło się w obskurnej kamienicy, ciekawe miejsce dla firmy trudniącej się obrotem nieruchomościami.
Godzinę spotkania miałem wyznaczoną z dokładnością do 5 minut, nie pamiętam dokładnie ale coś w stylu 11:15.
Przybyłem na miejsce jakieś 15 minut przed określonym czasem, zastałem tam jeszcze kilka duszyczek zgromadzonych w tym samym celu. Każda pospiesznie wychodząca osoba miała raczej niewyraźny wyraz twarzy. Jedna z nich nawet stwierdziła że to strata czasu, ale skoro jestem to sprawdzę na własnej skórze co oferują.
Nadeszła moja kolej.
Przywitało mnie grono rekrutacyjne, gadka szmatka o dotychczasowym doświadczeniu, wszystko milutko, Pani przewodnicząca komisji nie kryje zadowolenia moją skromną osobą - cud miód.
Przechodzimy do meritum - warunki zatrudnienia, wynagrodzenia, itp.

Oferują:
- umowa zlecenie
- szczere oświadczenie, że przez pierwsze 3-4 miesiące nie zarobię nic, bo to czas na wdrożenie, zdobycie klientów, po tym okresie powinna pojawić się jakaś pierwsza prowizja.

Oczekują:
- pełnej dyspozycyjności 6, a czasem 7 dni w tygodniu, gdyby trzeba było pokazać dom/mieszkanie klientowi, praktycznie o każdej porze dnia
- własnego samochodu, z własnym paliwem
- własnej komórki (pani przechwalała się, że jak coś, to może mi załatwić super duży abonament w super cenie)
- stałego dostępu do internetu, najlepiej mobilnego z laptopem i drukarką, ale wie pan takiej przenośnej, żeby można było umowy drukować np u klienta
- dobrze jakbym miał jakąś inną pracę przez te pierwsze miesiące żebym im nie umarł z głodu.

Moja szczęka poturlała się gdzieś pod biurko, sporo czasu zajęło mi pozbieranie jej.
Pani zadowolona z siebie pyta kiedy mogę przyjść na szkolenie, mógłbym przyjechać swoim samochodem, to ktoś z firmy pokaże mi w terenie jak się pracuje na żywo.

Podziękowałem i powiedziałem że tego właśnie szukałem, to praca która jest dla mnie. Właśnie po to kończyłem 5 lat technikum, 5 lat studiów żeby móc popracować NA TAKICH WSPANIAŁYCH LUDZI JAK ONA.
I wyszedłem.

PRACA-REKRUTACJA

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 792 (824)
zarchiwizowany

#20349

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niedawno wybraliśmy się z Lubą do marketu budowlanego na drobne zakupy. Jednym z punktów listy były pojemniki do szafy.

Weszliśmy w odpowiednią alejkę zawierającą całą gamę koszy, pudeł, pojemników i czego dusza zapragnie w tej dziedzinie.

Oprócz nas w alejce był jeszcze jakiś klient i pewna dama [D]70 plus.
Dama makijaż mocny jak na swój wiek i nieco dziwne zachowanie.

Podeszliśmy w interesujący rejon i szukamy szukamy a babeczka tak się dziwnie kręci koło nas, to z lewej to z prawej. Ewidentnie czegoś chce, ale nic- olaliśmy.

Kątem oka ją obserwowałem, takie same zabiegi stosowała do innego klienta.

W końcu wziąłem interesujące pudło do ręki a ona do mnie:

[D]- chyba nie zamierza Pan tego kupić?

[J]- a i owszem zamierzam

[D]-Pudełko może i ładne... ale ta nazwa...

[J]- co nazwa?

[D]-no Pan zobaczy, K-U-R-W-E-R - to nie wypada tak!

[J]-ja w śmiech z żoną, klient co stał przy nas zbiera szczękę z podłogi :)

Babcia się zmyła wykrzykując K-u-r-w-e-r K-u-r-w-e-r
Na metce oczywiście znane bądź mniej znane logo firmy Curver

CIASTORAMA

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (180)