Profil użytkownika
noidea
Zamieszcza historie od: | 27 listopada 2014 - 11:53 |
Ostatnio: | 23 lipca 2016 - 14:38 |
- Historii na głównej: 2 z 2
- Punktów za historie: 741
- Komentarzy: 8
- Punktów za komentarze: 48
Historia o pogrzebie http://piekielni.pl/69485 przypomniała mi sytuację, której jakiś czas temu byłam świadkiem.
Mój sąsiad został zabity przez swojego ojca. Chłopak młody, raptem 25 lat, mała miejscowość = dla niektórych sensacja miesiąca. Jak można było się spodziewać na pogrzebie chłopaka zjawiły się tłumy ludzi, rodzina, znajomi, przyjaciele, w tym oczywiście grupa gapiów. Nie byłam zbyt związana z chłopakiem, znałam go z widzenia, więc szłam na końcu całej procesji. Za mną szło dwóch panów, mogli mieć ok 60 lat, więc wydawałoby się powinni wiedzieć, jak w takich sytuacjach się zachować. Jak ja się myliłam!
Ida panowie za mną i nagle słyszę, jak jeden drugiemu opowiada o paskudnej infekcji oka i innych swoich przygodach zdrowotnych, drugi mu wtóruje, a ani myślą, żeby mówić choćby szeptem. Zwróciłam panom uwagę, że takie tematy może jednak nie w tym miejscu i okolicznościach, w końcu jesteśmy na pogrzebie 25-letniego chłopaka, wypada oddać odrobinę szacunku, w końcu po to tu jesteśmy prawda?
W odpowiedzi dowiedziałam się, że jestem niewychowaną gówniarą i powinnam się nauczyć, żeby nie wp... nosa w nie swoje sprawy.
Mój sąsiad został zabity przez swojego ojca. Chłopak młody, raptem 25 lat, mała miejscowość = dla niektórych sensacja miesiąca. Jak można było się spodziewać na pogrzebie chłopaka zjawiły się tłumy ludzi, rodzina, znajomi, przyjaciele, w tym oczywiście grupa gapiów. Nie byłam zbyt związana z chłopakiem, znałam go z widzenia, więc szłam na końcu całej procesji. Za mną szło dwóch panów, mogli mieć ok 60 lat, więc wydawałoby się powinni wiedzieć, jak w takich sytuacjach się zachować. Jak ja się myliłam!
Ida panowie za mną i nagle słyszę, jak jeden drugiemu opowiada o paskudnej infekcji oka i innych swoich przygodach zdrowotnych, drugi mu wtóruje, a ani myślą, żeby mówić choćby szeptem. Zwróciłam panom uwagę, że takie tematy może jednak nie w tym miejscu i okolicznościach, w końcu jesteśmy na pogrzebie 25-letniego chłopaka, wypada oddać odrobinę szacunku, w końcu po to tu jesteśmy prawda?
W odpowiedzi dowiedziałam się, że jestem niewychowaną gówniarą i powinnam się nauczyć, żeby nie wp... nosa w nie swoje sprawy.
cmentarz
Ocena:
189
(337)
Opowiem wam dzisiaj historię, w którą sama bym nie uwierzyła, gdybym nie była jej świadkiem.
Musiałam pójść dzisiaj na dyżur swojej pani [P]romotor, aby odebrać pracę i uzyskać wpis do karty (wierzcie lub nie coś takiego ciągle istnieje). Zaprosiła mnie do gabinetu, dała pracę z naniesionymi poprawkami, powiedziała, żebym usiadła, przyjrzała się a następnie ją omówimy. Jak powiedziała tak zrobiłam, więc siedzę sobie spokojnie, a pani w międzyczasie przyjmuje studentów aby dać im wpisy. Wtedy właśnie weszli ONI. Dwóch [Ł]ebków.
Ł: Przyszliśmy po wpisy.
P: Jaka ocena?
Ł: No nie ma oceny.
p: No dobrze, to nazwiska poproszę.
Ł: X, Y.
P: Ale panowie mi pracy nie oddali, to jak mam wpisać ocenę?
Ł: No nie oddaliśmy, ale musimy zaliczyć sesję, więc przyszliśmy, żeby nam pani wpisała.
P: Ale co ja mam wpisać, skoro nie dostałam pracy na zaliczenie?
Taka przepychanka trwała kilka dobrych minut, po czym pani promotor stwierdziła, ze pójdzie im na rękę i w piątek przyjmie od nich pracę, wpisze im ocenę z datą terminu poprawkowego. A panowie do niej tak:
Ł: Ale jak to sobie pani wyobraża? Jak my mamy napisać pracę do piątku? Nie zdążymy. Kiedy mamy zrobić badania?
P: A to już nie jest moja sprawa, mieliście na to mnóstwo czasu.
Ł: No ale my przecież nie zdążymy, nie damy rady. Jak mamy to zrobić? Musimy zaliczyć sesję przecież!
P: Panowie, inni mieli dokładnie tyle samo czasu to wy. Skoro oni dali radę, nie ma wyraźnego powodu, dla którego wy mielibyście nie dać.
Ł: WIE PANI JAK ONI TO ZROBILI? WIE PANI? WYMYŚLILI WSZYSTKO.
Jakby ktoś z UŁ zdziwił się, że promotor sprawdza wiarygodność jego badań, niech już się nie dziwi.
Tadaaaam.
Musiałam pójść dzisiaj na dyżur swojej pani [P]romotor, aby odebrać pracę i uzyskać wpis do karty (wierzcie lub nie coś takiego ciągle istnieje). Zaprosiła mnie do gabinetu, dała pracę z naniesionymi poprawkami, powiedziała, żebym usiadła, przyjrzała się a następnie ją omówimy. Jak powiedziała tak zrobiłam, więc siedzę sobie spokojnie, a pani w międzyczasie przyjmuje studentów aby dać im wpisy. Wtedy właśnie weszli ONI. Dwóch [Ł]ebków.
Ł: Przyszliśmy po wpisy.
P: Jaka ocena?
Ł: No nie ma oceny.
p: No dobrze, to nazwiska poproszę.
Ł: X, Y.
P: Ale panowie mi pracy nie oddali, to jak mam wpisać ocenę?
Ł: No nie oddaliśmy, ale musimy zaliczyć sesję, więc przyszliśmy, żeby nam pani wpisała.
P: Ale co ja mam wpisać, skoro nie dostałam pracy na zaliczenie?
Taka przepychanka trwała kilka dobrych minut, po czym pani promotor stwierdziła, ze pójdzie im na rękę i w piątek przyjmie od nich pracę, wpisze im ocenę z datą terminu poprawkowego. A panowie do niej tak:
Ł: Ale jak to sobie pani wyobraża? Jak my mamy napisać pracę do piątku? Nie zdążymy. Kiedy mamy zrobić badania?
P: A to już nie jest moja sprawa, mieliście na to mnóstwo czasu.
Ł: No ale my przecież nie zdążymy, nie damy rady. Jak mamy to zrobić? Musimy zaliczyć sesję przecież!
P: Panowie, inni mieli dokładnie tyle samo czasu to wy. Skoro oni dali radę, nie ma wyraźnego powodu, dla którego wy mielibyście nie dać.
Ł: WIE PANI JAK ONI TO ZROBILI? WIE PANI? WYMYŚLILI WSZYSTKO.
Jakby ktoś z UŁ zdziwił się, że promotor sprawdza wiarygodność jego badań, niech już się nie dziwi.
Tadaaaam.
Uniwersytet
Ocena:
452
(504)
1
« poprzednia 1 następna »