Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

piekielnareisa

Zamieszcza historie od: 16 grudnia 2012 - 1:00
Ostatnio: 15 maja 2013 - 9:47
  • Historii na głównej: 0 z 5
  • Punktów za historie: 1373
  • Komentarzy: 9
  • Punktów za komentarze: 94
 
zarchiwizowany

#50300

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Weekend na wsi.
Lokalizacja: Dom Teściów.
Scenka właściwa:
Przekraczamy próg, ja z Młodym i Luby z Panem Psem.
Dialog Teściowa i Teść:
Teściowa dostrzegając psa: O Matko Boska! Po co wam to bydle!?
Teść: To samo pytanie zadaję sobie od 30 lat!
W tle rechot Dziadka, ojca Teścia.
Mój humor +200 do momentu wyjazdu!
p.s
Dla ciekawskich, nie przepadam za Teściową, z resztą Ona darzy mnie czystą nienawiścią :)

Ach Teściowa! :)

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (354)
zarchiwizowany

#50137

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po majówce pozostały już tylko wspomnienia, błogie lenistwo z Lubym, Synem i czteromiesięcznym Owczarkiem Niemieckim, pozostały w pamięci.
Szczególnie chwile z Owczarkiem, który otrzymał imię Heike, są nadal żywe, dzięki nauce czystości. Pierwsze próby to nasza klęska. Heike załatwiał się wszędzie tylko nie na dworze. Opanowałam przez ten czas sztukę tańca z mopem i szmatą a Luby wywabiał plamy i "smrodek" za pomocą różnych środków i niezastąpionej sody oczyszczonej. Mogę stwierdzić, że w tym temacie jesteśmy obeznani do cna! :) Ale piesek pojętny, zrozumiał o co chodzi naprawdę szybko.
Tyle tytułem wstępu. Czytając dalszą część historii zrozumiecie dlaczego wspominam o nauce czystości i "sztuce sprzątania".
1 maja Potomek wybył z moimi rodzicami na wycieczkę, a my zostaliśmy zaproszeni do znajomych na grilla, pogaduchy czyli taką mini imprezę. Z racji, że posiadają mały domek z ogródkiem zgodzili aby towarzyszył nam Heike. Zapakowani, obładowani wałówką wyruszyliśmy.
Powitanie na pięknym podwórku, Ona z dwulatkiem na ręku, szczęśliwa matka i gospodyni, On uśmiechnięty i dumny ojciec i mąż. Nazwijmy ich Kasia i Przemek.
Pies bez problemu zaakceptował nowe towarzystwo, synek gospodarzy zachwycony kompanem do zabaw.
Z Nią jak to matka z matką rozmowa o dzieciach. I nagle słyszę z jej ust: ([K] Kasia)
-[K] Słuchaj Reisa, bo my właśnie jesteśmy na etapie "nocnikowania" i nie przejmuj się plamami na fotelach, narożniku czy w innych miejscach.
-[J] Spoko, kilka dni temu miałam podobnie tylko z psem, no i pamiętam jak Młodego uczyłam tej sztuki.
Do domu pogonił nas chłód i pora kąpieli Małego. Psa zainstalowaliśmy w ganku, padł na swoje legowisko i usnął.
Pierwsze co uderzyło mnie po wejściu do domu to zapach moczu i jakiegoś odświeżacza powietrza. Ale to był dopiero początek.
W salonie każda próba usadzenia czterech liter na którymś z siedzisk była poprzedzona szybkim "uwaga" i zainstalowaniem w tym miejscu kilku ręczników. No nic, takie uroki "nocnikowania". Siedzieliśmy sucho, ale zapach towarzyszył nam cały czas.
Dziecko usnęło, no to pora wyciągnąć coś procentowego. Kasia zadowoliła się piwem bezalkoholowym z racji wczesnego wstania do dziecka jutro rano i czystej troski o niego. Po kilku głębszych pognało mnie do toalety, ale jak szybko tam wpadłam tak szybko wypadłam. Odór moczu był okropny! Weszłam ponownie i chciałam zbadać skąd pochodzi, bo ciekawska jestem ot co. :) Nie musiałam długo szukać, pomiędzy pralką a ścianą stos szmat i ściereczek, te zwierzchu jeszcze wilgotne lub mokre. Smród niemiłosierny, dławił i szczypał w nozdrza. Załatwiłam swoją sprawę i pędęm opuściłam ów przybytek. Postanowiłam pogadać z Kasią na ten temat, ale w sposób delikatny, zaproponować jakieś rozwiązanie. O ja naiwna!
Samej rozmowy nie przytoczę, bo nie jestem w stanie jej tutaj opisać w sposób krótki. Postanowiłam, że to będzie konwersacja między mną a Kasią, ale po moim pierwszym zdaniu do głosu doszedł Przemek. Wyraził swój punkt widzenia, że Młody się nauczy, że już jest lepiej niż było. Zrozumiałam i chciałam powrócić do rozmowy z Panią Domu. Niestety nie było mi dane. Kaśka poruszona zaczęła się "nakręcać", że ona przecież robi wszystko co w jej mocy aby pozbyć się tego zapachu, że jak zrobi się naprawdę ciepło i dziecko nauczy się załatwiać do nocnika to wypierze wszystko na dworze i problem zniknie. Luby mój, lekko już oszołomiony procentami oznajmił, że do tego czasu to meble będą nadawać się jedynie do wyrzucenia, bo zaczną gnić od środka a zapach pozostanie pomimo czyszczenia. Przemek przybrał barwę pięknej piwonii a Kasia otwierała i zamykała usta jak ryba. Luby w ferworze udzielania dobrych rad "sprzedał" im kilka naszych sposobów na mokre plamy i brzydki zapach.
Na pytanie jak Kasia sobie z tym radzi uzyskałam powalającą odpowiedź owej dwójki:
-[K] No jak zauważę, to przecieram wilgotną ściereczką i zostawiam...
-[P] Nie zostawiasz tylko psikasz, tym no... No czym ty to psikasz Kacha?
-[K] Odświeżaczem albo taką mgiełką do ciała zapachową! Ale to pomaga! Naprawdę!
Informacja ta sparaliżowała mnie. Tłumaczę jej, że to nie pomaga tylko chwilowo tłumi zapach moczu. Nie dotarło, Kasia wie swoje, jej sposób jest niezawodny. Ok, niech będzie.
Chwila spokoju, rozmowa miła na inny temat. Po krótkiej nieobecności wraca Przemek i pyta małżonkę, kiedy uruchomi automat z praniem, bo te ścierki dziwnie pachną. Kasia z entuzjazmem oznajmia, że jutro bo czekała aż uzbiera się ich wystarczająco dużo. Przecież nie włączy pralki z trzema szmatami! Zasugerowałam przepierkę po każdym użyciu. Nie! Przecież jak raz wytrze mokrą plamę to może użyć ściereczki jeszcze kilka razy. Ogłosiłam kapitulację.
Udaliśmy się na spoczynek. Rano obudził mnie radosny śmiech dziecka za naszymi drzwiami. Wstałam, aby wypuścić psinę, która po nocy ma swoje potrzeby. W korytarzu moja stopa znalazła się w kałuży, no tak malec wstał, nie zdążył i tyle. Psa wypuściłam, poczekałam aż zrobi swoje, wróciłam do domu. Kasię i Brzdąca zastałam w salonie. Mały radośnie skacze po fotelu i jakby nigdy nic puszcza fontannę na fotel! Mówię Kasi co i jak, a ona co na to?
-[K] Teraz to już za późno. Zaraz posprzątam.
Od tej chwili czyli około godziny 7 do naszego wyjazdu o godzinie 10 Brzdąc obsikał jeszcze kilka miejsc w tym dywan, pufę i bujany fotel z pięknymi poduszkami. Za każdym razem według jego rodziców było za późno na nocnik, bo już zrobił swoje.
Nic już nie mówiłam, Luby także.
A opisuję tę historię ponieważ w środę zadzwoniła do mnie Kasia, prosząc o poradę w sprawie nauki czystości jej dziecka. Poradziłam jej troszkę, podziękowała.
Jestem ciekawa jak jej idzie i czy przede wszystkim posłuchała mojej pierwszej rady o pokazaniu dziecku, gdzie jest jego nocnik.
Naprawdę lubię Kasię, jest miła, radosna i serdeczna, tylko czasem wychodzi z niej mała piekielność- brak organizacji i bezgraniczne przekonanie o słuszności jedynie jej poglądów i pomysłów.

"nocnikowanie"

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (315)
zarchiwizowany

#48845

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Powróciłam do aktywności!:) Ostatnio czytywałam jedynie historie i byłam użytkownikiem biernym.
Pragnę Wam przedstawić historię bardzo gorzkiej i finalnie tragicznej miłości. Nie chodzi teraz o mnie.
Przejdźmy do opowieści.
Miałam kolegę, jeszcze ze szkółki podoficerskiej. Taki kumpel na wszystko, bez żadnych podtekstów. Ja wtedy przeżywałam jeszcze swoją tragedię, on był szczęśliwie zakochany w Zośce*. Szkółka dobiegła końca, dostaliśmy się do tej samej jednostki, kontakt nadal utrzymywany. Po czasie ja poznałam mojego Lubego, on nadal szaleńczo zakochany. Pobawiliśmy się na weselu jego i Zośki, oblaliśmy nowe mieszkanko, które im przydzielono, no sielanka.
Gdy już z moim Lubym zamieszkaliśmy razem (czyli we trójkę ja, on i mój syn), Bolek* stał się częstym gościem w naszym gniazdku, co dziwne sam. Za każdym razem, gdy pytaliśmy o małżonkę mówił, że umówiła się z koleżankami na piwo, imprezę itp.**
Po czasie zaczął przebąkiwać o wyjeździe do Afganistanu, argumentował to chęcią spełnienia się jako żołnierz a przy okazji zarobiłby trochę kasy.
Jak planował tak zrobił, akurat złożyło się tak, że Luby mój wylatywał na tę samą misję.
Ją widywałam sporadycznie, czasem w sklepie, czasem będąc gdzieś na spacerze z Młodym. Dochodziły mnie słuchy na jednostce, że Zośka "urzęduje" z jakimś facetem po nieobecność Bolka. Nie wierzyłam w to, bo sama byłam ofiarą okropnych plotek. Po czasie przestałam ją widywać, ot pewnie samotność jej zbrzydła i wyjechała do rodziny.
Minęło pół roku, chłopaki wrócili z misji, dla mnie cud, miód malina. Wieczorem świętujemy powrót Lubego tylko we dwoje, Młody oddelegowany do dziadków. Miłą atmosferę przerywa dzwonek mojego telefonu, na wyświetlaczu numer Bolka, odbieram:
[J]No co jest Bolciu? Nie witacie się z Zośką?
[B]Reisa, prośbę mam. Moglibyście do mnie podejść? Bo nie wiem co się dzieje...
Głos miał jakiś taki ni to nerwowy, ni to załamany, brzmiał trochę jak rozbawiony.
[J]No wiesz Boluś, świętujemy troszkę, rozumiesz...
[B]Reisa, błagam!
To zdanie wykrzyczał i się rozłączył.
Uznaliśmy, że chyba coś jest nie tak, pozbieraliśmy manatki i w drogę cztery bloki dalej.
Drzwi otworzył nam blady jak ściana Bolek, oczy miał szkliste, nieobecne, wtedy pomyślałam, że wygląda jak ktoś psychicznie chory.
Bez słowa wpuścił nas do środka, a nam po przekroczeniu progu opadły szczęki.
Przedpokój był puściutki, nie było szafki na buty, wieszaka na kurtki, lustra a nawet takiego małego dywaniku.
Bolek pokazał nam ręką żebyśmy oglądali dalej. Mieszkanie było wyczyszczone, nawet półeczki i dozownik na papier toaletowy w łazience zniknął.***
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, ani zrobić.
Luby szybko ocenił sytuację, nakazał poszkodowanemu zabierać manatki i udać się do nas.
Ograbienie mieszkania nie było najgorsze, rano okazało się, że z konta Bolka zniknęła większość pieniędzy, zostało jedynie ok. 300 zł. Po tej informacji byliśmy już przekonani, że to jego małżonka wywinęła ten numer. Telefonu nieodbierała, na smsy brak odpowiedzi. Bolek obdzwonił jej siostry, ale o niczym nie wiedziały. Dopiero mama Zośki powiedziała, że jest jej naprawdę przykro, ale pod jego nieobecność jej córka się zakochała i układa sobie życie na nowo. Po informacji, że układa sobie życie za jego pieniądze matka Zośki zamilkła i kazała mu wyjaśniać zaistniałą sytuację z samą zainteresowaną.
Bolek jakimś cudem odkręcił ten półroczny urlop i wrócił do pracy, stwierdzając, że musi się czymś zająć.
Po miesiącu powiedział mi, że Zośka napisała mu smsa o rozwodzie.
Zrezygnował z mieszkania i przeniósł się na internat.
Tydzień po jego przeprowadzce miałam przejmować od niego służbę.
Wchodzę sobie na jednostkę, kieruję się na mój blok a tam zamieszanie, krzyki, szukanie oficera dyżurnego. Moje pytanie o co ten cały rozgardiasz uzyskało jedynie odpowiedź "tragedia" i "łykniemy za to".
Dopiero po chwili dowiedziałam się o co chodzi.
Okazało się, że rano chłopaki mieli się przygotowywać do zdania służby, ale wcięło gdzieś Bolka. Myśleli, że może zasnął gdzieś albo jest w ubikacji. Rzeczywiście znaleźli go w ubikacji. Była już ta godzina, że ludzie zaczęli się schodzić do pracy i zostali wcieleni w poszukiwania. Kilku z nich zauważyło, że jedna z kabin jest zamknięta. Dobijali się, krzyczeli, zero reakcji. Jeden z nich zauważył coś przywiązanego do rury biegnącej nad kabinami (grube rury ciepłownicze idącę tuż nad kabinam). Wyłamali drzwi i znaleźli Bolka. Dyndającego na sznurku.
Wiadomo cała procedura, powiadamianie rodzin, w tym współmałżonka.
Po czasie odbył się pogrzeb, małżonka pojawiła się w pełnej żałobie i dzielnie stała w pierwszym rzędzie. Bronić jej tego nie mogłam.
Więcej piekielności wypłynęło po czasie.
Koleżanka moja pracuje w dziale zajmującym się odszkodowaniami dla rodzin żołnierzy. Wyobraźcie sobie, że Zofia zadzwoniła do niej jakoś tydzień po pogrzebie z pytaniem czy należą się jej jakieś pieniądze, jeśli tak to ile tego będzie i w jakim czasie zostaną wypłacone.
Po usłyszeniu tej relacji, zwartą ekipą udaliśmy się do naszego dowódcy a z nim do generała, żeby przedstawić całą sytuację małżeństwa Bolka i z prośbą o przekazanie pieniędzy, jeśli miałyby się takowe pojawić, jego matce. Prośba rozpatrzona, pieniądze mama Bolka otrzymała.
Słyszałam jeszcze gdzieś, kiedyś od kogoś, że owa Zośka strasznie piekliła się o tę kwotę i próbowała nawet wyłudzić połowę pieniędzy od teściowej.
Opisuję tę historię dlatego, że widziałam ją dzisiaj na zakupach przedświątecznych w jednym z większych miast w naszej okolicy.
Sam jej widok sprawił, że krew mnie zalała. Dopiero w domu zastanawiałam się, co ona właściwie robi w okolicy. Cóż może pracuje, a może poraz kolejny jest szczęśliwie zakochana.


* Imiona zmienione.
** Były to weekendy, już wtedy było to dla nas podejrzane, bo zdarzało się 2-3 razy w miesiącu.
*** Zapytaliśmy sąsiadów czy nie wiedzą czegoś o wyprowadzce. Kilku z nich powiedziało, że "pani Zosia" mówiła coś o nowym mieszkaniu, na nowym osiedlu, które przydzielono im po prośbie o zmianę. Na pytanie dlaczego nie poczeka na męża, odopwiadała, że chce mu zrobić niespodziankę na powrót. Rzeczywiście, zrobiła.

pazerność

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 372 (434)
zarchiwizowany

#46509

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka godzin temu wróciłam z narzeczonym od jego matki. I to chyba ta wizyta skłoniła mnie do zamieszczenia tego oto wpisu.
Opisywałam jakiś czas temu przygodę moją i mojego Lubego z pogotowiem.
Wynikło z tego, że posiadam drugą połówkę, ale uwaga uwaga mam także w domu bardzo żywiołowego pięciolatka :)
Słowem wstępu, latorośl moja nie jest spokrewniona z mym wybrankiem. Jego ojciec zginął w wypadku samochodowym 3 tygodnie przed naszym ślubem. Jest to temat na inną historię.
Otóż, luby mój, nazwijmy go Konrad,posiada "mamusię", iście piekielną można rzec, że jest siostrą samego Lucyfera.
Scenki przedstawiają rozmowy na lini
Konrad - mamusia
Mamusia - ja
Mamusia - Moja Mama


Numer 1.

Rok 2009 Sierpień. Poznanie rodziców Konrada.
[K]Konrad.[M] Mamusia

[K]Mamo, tato, to jest Reisa, spotykamy się już od kilku miesięcy i postanowiłem Wam ją przedstawić.
[M] Jezusie Nazaryjski, toż to ONA! Jezuuuuuuuuu.... Ryszard, to córka tej Piekielnej z Piekielniska Dolnego! Ta co narzeczonego przed ślubem zabiła!!!
[K] Mamo...
[Ja] Miło mi, dziękuję...

Numer 2

Rok 2010 Grudzień

[J]Ja, [M]Mamusia


[M]Słuchaj Reisa, ja wiem, że byłam niemiła dla Ciebie na samym początku, ale wybacz plotki robią swoje!
[J](Karp jakich mało, oczy jak spodki) Rozumiem, zdarza się...
[M]Ale tego swojego synusia to naprawdę dobrze wychowałaś, taki kochany, milutki i pomoże i rozśmieszy...
[J]Dziękuję, naprawdę miło to słyszeć.
Nagle mój pierworodny podbiega do Konrada i mówi "Tato, a obiecałeś, że pokażesz mi krówki!"
W tym momencie teściowa blednie, po chwili staje się purpurowa na twarzy i krzyczy rozbryzgując ślinę w kierunku Młodego:
[M] To nie jest Twój ojciec! Nie mów tak do niego!
Młody blednie, łzy w oczach, siada na kanapie i patrzy w kota, który właśnie zawitał do pokoju.
[J] To nie było ani miłe, ani potrzebne...
[M] Ty się nie odzywaj, już jednego do grobu wpędziłaś!

Numer 3.
W sierpniu tego roku chcemy wziąć ślub, kościelny bo zarówno ja jak i Luby jesteśmy wierzący. Rzecz dzieje się pomiędzy Teściową a Moja Mamą w moim rodzinnym domu.
[MM]Moja Mama, [T] Teściowa.
[MM] Dobrze Helenko, zostało kilka miesięcy do ślubu, najwyższy czas i pora ustalić szczegóły ślubu.
[T] Jakie szczegóły? Kościół i dziękuję! Po co coś szykować?
[MM] Ale Młodzi chcą wesela, wybrali już lokal a Reisa ma upatrzoną suknię...
[T] Ale jaką suknię??? Przecież ona nie może! Jeszcze mi powiedz, że welon założy! Jezuuuuuuuuuu! Rysiek, jaki wstyd! Ona chce welonu! Przecież ona dzieciata jest! I do tego czarna wdowa [!!!]( skąd jej się to wzięło to nie mam pojęcia do tej pory)
[MM] Ależ Helu, suknia będzie kremowa, a zamiast welonu toczek lub kwiat wpięty we włosy, prawda Reisa?
[J] Mhm...
[T] Ale po co to wesele! Po co to wszystko!
[MM] Bo Młodzi chcą się cieszyć tym dniem ze wszystkimi!
[T] Jeszcze mi powiedz, że zdjęcia będą...
[J] Oczywiście...!
[T] Ciekawe po co i jakie?
[MM] Wymyślili sobie, że skoro Konrad idzie do ślubu w mundurze a Reisa w sukni to zdjęcia chcą mieć oboje w mundurach galowych, jedynie ona będzie miała we włosach tę ślubną ozdobę...
[T] Matko kochana... wstyd...
W tym momencie odzywa się do Teściowej mój synek
[MS] Babciu, ale...
[T] Nie jestem k***a twoją babcią!
Wstaje, przybiera kolor dorodnego buraka, zgarnia biednego Rysia i wychodzi.
Kurtyna.

Tak, ja i mój Luby pracujemy w wojsku. Mimo tego, że pochodzimy z sąsiadujących z sobą wiosek nie było nam dane się poznać wcześniej, kojarzyliśmy się jedynie ze szkoły.
Jednak wojsko łączy ludzi :)

Teściowa rzecz nabyta

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 423 (485)
zarchiwizowany

#44473

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnimi czasy, dokładnie w Andrzejki, mój luby wrócił do domu w stanie wskazującym nie małe spożycie alkoholu. Nie powiem, bo ja również wróciłam z imprezy po spożyciu.
Otóż ja wróciłam w całości, on niezbyt. Kiedy nazwijmy go [M]arcin, zatoczył się do domu, jego twarz wyglądała niezbyt zachęcająco, nos zakrwawiony, łuk brwiowy rozcięty, brak górnej trójki po stronie prawej, lewy policzek zasiniony, oko prawe podbite. Zarzekał się, że strasznie bolą go żebra ( wszystkie ), kręgosłup i prawa ręka, którą nie może ruszyć. Zadzwoniłam na pogotowie:
j(ja)
pd(pani dyspozytorka)
j: Mój narzeczony wrócił do domu strasznie pokiereszowany, narzeka na bóle w kręgosłupie, żebrach a także na ból prawej ręki. Z nosa sączy mu się krew a oko jest podbite.
pd: Czy poszkodowany jest przytomny?
j: Tak, jest przytomny, poinformował mnie o wszystkich dolegliwościach.
pd: Jeśli jest przytomny to proszę go przywieźć na izbę przyjęć...
j: Nie ma takie możliwśsi, wypiłam dzisiaj parę piw.
pd: Czy poszkodowany traci przytomność?
j: Nie, jest cały czas przytomny pomijając to, że co chwilę przysypia.
pd: Proszę poprosić kogoś o przywiezienie na pogotowie, ale jeśli nic się nie dzieje, najlpeiej jeśli przyjedziecie państwo rano.
Po czym pani się rozłączyła. Luby mój całą noc stękał, że boli go ręka, nie dziwiłam się, bo całkowicie napuchła!
Rano zawiozłam go na izbę przyjęć, diagnoza:
- złamanie ręki w dwóch miejscach, leczenie operacyjne
- konsultacja okulistyczna z powodu tkwiącego odłamku szkła w oku ( zaczął narzekać dopiero po wytzreźwieniu )
- złamany nos
- pęknięcie ( rozległe ) skóry na głowie, podejrzenie pęknięcia czaszki na szęście niepotwierdzone.


I weź tu człowieku uwierz polskiej służbie zdrowia.

służba_zdrowia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (38)

1