Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

skagopunka

Zamieszcza historie od: 21 lipca 2012 - 20:27
Ostatnio: 19 maja 2017 - 22:59
O sobie:

Nie jestem "wszyscy" i nie nazywam się "każdy"

  • Historii na głównej: 4 z 8
  • Punktów za historie: 4786
  • Komentarzy: 76
  • Punktów za komentarze: 628
 
zarchiwizowany

#48000

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś byłam z 5cio mies. synem na szczepieniu. Wszystko ładnie, pięknie, cacy. Maluch zdrowy - szczepimy.
Po wszystkim pielęgniarka mówi, że widzimy się za 2miesiące, wtedy będzie szczepionka przeciw żółtaczce.
Ja z ciekawości pytam, na jak długo taka szczepionka go chroni? Odpowiedź, że na całe życie.
Ja mam ciekawość baaardzo dużą, więc drążę temat:

[J] - Przepraszam, a czy ja w jego wieku też miałam taką szczepionkę?
[P] - Oczywiście, że tak - my wszystkie dzieci szczepimy wg kalendarza.
[J] - A niech mi pani powie, czemu 5 lat temu przed wycięciem migdałków lekarz kazał mi zaszczepić się właśnie przeciwko żółtaczce jeśli chroni całe życie? Czy to były inne szczepionki?
[P] - Cholera ty myślisz, że ja jestem głupią pielęgniarką i nie wiem co mówię? Czy jąkam się? WSZYSTKIE dzieci od kilkunastu już lat tak szczepimy i chronione są całe życie! Ja wiem co mówię!!! Na szkoleniu byłam!

No i weź tu człowieku zapytaj! Zostałam ze swoją ciekawością.

A moja 17sto letnia siostra również szczepiona wg kalendarza właśnie przechodzi żółtaczkę...

Punkt szczepień

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (45)
zarchiwizowany

#47938

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
No to już przechodzi ludzkie pojęcie!!!
Wczoraj dostałam takiego oto maila od mojego taty, który pracuje na kolei jako maszynista...

Wypadek SA 134 - 19 należącego do Lubelskiego Zakładu Przewozów Regionalnych w Lublinie.

Kolo Zawady w pobliżu Zamościa, 80 letni Niemiec zastawił samochód na przejeździe, ponieważ zgubił się i poszedł zapytać kogoś o drogę!!!!!

Nikt z drużyny pociągowej, którą znam osobiście z czasów pracy w Chełmie, ani żaden z pasażerów nie ucierpiał. Szynobus po kolizji zapalił się i maszynista musiał sam gasić pożar, ponieważ do wypadku doszło w takim miejscu, że straż pożarna nie mogła dojechać! Spłonęła cała kabina. Na tym odcinku obowiązywała prędkość 120 km/h i uderzenie odbyło się z taką prędkością.

Brak słów...

lubelskie

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 304 (328)
zarchiwizowany

#45376

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postanowiłam, że w tym roku nie robię jedzenia na święta, tylko będę pasożytować na rodzinie :).

Jako że moja mama w Wigilię i w pierwszy dzień świat pracowała, umówiłyśmy się, że 26go przyjadę z dzieciakami do niej.

W pierwszy dzień świąt zasiadłam do lektury "Piekielnych". Laptop na kolanach i czytam. Nagle mój maleńki synio zaczyna płakać. Wstaję więc szybko z fotela i ... chrup! No pięknie skręcona noga! Ból idiotyczny, nie wiem czy śmiać się czy płakać. Podczołgałam się do łóżka, uspokoiłam malucha. Dzwonię do mamuśki że nie przyjadę jutro. W odpowiedzi OK MY PRZYJEDZIEMY DO CIEBIE.

No i przyjechali. Mama, siostra, brat i kuuupa żarcia. Stół się ugina, dzieciaki szaleją bo dostali gitary w prezencie.
Około godz 20stej zaczyna już się robić sajgon. Maluszkowi już zbyt wiele wrażeń, więc zaczyna wyć. ja grzecznie rodzinkę wypraszam. Mama mówi JUŻ IDZIEMY TYLKO JESZCZE ZMYJEMY NACZYNIA. Ja na to, że sama sobie pozmywam idźcie już bo mały nie zaśnie a mnie szlag trafi z tych wrzasków.
Poszli. Ja zaganiam dzieci do łóżek. Zanim opanowałam sytuację, zrobiło się późno. Myślę sobie - eeeeeeee jutro pozmywam.

Następnego dnia obudził mnie rumor dzieciaków rozrzucających papiery, śmieci, zabawki po całym pokoju, który wyglądał jak po trzęsieniu ziemi. Wstaję. Nie zdążyłam dojść do łazienki a tu puk puk! Opieka społeczna!
Cholera jasna! 7 rano dzień po świętach! Chyba kogoś posrało!

Baba z opieki weszła zobaczyła pobojowisko i gary w zlewie. Ja w piżamie, dzieci się bawią, maleńki zaczyna płakać.

Baba pyta co się dzieje, ja tłumaczę, baba kiwa głową.
No tak tak samotna matka, ciężko itp.
Pogadała, pogadała i poszła.

Myślałam, że już po sprawie, jednak jakież było moje zdziwienie gdy na drugi dzień do moich drzwi zapukał kurator sądowy! Ośrodek opieki złożył pozew o odebranie mi dzieci , bo sobie z nimi rzekomo nie radzę!
Kurator zajrzał wszędzie! Do lodówki, do szafy, nawet pod łóżko! O nic nie pytał. Zrobił jakąś notatkę i się pożegnał życząc szczęśliwego nowego roku.

8 stycznia mam się stawić w sądzie.

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (437)

#39400

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zawsze uważałam, że ludzie wybierający zawód psychologa lub psychiatry albo maja coś nie tak z głową, albo to prawdziwe powołanie.
Jednak moje przykre doświadczenia z przedstawicielami tej profesji jak dotąd utwierdzają mnie w tym pierwszym przekonaniu.

Kiedyś podczas badań psychotechnicznych do pracy pan psychiatra przez pierwsze 5 min zupełnie się nie odzywał, po czym rzucił we mnie długopisem (!). Na moje "panie, co pan wyprawia??" odpowiedział - "WSZYSTKO W PORZĄDKU. ZALICZONE. NASTĘPNY PROSZĘ!"

Nie bardzo wiem czemu to miało służyć, no ale to pewnie jakieś niepojęte dla mnie tajniki psychiatrii.

Jednak wczorajsza sytuacja wyprowadziła mnie z równowagi.
Mój 6cio letni syn będzie stawał przed komisją ds orzekania o niepełnosprawności. Komisja owa wysłała mi zawiadomienie, że potrzebuje opinii psychologicznej, logopedycznej i psychiatrycznej. Tu moje lekkie przerażenie, ale mus to mus.

U psychologa i logopedy wszystko poszło sprawnie i szybko. Badania zrobione, iloraz inteligencji jak na wiek ok. Dziecko zadowolone. Super.

No to teraz do psychiatry.
Jako, że już na samo wspomnienie "mojego" psychiatry zrobiło mi się słabo a do tego jeszcze ciąża, poprosiłam znajomego, aby mnie podwiózł bo sama kierować autem nie jestem w stanie. Spoko, nie ma sprawy.

Wchodzę z dzieciakiem do gabinetu. Pani doktor [PD] od razu zaczyna "wywiad". Gdzie tatuś dziecka? Tłumaczę, że jestem samotną matką a ona na to "A TA CIĄŻA TO SKĄD?". Na delikatną sugestię, że nie po to przyszłam, PD stwierdziła, że ona lepiej wie co jest potrzebne. OK, nie chciałam się kłócić ani wdawać w zbędne dyskusje.

Dzieciak znalazł kosz z zabawkami. Same grzechotki. Wyjął je i zaczął oglądać, a nawet potrząsnął. Na to PD z gębą, że w wieku 6ciu lat takie zabawy nie są odpowiednie. Synio się przestraszył i uciekł z gabinetu. Wypadł jak strzała z łuku i schował się za plecami mojego kolegi, który czekał na nas przed gabinetem.

Wyskoczyłam za dzieckiem, a za mną wyszła pani doktor. Zobaczyła mego kolegę (tygodniowy zarost, koszulka z punkowym motywem) i stwierdziła:

- Nic dziwnego, że dziecko upośledzone (???) skoro ma takich wykolejeńców do naśladowania.

Spaliłam się ze wstydu przed znajomym, ale on tylko powiedział "współczuję pani" po czym wziął mnie pod rękę i wyszliśmy z przychodni.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 686 (796)

#38552

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja siostra brała ostatnio ślub. No a po ślubie, wiadomo, wesele by się przydało :) Jako że ja - najstarsza córka opuściłam dom rodzinny w niezbyt przyjemnych okolicznościach, wesela nie robiłam, więc wszystkie oszczędności poszły na wesele siostrzyczki.

Wesele fajne. Goście się wybawili fest a nawet przychodzili ludzie z innego wesela żeby potańczyć bo tu fajny zespół, a orkiestra z domu weselnego obok już pijana.

No ale do rzeczy.

Na weselu pierwsze skrzypce grał... Nie pan młody. Nie panna młoda. DZIADEK!!! Tak, tak, ten sam. Zaprzyjaźniony z opieką społeczną Tępiciel "zboczenia" w postaci leworęczności.

Przyjechał na wesele. Od początku mu się nie podobało ale został do samiutkiego końca.

Gdy zobaczył mnie w kościele, kazał mojej mamie mnie wyprosić, bo... "ludzie się będą patrzeć, że ona bez faceta i z brzuchem, komentować będą!" Na co mama, że są inne rzeczy do komentowania.

Później dziadzio wkurzył się że przy przyjmowaniu życzeń przez młodą parę. (Moja siostra każdą kopertę z pieniędzmi podawała świadkowej, a tamta chowała do torebki żeby było wygodniej). No bo jak to tak? A jak zginie?? Stał obok i liczył.

Wcześniej w kościele patrzył ilu gości, kto ile daje na tacę i przeliczał ile ksiądz zebrał i narzekał, że to za dużo, że marnotrawstwo. A jak moja mama rzuciła stówkę to mało jej wzrokiem nie zabił...

W domu weselnym też się nie uspokoił... Rozglądał się swoim orlim wzrokiem po stołach kto co je i kto ile wódki pije.
Mojej mamie zrobił awanturę, bo ona 3 razy z rzędu zatańczyła ze swoim kuzynem, a tak niby nie wypada.

Następnie narobił rabanu, że jakaś para kradnie 2 butelki wódki. Na nic się zdały tłumaczenia, że oni tą wódkę wygrali w jakimś konkursie oczepinowym. Mają postawić na stół, bo to koszty.
Siostra w płacz. Prosi mamę żeby dziadkowi coś powiedzieć, bo jej wstyd przed gośćmi. Ale dziadunia to nie uspokoiło.

Orkiestra miała zapłacone do godz 5 rano (z możliwością przedłużenia). Czy ktoś tańczył czy nie, to grać musieli.
Dziadek narzeka - czemu oni grają jak nikt nie tańczy??

Około godz 3 w nocy dziadek woła moją siostrę i każe jej natychmiast kończyć bo on już zmęczony.

Pewnie ktoś zapyta - to czemu nie poszedł sobie do domu?
Odp. Przecież on NIE MOŻE opuścić ani grama imprezy. On MUSI zobaczyć co będzie po... żeby się przypadkiem NIC nie zmarnowało. Żeby bodaj jedna butelka wódki nie zginęła... Tak więc siedział do godz 7 stękając.

Po weselu moja mama sprzątała stoły. Zabrała owoce, wędliny i inne takie co nadawało się do jedzenia. Natomiast dziadek wyjechał z 3-ma reklamówkami chleba (po kromce) ba! nawet czyjeś niedojedzone frytki zabrał!!

A na koniec stwierdził:

- Marne to wesele... Nawet porządnej awantury nie było...

Dziadek na weselu.

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1099 (1189)

#37906

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Spadłam ze schodów... Jakaś nadgorliwa sąsiadka w święto umyła klatkę i to jakimś śliskim "czymś". Niby nic strasznego się nie stało, ale ponieważ jestem w 9 miesiącu ciąży, wolałam sprawdzić czy wszystko jest ok.

I tu się zacznie.

Dotarłam na SOR. Ludzi multum. Wszyscy z mniej lub bardziej "ważnymi" bolączkami. Kolejka straszna. Lekarz i pielęgniarki nie obijają się. Robią co mogą, ale pacjentów przybywa. Niektórzy siedzą w milczeniu przeżywając ból, inni nadają jak katarynki. Obok mnie siedzi piekielna stara babka. Zastanawiałam się gdzie się ją wyłącza... Wszyscy już wiedzą że boli ją noga, że ledwie chodzi, że syn ją przywiózł, że ile można czekać, że ona wojnę przeżyła to jej się należy bez kolejki wejść. Powiem szczerze, że chętnie bym ją przepuściła żeby tylko już jej nie słuchać - zresztą nie tylko ja.

Nagle pod drugie drzwi podjeżdża karetka na sygnale. Przywieźli kogoś z wypadku. Lekarze i pielęgniarki biegają z jakimiś kroplówkami, narzędziami, aparatami itp. Zamieszanie na maksa.

Ale oczywiście piekielna babka musi wtrącić swoje 3 grosze.
Jęczy, że ona tyle czeka, że ją boli, że musi dostać "proszek", bo nie wytrzyma. Aj, oj, słabo... Każdy patrzy na nią, mając w oczach "babo stul w końcu japę".

Nagle otwierają się drzwi, wychodzi jakaś pielęgniarka i patrząc na babkę, mówi:
- My rozumiemy, że każdy tu obecny jest cierpiący i obolały, ale prosimy o chwilkę cierpliwości, bo tam akurat młody chłopak umiera...

Babka poczerwieniała, ale bynajmniej nie ze wstydu tylko z wściekłości.
- To może się lepiej zajmijcie żyjącymi, co??

Pielęgniarka nic nie odpowiedziała. Odwróciła się i wyszła.

Koniec końców, zmuszeni byliśmy do wysłuchiwania narzekań.

Tamten pacjent nie przeżył :( a ja mam taką cichą nadzieję, że piekielnej babce zrobią potrójną lewatywę z octu...

SOR

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 935 (1003)

#37211

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam dziadka. Piekielnego dziadka. Wszystkiego się przyczepi i do wszystkiego wtrąci. Uprzykrza życie na maksa. Rodzinka mu się nie stawia, bo chyba po cichu liczą na spadek, a że ja się z nim wykłócam, więc jestem czarną owcą w rodzinie.

Mam 2 synów - 3 i 6 lat. Dzieciaki ciut łatwo się denerwują jak coś idzie nie po ich myśli. Krzyczą wtedy i się obrażają. No ale do rzeczy.

Pojechaliśmy odwiedzić dziadka. Na dzień dobry dziadek zaczął swoje "ale te dzieci chude, mizerne, nic o nie nie dbasz!!!"
(dodam tylko, że dzieci są okazem zdrowia, za to mój dziadek wygląda jakby z Oświęcimia wrócił".

Dziadzio postanowił popatrzeć jak dzieci jedzą.
Obiad podany. A że mój 3-latek leworęczny, więc chwycił w odpowiednią rękę łyżkę i je. Na to dziadek (bo on uważa, że leworęczność to zboczenie):
- BIERZ ŁYŻKĘ W PRAWĄ RĘKĘ!!!
Wyrwał łyżkę z ręki i przekłada w drugą.
Dzieciak się rozpłakał, uciekł i oczywiście z jedzenia nici.
Wszystko się odbiło na mnie, że nie potrafię dziecka nakarmić. Ja nie pozostałam dłużna i wygarnęłam dziadkowi parę rzeczy w "dość ciepłych" słowach.

Ale najlepsze miało dopiero nastąpić...

Kochany dziadzio nasłał na mnie opiekę społeczną! Że podobno od tygodnia nie daję jeść dzieciom, że już tak ich "zamorzyłam" że ledwo chodzą, że straszę dzieci i że w ogóle nie nadaję się na matkę, bo UWAGA!!! dopuściłam do tego, że mój syn jest mańkutem i tego nie leczę!!
Po wizycie MOPSu ostatni raz odwiedziłam dziadka, ale po to, by pokazać że g..no wskórał.

Od tamtej pory mam częste "naloty" Mops, bo dziadek zgłasza, że ukrywam dzieci, bo są pobite i zagłodzone. ;/

kochany dziadzio

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 886 (984)
zarchiwizowany

#36284

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jadę autobusem. Nie ma już wolnych miejsc. Na pewnym przystanku wsiada starsza kobieta na oko z 70 lat.
Z racji wychowania wstaję ustępując miejsca.
I tu się zaczyna.

Pani zaczyna mi "dziękować" na całe gardło:

- Ty gówniaro!!! Co ty sobie myślisz??? Że jak ktoś stary to już niedołęga i łamaga?? Że już nie dam rady??? Czy ja wyglądam na łamagę??? Zapewniam że nie!!! Co to za wychowanie???

Na to ja popatrzyłam tylko na nią i z uśmiechem mówię
- Przepraszam panią bardzo.

Po tych słowach z powrotem zajęłam swoje miejsce.

Mina tej baby - bezcenna...
Jechała z 15 min stojąc i sapiąc nade mną a wysiadając rzuciła
ACH TA DZISIEJSZA MŁODZIEŻ!!!

autobus linii 11

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 241 (307)

1