Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sloonkoo93

Zamieszcza historie od: 3 lipca 2013 - 11:52
Ostatnio: 23 czerwca 2015 - 14:54
  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 552
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 

#67052

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję obecnie w pizzerii, która oprócz sprzedaży jedzenia na salę oferuje także dowóz zamówienia do klienta. Sytuacji piekielnych jest mnóstwo, zwłaszcza, że mamy w sprzedaży alkohol, więc wiadomo, że i atrakcji z pijanymi zawsze więcej. Jednak mnie najbardziej rozwala ludzka nieumiejętność komunikowania się. Sytuacje bardziej zabawne niż piekielne w większości :) [B]- barmanka; [K]- klient

1)
[B]- Dzień dobry, co podać?
[K]- No jak to co? Piwo! A po co ja tu przychodzę?!

2)
[B]- Ile talerzy podać do pizzy?
[K]- Tak.

3)
[B]- Podać do pizzy sos czosnkowy lub ketchup?
[K]- Tak.
[B]- Rozumiem, że i jedno i drugie?
[K]- Nie, no przecież mówię, że sos tylko.

4) Zamówienie telefoniczne, sytuacja notoryczna, więc możliwość, że ktoś może gorzej słyszeć jest raczej marginalna.
[B]- Dzień dobry, pizzeria XXX, proszę?
[K]- Dzień dobry. Czy to pizzeria xxx?

5)
[B]- Dzień dobry, pizzeria XXX, proszę?
[K]- Bry, można pizzę zamówić?
[B]- Tak, oczywiście, proszę.
[K]- (do znajomych) No to jaką zamawiamy?!
I 5 minut rozmowy między sobą, a Ty człowieku siedź i słuchaj tego, zwłaszcza jak jest mega ruch i oprócz telefonów jest masa innych rzeczy do zrobienia. Wszelkie próby doradzenia/polecenia czegoś ignorowane. A później inni mają pretensje, że się dodzwonić nie można.

6) Dzwoni Pani, zamawia.
[B]- Czyli pizza ma być taka i taka. Adres mogę prosić?
[K]- Tak. Janina Kowalska.
[B]- Nie, nie, prosiłam o adres.
[K]- To mówię. Proszę przywieźć do Janiny Kowalskiej. Ja adresu nie podam, bo potem mi się ktoś włamie. (?)
Jakiekolwiek próby tłumaczenia, że bez adresu ciężko będzie kierowcy dowieźć zamówienie, okazały się bezowocne.

7) Ze względu na to, że większość zamówień pochodzi z okolicznych wiosek, gdzie numery domów są wymieszane albo w ogóle ich nie ma, kierowcy proszą o zapisywanie nazwisk osób zamawiających. Na wioskach każdy każdego zna i szybciej się znajdzie dom Nowaków niż Cyprysową 15.
[B]- Dzień dobry, pizzeria XXX, proszę?
[K]- Bry. Pizzę dużą z serem, szynką i pieczarkami, bez pomidora i kukurydzy (?)
[B]- (przepisując szybko wyświetlający się numer telefonu) Tak, duża pizza z serem i czym jeszcze?
[K]- Babo! Ksiądz w kościele kazania nie powtarza!
[B]- (???) No tak... Ale jednak prosiłabym o powtórzenie, bo inaczej kuchnia nie będzie wiedziała jaką pizzę Panu przygotować.
Klient powtarza. Podaje adres.
[B]- Dobrze, a nazwisko Pana mogę prosić?
[K]- Taaa, i jeszcze czego! Co Wy z Policji jesteście?! Jeździli tu do mnie to wiedzą gdzie! A jak się znowu zgubi, to Wy macie problem, haha! Tylko ciepła ma być! bip.. bip.. bip...

8) Pan zamówił wcześniej pizzę z dowozem do mieszkania na osiedle. Kierowca jednak wrócił z powrotem z niedostarczoną pizzą. Mija godzina od tego czasu i dzwoni Pan z wrzaskiem, „taki tam burdel macie, że ja na pizzę 2 godziny czekam, a miało być 50 minut!”. Rozmawiał z nim szef [Sz], bardzo w porządku facet, i tłumaczy, że kierowca był, nikt nie odpowiadał kilkukrotnie na dzwoniący domofon i telefon.
[K]- No i co? Ja nie mam obowiązku nosić telefonu przy sobie. A domofon jest zepsuty.
[Sz]- To jak kierowca miał się z Panem skontaktować? Trzeba było poinformować, że domofon zepsuty to byśmy uprzedzili, żeby być pod telefonem.
[K]- A ch** mnie to obchodzi, że mi domofon nie działa. Rusztowanie jest na bloku, to jak miał problem to mógł wejść, zapukać w okno.
No cóż, kierowców-alpinistów nie zatrudniamy.

Zdarza się jeszcze mnóstwo innych ciekawych historii, ale to już na inną opowieść.

gastronomia pizzeria klienci telefon

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 487 (557)
zarchiwizowany

#59987

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o konsekwencji kierowców autobusów miejskich w Bielsku.

Jakieś dwa tygodnie temu wsiadłam do autobusu na jednym z końcowych przystanków z zamysłem bezproblemowego dojechania do centrum. Dwa przystanki dalej do pasażerów dołączyła młoda dziewczyna, mogła mieć jakieś 17 lat, i dwóch żuli w stanie wyraźnie wskazującym na spożycie. Jeden był z tych gadatliwych {GŻ] i widać było, że swą zaczepiającą działalność rozpoczął już na przystanku. Dziewczyna wsiadła, a on dosiadł się do niej. I jak wiadomo- im bardziej ona się odsuwała i wgapiała w okno, tym bardziej on się przysuwał i zionął w nią idiotyzmami o wizycie w szpitalu. W końcu zainterweniował kierowca [K], który zamiast jechać dalej, wstał i zapytał panów o bilety.
[K]: proszę pokazać bilety.
[GŻ]: spokojnie, ale ja mam uszkodzony palec, bo ja siekierą tu uderzyłem, ze szpitala wracam.
[K]: ale mnie to nie interesuje, proszę pokazać bilet albo wysiadać.
Żulik zaczął odgrywać scenkę, że usilnie poszukuje biletu w otchłaniach kieszeni, a jego dolegliwość mu to uniemożliwia. Kierowca się wkurzył, powiedział, że nie ma czasu na takie rzeczy i ma czas do następnego przystanku na znalezienie, a jak nie to wypad. Następny postój, kierowca podchodzi, pyta o bilet, a żul na bezczelnego podaje mu dowód i:
[GŻ]: Panie, no wie Pan, ze nie mam, niech mi Pan tu wypisze mandat, bo ja ze szpitala... bla... bla... ja tylko jeszcze dwa przystanki, bądź Pan dobry.
I co kierowca na takie dictum? Machnął ręką, wsiadł za kierownicę i ruszył dalej. Dziewczyna miała bardzo przykry przejazd jeszcze kilka przystanków, a menel razem z kolegą pojechał do samego końca trasy bez biletu, bez mandatu, mając za jedyne zmartwienie swój palec.

komunikacja_miejska mzk bielsko_biała

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (31)
zarchiwizowany

#51964

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja pierwsza historia, ale chyba najbardziej piekielna, jaka mnie w życiu spotkała. I będzie długo.
Zostałam przedstawiona pewnemu chłopakowi, M, na wakacjach między podstawówką a gimnazjum. Nie przypadliśmy sobie do gustu. A potem okazało się, że w gimnazjum jesteśmy w jednej klasie. Przez te trzy lata zdążyliśmy się zacząć tolerować, a nawet dość lubić. W liceum chodziliśmy do równoległych klas i zdarzało się, że się widywaliśmy na spotkaniu na piwo, na różnego typu imprezach, na niektóre umawialiśmy się nawet jako partnerzy.
Mniej więcej w połowie liceum dowiedziałam się od mojego przyjaciela, który był obeznany w temacie, że M jest gejem. Super, świetnie, dla mnie nie ma problemu, mi się to podoba, mógłby być nawet nosorożcem, zwłaszcza, że już jeden taki zasila szeregi moich przyjaciół :)
A więc spotykaliśmy się przy różnych okazjach, tyle, że M bardzo lubił światowe życie, podróże i artystyczny styl. Często bywał w wielkich miastach, gdzie różnego rodzaju faceci go utrzymywali, a on tym bardziej to chłonął, że sam pochodził z raczej biednej, wielodzietnej rodziny, ojciec alkoholik.
I teraz akcja właściwa: umówiliśmy się na świętowanie moich urodzin (ja, M. i Sz.), także byłam w radosnym, gejowskim gronie. Wygłupialiśmy się, alkohol się lał, a M. postanowił, że zostanie z nami na noc w tymże przybytku, aż do jutrzejszego popołudnia, by potem wybrać się na wielkomiejskie wojaże do znajomych. Okej, no problem. Bawimy się dalej, odwiedził nas jeszcze jeden kolega, już nie gej- P. :) I tak o którejś w nocy padliśmy trupami. Sz. spał sam w jednym pokoju, a my w trójkę w drugim na jednym, wielkim łóżku. P. budził się dosyć często, słysząc, że ktoś chodzi po mieszkaniu, ale mógł to być ktoś z nas, więc nie reagował. o 5 rano budzi nas Sz., że koniecznie musi coś zjeść, kac go wykończy i głód i musimy się wybrać do sklepu, natychmiast! M. nagle zaczął się zbierać, że on już pojedzie skoro się obudził... (gdzie pojedzie?! pierwszy pociąg jest o 8!). Zrezygnowaliśmy po jakimś czasie z pomysłu wyjścia na zakupy. Więc wróciliśmy do łóżek, M. także został. Ale o 7 już totalnie głodni postanowiliśmy się wybrać, M. poleciał na nieistniejący pociąg. Jednak do sklepu nie dotarło żadne z nas- ja poszłam pomóc babci sprzątać, P. do domu, a Sz. jeszcze został w mieszkaniu i odsypiał.
Ja po drodze do babci postanowiłam wstąpić do piekarni i kupić coś dobrego do domu, kasjerka nabiła wszystko, za mną kolejka, która wężykiem zakręca przed budynkiem, chcę płacić i okazuje się, że nie mam pieniędzy! 40 zł i jeszcze parę dostało nóżek i wyszło. Przeprosiłam, powiedziałam, że zaraz wrócę i ureguluję koszty. Dzwonię do Sz. i pytam czy ma pieniądze, bo mi wyszły wszystkie. A on zwlekł się z łóżka i mówi: 'sloonkoo, ja już wiem, że ich nie mam, bo wszystko w torbie mam poprzewracane'. I istotnie, zaginęło mu 30 zł, łącznie z pamiątkowym dolarem na szczęście od ciotki ze Stanów. Zostało tylko 5 zł na autobus do domu- miłosierne. Dzwonię więc do P., a on, że spał z tym portfelem w kieszeni, także ma wszystko. Ale, że zasadniczo to na pewno M. Bo to nie pierwsza taka sytuacja.
I okazało się, że ojcu koleżanki po wizycie M. u niej w domu zaginął cały portfel, z zawartością 600 zł, Sz. ukradł kiedyś 200 zł z mieszkania odłożone na czynsz, koleżance 100 zł z torebki na imprezie, P. zaginęły perfumy itd, itd... Oczywiście M. nie odbiera telefonu. Przyszłam do domu, powiedziałam siostrze co się stało, która nakazała wysłać mu smsa, że traktujemy to jako pożyczkę, która ma do 3 dni do nas wrócić, w przeciwnym razie idziemy na policję i do jego matki, którą nota bene dobrze znam.
Podziałało. Wieczorem na fb napisał mi wiadomość z prośbą o numer konta. Pieniądze dostałam dwa dni później, chyba ze wzg. na to, że był to weekend. I oto jak można zaprzepaścić wieloletnią przyjaźń, kilka znajomości i totalnie spalić za sobą mosty w małym miasteczku dla paru groszy.
Za mało piekielne? Wtedy na fb napisał tylko 'Nie odebrałem ponieważ spałem a teraz mam telefon rozładowany doszczętnie. Co mogę napisać lub powiedzieć, nie mam pojęcia. Przeprosiny to zbyt łatwa rzecz i tak to nic nie da. Czuję się jak jedno wielkie gówno, ale dla Ciebie to i tak bajkopisarstwo w sumie to się nie dziwię. Sloonkoo podaj mi numer Twojego konta lub Sz. i podeślę pieniądze. I chyba nic więcej już pisać nie muszę.'... A potem bezczelnie jeszcze: 'Wiem że na pewno odrzucisz to co teraz napiszę. Ale chciałbym abyś przyjechała do mnie za dwa tygodnie w weekend, nie chcę spędzić sam urodzin.'
Pozostało mi tylko napisać: TRZEBA BYŁO O TYM POMYŚLEĆ WCZEŚNIEJ...

znajomość kradzież impreza pieniądze

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (33)

1