Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

spa

Zamieszcza historie od: 3 września 2013 - 20:29
Ostatnio: 24 lipca 2014 - 16:05
  • Historii na głównej: 1 z 4
  • Punktów za historie: 978
  • Komentarzy: 1
  • Punktów za komentarze: 9
 

#54170

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno temu zostałam zatrudniona na stanowisku sekretarki w małej firmie, gdzie zarządzał prezes. Popracowałam trzy miesiące, po czym prezes mówi, że nie przedłuży mi umowy, ale że po wakacjach znowu mnie zatrudni. No jakieś ciche nadzieje miałam, że faktycznie tak będzie, ale nie było, nikt nie zadzwonił i chociażby nie powiedział, że sorry, ale jednak nie. No trudno.

Po około roku (może nawet więcej) od tego czasu pracowałam w markecie. No i pewnego pięknego dnia proszą mnie do kasjerki, bo jest problem z klientem. Podchodzę, patrzę – prezes, a to spoko sobie myślę, człowiek na poziomie to zaraz sprawę wyjaśnimy. Problem był taki, że prezes miał jakieś owoce czy też warzywa, a na nich inne metki niż powinny być. Potraktowałam prezesa jak każdego klienta i mówię, że nie ma problemu, zważymy jeszcze raz (to samo sugerowała kasjerka). Ale nie. Prezes poczuł się urażony, obrażony i nie wiem co jeszcze. Starałam się wytłumaczyć prezesowi, że czasami jest tak, że klient coś zważy i nie zabierze metki z wagi, a następny klient ważąc bierze metkę poprzednia itp. Nikt absolutnie nie posądzał prezesa, że umyślnie poprzyklejał złe metki.

Prezes zażądał podejścia do wagi, po czym również dokumentów dopuszczających wagę do użycia. Poprosiłam więc mego ówczesnego przełożonego, ponieważ „problematyczni klienci” to już jego broszka. Zwierzchnik przyszedł, wyjaśniam mu krótko w czym rzecz, a prezes wypala na cały głos, żeby inni klienci słyszeli, że ja specjalnie robię mu na złość, ponieważ pracowałam u niego, a on nie przedłużył mi umowy i w związku z tym się mszczę. Zwierzchnik poszedł się użerać z panem prezesem, a mnie z osłupienia wyrwał jakiś klient, trącił w ramię i powiedział:
- Niech się pani nie przejmuje, to jest Pan Prezes, ja go znam, on ma trochę... - i tu wymowny gest.

sklepy

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 599 (637)
zarchiwizowany

#54234

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pani z kiosku.
Ustawiam się do kiosku za starszą panią. Pani ta kupuje płyn do mycia szyb. Cena na etykiecie naklejonej na produkcie 5,90. Pani z kiosku nabija na kasę: 6,40. Pani starsza lekko strapiona, że drożej wyszło. Pani z kiosku twierdzi, że cena taka jak jej na kasie wybiło, inaczej nie może być. Pani starsza zrezygnowana kupuje płyn za 6.40.
Ja proszę o mydełko z ceną 2,10 naklejoną na produkcie. Kładę na ladę już przygotowane wcześniej 2,10 i zauważam, że cena na kasie wyskoczyła 1,95. Reszty nie dostaję.
Ot taka polityka.

kiosk

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (253)
zarchiwizowany

#54168

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jadę samochodem. Przede mną skuter. Zbliżamy się do ronda. Skuter ustępuje pierwszeństwa, a potem ładnie skręca w lewo pod prąd (Polska) - w trzeci zjazd było tędy bliżej. Na szczęście nie było dużego ruchu. Kierowca z tych dojrzałych.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 89 (153)
zarchiwizowany

#54058

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miejsce akcji: miasto kojarzone głównie z obozem, elektrotechniczny sklep z ssakiem morskim w nazwie, ulica świętego męczennika, portretowanego często w pasiaku.
Bohaterowie: pan sprzedawca (PS), ja i mój – natrętni klienci

Wysłaliśmy maila z zapytaniem ile za gniazdka, ramki, włączniki, bo chcieliśmy kilkanaście sztuk kupić. Odpowiedź krótka-370 PLN. Super, przychodzimy kupić. Okazuje się, że faktura wystawiona, ale ilości się nie zgadzają. To klient winny, według PS, bo w zapytaniu zamiast ładnie napisać, czego, ile, to pozycje się powtarzały (fakt, mój pisał „pokojami”, nie dodał). No, ale jak PS specyfikacji nie dołączył, to uznaliśmy, że odpowiedź dotyczy całości. PS jakoś z dodawaniem samemu nie wyszło, więc trzeba było korektę faktury zrobić. PS zaczął w pewnym momencie powtarzać mantrę „ja się nie będę denerwował”. Hmm, to był ten grom z oddali, który zlekceważyliśmy. Gniazdek wodoodpornych z wybranej przez nas linii też okazało się, że nie ma, więc pan dał inne, droższe. No ok, może być, chociaż cena rośnie. Ale my klient spokojny, nieawanturujący się. Korekta zrobiona, druga faktura na wodoodporne wystawiona i znowu zonk. Ramka, która miała być pionowa, okazuje się być pozioma. Pan jeszcze próbuje, czy aby na pewno, chociaż na opakowaniu napis „horizontal”. Żeby PS nie musiał korygować (i się denerwować) zaproponowałam, by dał poświadczenie, że zapłacone i sobie odbierzemy za dwa dni, jak zamówi. Ok. Spisaliśmy przy PS na kartce, co nam wydał, i PS wyganiał nas żebyśmy sobie w domu posprawdzali. Na zegarku 15:43, do 16:00 czynne, mamy czas, sprawdzamy na miejscu. Efekt: brak faktury korygującej na niektóre produkty, które faktycznie zwróciliśmy, brak fizyczny ramek pojedynczych, które są na fakturze i które chcieliśmy kupić. Pan zaczął się miotać, stwierdził, że się spieszy do laryngologa, że przez nasze głupie zamówienie na 400 PLN, nie miał czasu oferty na 15 000 PLN zrobić. Na pretensje do nas, że on sam tu musi robić wszystko, poradziłam mu, żeby skierował je do przełożonych. Koniec końców PS oświadczył: dawać towar, robię zwrot na wszystko. Nie, nie że zrobię wam ofertę od nowa, dawać towar i wypad. No to wzięliśmy kasę. PS bąknął „przepraszam”. Ha ha ha. Na „do widzenia” nie odpowiedziałam. I jeszcze jak PS zabierał towar z lady usłyszałam „Rozumiem, że jest wszystko”. 15:57 – klienci za drzwiami, można zamykać.
W tle przewijał się drugi pan, współpracownik, ale chyba bał się huraganu, miotającego bluzgi.

sklepy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (36)

1