Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#40505

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historię tę piszę zainspirowany historią kolegi ross13 (http://piekielni.pl/40413) o piekielnym "wirtualnym wujku". Miał być to komentarz do tamtej historii, ale uznałem, że jednak łatwiej będzie to opisać w formie opowieści.

Jak wiadomo, "z rodziną to tylko na zdjęciu". Coś w tym jest. Miałem i ja podobnego familianta. Cel działania? Jak w historii, do której link zamieściłem. W skrócie - wyłudzenie forsy. Metody? Ciekawe. Finał? Nastąpił.

Gość pojawił się w naszej rodzinie niemal znikąd. Każdy go niby kojarzył, ale bardziej na zasadzie "ten tam od tamtych ze strony tamtej" niż z imienia i nazwiska. Aż tu nagle wśród rodzinki zaczęły pojawiać się doniesienia, że co jakiś czas spotykają przy grobach swoich bliskich nieznanego im mężczyznę. Przynosi świeże kwiaty, sprząta. Zapytany o to, kim jest, zasypuje zainteresowanego całym tym systemem powiązań, aż ten pojmuje w końcu, że to rodzina.

Pewnego dnia, niedługo przed pierwszym listopada udałem się z moim nieżyjącym już ojcem, aby zająć się grobem jego rodziców, a moich dziadków. Piekielny już tam był. Widocznie umęczony sprzątaniem (i - jak z ojcem stwierdziliśmy - procentami), ale szczęśliwy, że oto pomaga rodzinie. Parę krótkich pytań i radość w oczach "wuja". No tak! Pamięta! Ja wtedy to taki mały byłem, ze dwa lata miałem, a on wszystkim zdjęcia robił. A ja chciałem obejrzeć aparat, taaak! Od zawsze mnie do zawodu ciągnęło, no i jest! Udało się!

Późniejszy dialog z ojcem:
[Ja]: Tatuś, a z tym aparatem to prawda?
[Ojciec]: Ej synuś, bzdury chyba gadał. Tyś się bał lampy błyskowej jak diabła. Pod stół uciekałeś jak zdjęcia robili...

Piekielny zaczął w rodzince "bywać". Kontakty nawiązał (lub jak to sam określał "odnowił") i tu się pojawił, tam zagadał, a żadnego większego spotkania, gdzie "jadło i napitek" nie odpuścił. Tak też było i podczas tradycyjnego zjazdu rodziny, właśnie z okazji 1 i 2 listopada. Przybył na grób "nestorów klanu" i czekał na zaproszenie. Czekał, czekał. Zaproszony odmawiał, wykręcał się, ale widać było, że jednak pójść ma ochotę. Ale no... jak raz zapomniał karty płatniczej, a dojechać trzeba, bo miejsce spotkania dość daleko. Taksówka droga, każdy w samochodach ma komplet, więc on może nie będzie przeszkadzał... "Pożyczycie? No serduszka kochane, ja mówiłem, że rodzina to jest krrrrew z krrrrwi! I TU! (łubudu pięścią w mostek) TU jesteście! U wuja w sercu, o! (łzy w oczach)"

Dotarł "wuj" na spotkanie. Spotkanie jak wiadomo się rozkręca, pierwsze sztywne i oficjalne rozmowy, a wuj jak iskierka. Tu przyskoczy, tam zagada, tego pochwali, z tym powspomina.
Na stole pojawia się "woda rozmowna". Jeszcze gospodarz nie chwycił flaszki, aby rozlać, a tu flaszka w dłoni... wuja ("Daj młody, daj, wujo naleje. Wiesz... pewna ręka! Z ręki wuja pijesz, pod stołem nie gnijesz, hehehe") Kuzyn lekko zniesmaczony, ale kłócić się nie wypada.
Atmosfera luźniejsza. Tymczasem wujek:

Kieliszek 1: "Oj, działa firmaaa! Działaa! Produkujemy całą parą! Zamówienia jak woda idą. A jak się te święta przewalą, to sprowadzam nowe maszyny. Nowiutkie! Już czekają! Piotruś, chodź no, bo tyś politechnikę kończył, nie? Powiedz no wujowi, czy dobre zamówił?"

Kieliszek 2: "No z Niemiec, z Niemiec! Dojczland maszine, nie? Technologia! Daleko Niemcy, transport drogi, ale ja tam radę dam! W końcu bez rodziny to człowiek jak palec! PA-LEC! Ale z rodzinąąą? Noooo... To choćby góry pękały, to się da radę! Nie? No! To po kielichu, oby nam się".

Kieliszek 3: "Wiesz Krzysiu, biznes to jest biznes. Raz zyskujesz, raz tracisz. Ja jakoś daję radę. Ha! Jakoś! Wiadomo, takie czasy. Taa... Pół ze swoich, pół z kredytu".

Kieliszek 4: "Ledwo dali kredyt. Co się człowiek urobił, nagadał, nachodził, eee tam! Mało, mało! Aż w końcu no, jakoś tam dali. Ale ten transport mi z głowy nie schodzi. Tak... Brakuje."

Kieliszek 5: "Piętnaście, może dwadzieścia tysięcy".

Khielisheh 6: "A bo ja to serce otwieram przed wami! Co ja będę tu gadał, no... Aj, szkoda gadać... (łzy w oczach)".

Kieliszek 9: "A kto ma mi pomóc jak nie rodzina? No kto? Jak rodzina nie pomoże, to kto? A może ja rodziny nie mam? Bo jak nie chcą, to ja się nie będę prosił! Ja k...a honor mam! Żyły wypruję dla rodziny, o! Krew jej dam! A oni nie? To k...a nie".

N kieliszków później: "Ale jakie za dużo? Nie wierzysz, to k...a nie musisz, no! Ja bym rodzinie spod ziemi wykopał, z krwi i serca wyjął! O, z tych żył! Ale wy wszystko takie, od zawsze! Tylko pinindze k...a i pinindze! A honor wasz k...a? Nasz znaczy! Mój, rodzinny! Bo ja rodzina, a wy to ch...e! A ch.. wam wszystkim na groby! Niech mi ktoś po taksówkę dzwoni, tyle chociaż k...a! O, nie tego się spodziewałem! Nie tego... Ale czekajta! Na moim pogrzebie zapłaczecie, już niedługo!

Po taksówkę nikt nie zadzwonił. "Wuj" wybył z miejsca biesiady wyprowadzony siłą przez kuzyna i jego brata. Odszedł w nieznanym kierunku. Słuch po zaginął. Następnego roku grobów nie odwiedzał. I byłoby wszystko w porządku, gdyby parę dni temu jedna z ciotek nie odebrała listu. Z więzienia. Jaka jego treść? Wprost przesyt słów "rodzina", "miłość", "kocham", "krew", "serce", "ja bym wam niebo..." i... "kiedy wyjdę, to będę miał mały problem mieszkaniowy".

Wirtualny wujek kontratakuje?

Rodzina ach rodzina (?)

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 684 (738)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…